Bez kategorii

Gość w dom…

W niedzielę odwiedził nas na nowym mieszkaniu pierwszy Gość. Maria, to bardzo energiczna osoba. Powiedziałabym… dwieście procent kobiety w kobiecie. A kto Marię zna, ten wie, o czym mówię. Chciałabym mieć tyle chęci do dbania o siebie i eksponowania walorów, co Ona. Mam się od kogo uczyć. Poza tym to taka fajna, ciepła osoba. Nie wypuściłam z domu, póki nie skończyła sałatki, którą przy moim Gościu dopiero szykowałam. Dzieci dały popalić, to i miałam obsuwę. A Maria z takim serdecznym pobłażaniem przyglądała się moim niedociągnięciom. I nic, że Szymek puścił pawia pod nogi eleganckiej damy. Nasz syn jest niepoprawny z natury. Marię znam kilka lat i naprawdę mogłabym księgę napisać, jak mnie fascynuje jej osobowość.

A dziś odwiedziła nas Dorota. To jedna z najżyczliwszych i najbardziej zdrowo myślących osób, jakie w życiu spotkałam. Nie w każdym aspekcie się zgadzamy, ale prowadzimy merytoryczne rozmowy. Uwielbiam takie, a Dorota jest mistrzynią w formułowaniu swoich opinii w sposób, które nikogo nie ranią. Wniosła do naszego domu energię, dużo bardzo pozytywnej energii. Naprawdę mam o czym myśleć. Rozmawialiśmy o tak wielu rzeczach, że teraz na spokojnie muszę sobie wyłuskać to, co będzie dla mnie wektorem na kolejne miesiące.

Dorota wręczyła chłopakom upominki, a Michał był w raju dostając kolejny pociąg do kolekcji.

W przypadku jego pasji, posiadając piętnaście pociągów, szesnasty będzie zawsze mile widziany. I tak z każdym kolejnym. Dziś staliśmy na przejeździe kolejowym 18 minut, by synek mógł zobaczyć pędzącą lokomotywę. On pociągi po prostu kocha. W swej dziecięcej szczerości nie omieszkał wyznać, że „już taki ma”. Nie przeszkadzało mu to jednak zająć się nową zabawką przez dobre półtorej godziny. Mówiłam, pociągów nigdy dość! Szymcio też miał zajęcie na dłuższą chwilę i międlił w rączkach nową zabawkę (widać było, że przypadła do gustu). Szymon to by się pewnie jeszcze bardziej ucieszył, gdyby Ciocia dodatkowo pobujała na rączkach. Ha ha ha! Ale grzecznie nie stosował tych samych metod co na mnie. Hi hi hi.

A ja postarałam się wykazać kulinarnie. Włożyłam sporo serca w danie, którym poczęstowałam miłego Gościa. Przygotowałam Czarcią Sałatkę, tyle, że zamiast szpinaku (który był przejrzały) wybrałam miks sałat. W końcu w domu jest tak, jak o tym zawsze marzyliśmy. Jest gdzie posadzić ludzi, jest stół, przy którym możemy zjeść razem. Nie wiadomo kiedy wybiła dziewiąta. Właściwie zorientowaliśmy się po Szymku, który zasnął w bujaku. A w ślady brata poszedł Michał, który sam założył sobie piżamkę i pampersa. No aniołki (ktoś by uwierzył)!

Starszy z braci był niewiarygodnie grzeczny. Nie było na co się poskarżyć. Spokojnie bawił się w pokoju, trochę z nami posiedział, ale nie był namolny jak ma to w zwyczaju (a może my już przesadzamy?). Potem położył się w pokoiku do spania i nie miał zamiaru z niego wywędrować, a Dorota zażartowała, że mamy dobrze wychowane dzieci. Potem pies wyskoczył w ulubiony kącik na opcję „szybkie siku i do domu”, więc pozwoliłam sobie dodać, że pies też jest dobrze wychowany. Ha ha ha! A prawda jest taka, że problemów mamy bez liku, ale – jak to powiedziała Dorota – jesteśmy świadomymi rodzicami, więc jakoś próbujemy sobie ze wszystkim poradzić. I cieszę się, że przy Dorocie mogę śmiało przyznać się, że bywam zmęczona, że brakuje mi cierpliwości. Ona wie, jak bardzo kochamy nasze dzieci i jak bardzo nie lubimy, gdy ktoś próbuje stawiać się nas za wzór. Nie brakuje nam siły i determinacji, ale nie mamy patentu na wiedzę i nerwów z tytanu. Dla mnie najważniejsze jest to, że Michał mówi, iż Mama dużo nie krzyczy „tylko trosieczkę”, że jest „dobła” i że mnie „kocha nad zicie”. Nasze dzieci chyba nie oczekują od nas, byśmy byli idealni. Tego samego nie oczekujemy też od nich. Nie mniej jednak weźmiemy sobie do serca wskazówkę, by rzadziej upominać Michała, gdy ktoś w domu się pojawi i dać mu jego „pięć minut” na absorbowanie otoczenia.

Nasz Gość ofiarował starszemu z braci zestaw edukacyjny do zerówki, ale to już w osobnym wpisie. Jestem znów bardzo naładowana. Zawsze tak się czuję, gdy powraca we mnie wiara w ludzi. Dorota jest taką fajną, bezpretensjonalną kobietą, z ogromem życzliwości w sercu. I cieszymy się bardzo, że nad losem naszych dzieci czuwa taka dobra dusza…

***

A Szymcio po chorobie wraca do formy…

11 thoughts on “Gość w dom…

  1. A ja właśnie dzięki wpisowi Pani Doroty na facebook-u tutaj trafiłam i mam nadzieję częściej zaglądać … po przepisy kulinarne również 🙂

  2. Wczoraj, tuż przed północą zawędrowałam na Pani bloga, przeczytałam kilka nowszych wpisów i postanowiłam zacząć od samego początku. Przerwałam około 4 nad ranem, przed chwilą dokończyłam. Chciałam tylko napisać, że bardzo Panią podziwiam 🙂 Sama nie mam jeszcze dzieci, jestem młodą mężatką, ale tak samo jak pani kiedyś- jestem przerażona wizją urodzenia niepełnosprawnego dziecka w przyszłości. Mój brat ma 5-letniego synka z dziecięcym porażeniem mózgowym- Jakub nie chodzi, nie mówi, ale kocham go całym sercem. Jest moim najpiękniejszym, wymarzonym blondaskowym bratankiem i nie zamieniłabym go na nikogo innego. Nie wiem, czy miałabym w sobie aż tyle siły i samozaparcia, co pani, czy mój brat i jego żona, ale wiem, że można pokochać każde dziecko- nieważne jakim się urodzi. Gratuluję pięknych i mądrych synów, wielokrotnie się wzruszyłam czytając o Michale i Szymonie. Fajnie Pani opisuje te Wasze rodzinne przygody, jestem pod wrażeniem. I mam ogromną nadzieję, że pewnego dnia i mi uda się stworzyć taką kochającą, pełną czułości Kurlandię. Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam całą Waszą rodzinkę. Trzymam kciuki za małego Szymonka. Zapisałam sobie kilka Pani przepisów- jutro robię próbę z domową „mleczną kanapką” 🙂
    P.S. Park Szczytnicki jest również moim ulubionym parkiem- może kiedyś spotkamy się na spacerze- będę wiedziała kogo szukać ^_^
    Tak się rozpisałam, że chyba powinnam napisać maila. Może następnym razem 🙂

      1. To ja jeszcze tylko dodam, że mleczne kanapki wyszły palce lizać! Mój mąż się śmieje, że to są prawdziwe kanapki, a te ze sklepu są mocno oszukane- to był jego ulubiony „batonik”, więc ten deser był strzałem w dziesiątkę 😉 Jeszcze raz dziękuję za inspirację :*

  3. Iga, ale Ty masz pisane! Od czasu wizyty u Ciebie nie zaglądałam na Twój blog i dopiero dziś nadrabiam zaległości! Dziękuję za tyle ciepłych słów, które należą się przede wszystkim Tobie i Jackowi. Dziękuję za rzygającego Szymona (Kochana, nic nowego, moje dzieci też były małe i nie raz dały popalić w tej materii) i za Michała, który dał się pocieszyć i usiadłszy mi na kolanach opowiadał swoje historie, za kawę, ciacho, a przede wszystkim sałatkę, na którą naprawdę warto było poczekać. Buziaki!

Skomentuj ~Fayolka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *