Z ŻYCIA WZIĘTE

Dzień Matki

W połowie tygodnia odbyło się przedstawienie z Okazji Dnia Ojca i Dnia Matki. Michałek – wystrojony w białą koszulę, kamizelkę w romby i krawat – recytował swój wiersz:

„Po to jest Mama, aby mnie wzięła na kolana

By pogładziła po głowie, podarowała opowieść

Aby zawsze przy mnie była, pomogła, pocieszyła

A ja rosnę przy Mamie wczoraj dzisiaj i jutro

Żeby jej nigdy w życiu nie było pusto i smutno”.

Rolę odegrał znakomicie. Mówił głośno, starał się – mimo stresu – zachować dobrą dykcję. Z resztą…nagraliśmy to na pamiątkę. Lata mijają, a my często łapiemy się na tym, że pewnych rzeczy nie możemy sobie przypomnieć. Zbiór zdjęć i nagrań będzie uzupełnieniem prowadzonych przeze mnie zapisków Kurlandii. Mam też spory pakiet drobiazgów: włoski z pierwszego strzyżenia, ząbki, pierwsze ubranka i butki, nawet karty szpitalne i obrazki z chrztu na oddziale. Wszystko po to, by ocalić piękne chwile od zapomnienia.

https://www.youtube.com/watch?v=Zy8Jr-jSX-k

Michał, mimo swojej nadpobudliwości, ustał w miejscu. To jest najlepszy dowód na to, jak wielką moc sprawczą ma długotrwała i wielokierunkowa rehabilitacja. Występ obserwowali obaj Tatusiowie: ten, który dał Michałowi życie i ten – przyjmujący na swoje barki trud wychowania dziecka na co dzień. I to od wielu długich lat.

W pewnym momencie Michał i jeszcze jakieś dziecko nie podniosło się z ławki, by odśpiewać piosenkę. Koleżanka naszego syna – mała blondyneczka w żółtej sukience – zdyscyplinowała Michała na cały głos (by słyszał), czym rozbawiła zgromadzonych na sali. I wstał. Śmiesznie to wyglądało.

Łezka w oku się zakręciła. Moje dziecko takie już duże…We wrześniu idzie do pierwszej klasy. Tylko co on tam będzie robił, skoro pisze, czyta i liczy w setkach? Będzie malował szlaczki – mówię z przekąsem…No i się socjalizował w grupie, co jeszcze jest dla niego trudne. Im więcej dzieci wokół i bodźców, tym większe pobudzenie układu nerwowego. Ale i to przepracujemy. Już tak wiele udało się osiągnąć!

Dostałam od syna bransoletkę. Noszę ją na znak, że doceniam jego pracę. 24 lipca 2007 roku marzyłam, by moje dziecko przeżyło i było zdrowe. Ozdoba będzie mi o tym przypominać w chwili, gdy zabraknie mi cierpliwości do nieprzeciętnej gaduły z turbodoładowaniem mocy. Na okoliczność występu poszłam do fryzjera. Chyba pierwszy raz od trzech kwartałów.

Jacek i Łukasz – którego zaprosiliśmy również na uroczystość w przedszkolu- zostali obdarowani breloczkami. A w nich, za szybką, portrety ojców własnoręcznie malowane przez Michała. Po występach zaproponowano wspólną zabawę rodziców z dziećmi i Panowie tańczyli pod dyktat Małpki Filomeny. Uśmiałam się przy tym porządnie. „Małpa Filomena w wielkim zoo mieszkała, małpa Filomena wszystko robić chciała. Skakała, skakała, wciąż się wyginała, na drzewo wchodziła. Patrzcie co robiła!” I tu Ojcowie musieli naśladować ruchy wskazane przez jedną z osób zgromadzonych w kółeczku. Każdy miał swoją szansę, by wymyślić pozę.

Potem Michał pojechał z Ojcem do Mc Donalda – obowiązkowy punkt programu odwiedzin. Syn urządził też mały koncert życzeń w markecie, poszedł spać późno w nocy. No i wylądowaliśmy nazajutrz na dywaniku, by wysłuchać litanii skarg na nasze dziecko. Że pobudzony, że nie słucha. W domu też dramat: tupanie i parskanie nam w twarz. Cała nasza praca ostatnich tygodni poszła na marne.

Założyliśmy kilka tygodni temu zeszyt, w którym oceniamy minkami zachowanie syna w przedszkolu. Czym innym jest upominanie w kółko o te same rzeczy, a zupełnie inaczej Michał odbiera zapiski, które widzi i może oszacować ich ilość i wartość. Kiedy wykazuje postawę roszczeniową, to otwieram kajet i rozmawiamy o tym, czy zapracował na nagrodę. Patrzę – kilka dni przed imprezą – same uśmiechnięte buźki. Dzień po…dramat. I jeszcze wpis pedagoga specjalnego: „Michał dużo krzyczy, biega, jest bardzo pobudzony. Myślę, że wpływ ma na to wczorajsza impreza i duża ilość dzieci (dziś 15)”.

Jestem zmęczona. Pracuję od świtu do nocy od prawie ośmiu lat, by mój pierworodny syn mógł w pełni cieszyć się zdrowiem i sprawnością oraz odczuwał radość życia. Rozluźnienie dyscypliny bardzo źle wpływa na Michała i najwyższy już czas, żeby Łukasz wsparł nas w procesie wychowawczym. Nie mogę nadal przymykać oczy na totalne dezorganizowanie rytmu dnia i łamanie naczelnych zasad, które wprowadziliśmy ze specjalistami dla dobra dziecka. Próbowałam z Łukaszem rozmawiać, ale uniósł się, a ja na siebie nie pozwolę krzyczeć. Daleka jestem od wieszania przysłowiowych psów na byłym Mężu. Wiem, że kocha Michała i nigdy nie robiliśmy z Jackiem nic, by tę więź osłabiać – na pewno Łukasz to przyzna. Do tego stara się pomóc, gdy jesteśmy w patowej sytuacji. Biologiczny ojciec musi jednak zrozumieć na czym tak naprawdę polega to „bycie ojcem”. Musi zrozumieć, że

1. Przestrzegamy rytmu dnia: godzin w przedszkolu, czasu na zabawę i pór zasypiania. Dwudziesta pierwsza to ostateczna godzina, gdy syn kładzie się do łóżka. W przeciwnym razie jest niedospany i bardzo źle czuje się na drugi dzień. Odreagowuje pobudzeniem.

2. Słodycze, tablet, bajka, płatny plac zabaw – wyłącznie jako nagroda za dobre zachowane i pomoc w domu. Michał ma prawo wybrać jedną z tych rzeczy, nie wszystkie na raz.

3. Michał może wybrać sobie w sklepie coś nadprogramowego do jedzenia, ale musi się zdecydować na jedną konkretną rzecz. Sam decyduje czy są to chrupki, chipsy czy słodka bułeczka, albo coś jeszcze innego. Normalne jedzenie i picie – które jest potrzebne do zbilansowania posiłku – nie jest w to oczywiście liczone. Mówimy o smakołykach. Podobnie z zabawkami podczas wizyty Taty: jedna, a nie koncert życzeń.

4. Słodycze i posiłku z czekoladą i mlekiem muszą być konsultowane z nami. Najlepiej ich w ogóle unikać. Są smakołyki, które nie szkodzą. Na przykład paczka malin czy truskawek, które Michał uwielbia, albo soki – przeciery.

5. Michał może jeść słodycze dopiero po pełnym, porządnie zjedzonym posiłku.

6. Michał ma swoje obowiązki, z których trzeba go bezwzględnie rozliczać każdego dnia! Musi: odkładać ubrania i buty na miejsce, sprzątać pokój po zabawie, ścielić łóżko, ubierać się samodzielnie i wynosić rzeczy do prania, robić zadania domowe, wynosić naczynia do zlewu, wyrzucać śmieci z pokoju.

7. Jeśli my coś mówimy, to nie może mieć miejsca polemika z nami przy dziecku. Musimy mówić wspólnym głosem.

Kiedyś sądziłam, że jeśli będę dużo rozmawiać z dzieckiem i dużo z nim przebywać, to ono będzie takie ułożone, akuratne. Teraz wiem, że istnieją dzieci temperamentne, ciężko poddające się obowiązującym zasadom. Takim dzieckiem jest Michał. Widać, że potrafi zachowywać się w sposób zdyscyplinowany. Jego występ był wspaniały! Byłam z niego bardzo dumna. Wymaga to jednak niebywałej konsekwentności ze strony jego opiekunów i ciągłej, systematycznej pracy. Bycie Mamą Michała bywa trudne. Jednego dnia mam oczy pełne łez ze wzruszenia, innym razem płaczę z bezsilności czy złości. Jednego czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie, innego dnia mam ochotę wystrzelić się rakietą w kosmos. Jest to najtrudniejsza praca do wykonania: bywa najbardziej niewdzięczna i najbardziej satysfakcjonująca – istny rollercoaster emocji. Inaczej to sobie wyobrażałam mając lat dwadzieścia kilka i czując ruchy Maleństwa w moim brzuchu. Jakoś naiwnie sądziłam, że będzie łatwo. Tak w kolorowe czasopisma mnie nastroiły. Ha ha ha.

Bycie Matką Szymona dostarcza zupełnie innych wrażeń. Młodszy syn daje mi dużo wewnętrznego wyciszenia, ale za to ogrom pracy fizycznej. Stawy mi wysiadają. No i tak ciągła walka o zdobycie pieniędzy na rehabilitację…Wykańcza mnie to. Ciągle prosić o pomoc i frustrować się na widok szerokiego strumienia wydatków, płynących z subkonta fundacji. Za to radość z każdego postępu uskrzydla mnie, niemal mogę unieść się nad ziemię.

Uczę się tego, że z jednej matki zrodziły się dwie, zupełnie inne od siebie istoty. Nie spodziewałam się, że rodzeni bracia mogą być tak różni. To ogromna szkoła rodzicielstwa: integrować dwa odmienne w swoim charakterze byty. Uroczystość z okazji Dnia Mamy i Taty jest dla nas taką nagrodą za wysiłek, zaangażowanie. Można rozsiąść się wygodnie i zajadając domowe ciasto, patrzeć na nasze dziecko, które stara się zrobić dla nas coś miłego. Ta odpowiedź zwrotna jest cudowna! Ileż musieliśmy przeżyć, by stać właśnie w tym miejscu.

Czy jestem dobrą Matką? Nie mnie to obiektywnie oceniać. Wystarczy jednak posłuchać piosenek, które Michał wymyśla na poczekaniu i nuci pod nosem…Choćby tę z wczoraj…”Mama kocha całom rodzinem. Tatę, Michała, Szymona, Nelke i Foresta. Mama kocha wszystkim nas”. Chyba nie muszę się martwić…No może tym, że synowi słoń nadepnął na ucho. Ha ha ha!

***

3 thoughts on “Dzień Matki

  1. Iga, Ty jesteś najwspanialsza matką na całym świecie!!! Podziwiam Cię całym sercem. I wiele od Ciebie uczę, głównie pokory i radości życia: ) ja nie dała bym rady. Sama też mam dwóch synów, młodszych od Twoich, różnica wieku 2lata 9 mies różnicy. I często opadam z sił i mam wyrzuty ze inną matką to by dała radę a ja nie.
    Jesteś wspaniała żoną, matką i nigdy nie zapominaj o tym.
    A jeśli chodzi o Łukasza to masz absolutnie 100% racji. Jeśli nie daje sobie tego wytłumaczyć zaproś go do was do domu na parę dni i niech sam się przekona do czego doprowadzają jego pomysły. Powinien zrozumieć ze robi mu krzywdę.
    Uwielbiam Cię Iga, nigdy się nie zmieniaj!!!

    1. Dziękuję za miłe słowa. Jestem jakoś zmęczona wszystkim. Dziś zrobiłam sobie dzień luzu i jest mi lepiej. Świat się nie zawali, jeśli nastawię jedną pralkę mniej czy nie zrobię jednego dnia ćwiczeń z chłopcami. Pamiętaj, że każda matka ma ochotę czasami odlecieć w kosmos. Nie znaczy to, że jest zła. Jesteśmy przemęczone, presja bycia matką z żurnala jest wielka. Czasami trzeba dać sobie przyzwolenie na obniżenie poprzeczki stawianych przed sobą wymagań. Świat się nie zawali.
      Łukasz jest w porządku, ale nie ma zielonego pojęcia jak wychowuje się dziecko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *