Bez kategorii

Dzień Domownika

   Czasami trzeba wrzucić luz. Dać sobie spokój z sumiennie wykonywanymi obowiązkami i zrobić sobie taki Dzień Domownika. Czym się charakteryzuje taki specjalny dzień?

   Otóż koniecznie trzeba złamać kilka zasad 🙂 Zaczęłam od samego rana. Dziś obudziłam się w bardzo dobrym humorze i po raz pierwszy od wielu tygodni nie mdliło mnie, nie byłam ospała i nie odczuwałam żadnych ciążowych dolegliwości. To był dobry początek, choć tak naprawdę niezależny ode mnie. Szymuś zrobił mamie niedzielny prezent 🙂 Dlaczego Szymuś? Ten brzuch – on – no to imię męskie mu się należy. Ostatecznie możemy brzuch nazwać Weronika, ale niech się lekarz wypowie 🙂 A potem już poszło lawinowo i dobry nastrój zasypał pozostałych członków rodziny.

   Po pierwsze śniadanie. Każdy dostał to na co miał ochotę. Naczelna zasada została złamana a ja miałam ubaw. Michał kulki czekoladowe z mlekiem, ja zjadłam pomidory z chudym serkiem (ech dieta zalecona na poprawę stanu wątroby). A Tata? Tata dostał śniadanie do łóżka.

   Tak, tak. Leżał sobie do 9-tej pod kołdrą (co się nigdy nie zdarza) i dostał miseczkę sałatki z wędzonym kurczakiem wprost pod zaspany jeszcze nosek. „Ojjjj niespodzianka??? Ale jesteś kochana…”. Potem jeszcze podałam mu kawę, Michałowi dosypałam kulek. Sama się kisiłam, bo pomidory domagały się pieprzu i szczypioru a ja nie mogłam ich dodać. „Mmmm jakie ja mam szczęście…” – mruczał mężuś mój kochany.

   Potem wylegiwaliśmy się przed telewizorem. Obiadu mi się robić nie chciało, ale nastawiłam zupę, którą zjedliśmy przed południem. A potem chłopcy zrobili mi mój Dzień Domownika i ewakuowali się na trzy godziny z domu 🙂 Leżałam w łóżku i byczyłam się. Cisza, spokój…Żadnego „Mamusia popłosię to, Mamusia popłosię tamto”. W końcu pooglądałam filmy przyrodnicze a nie kreskówki 🙂 Zrobiłam pranie, ale nie chciało mi się go rozwieszać. To znaczy nigdy mi się nie chce, ale robię to z obowiązku 😛 A dziś dałam sobie luz i przełożyłam to na później. Miałam posprzątać jedną półkę, ale też przełożyłam to na potem. Jak świętować to świętować!

    Trzy godziny nicnierobienia naładowały mnie na zapas. Jacek naprawił komputer przyjaciółce. Michał bawił się z żółwiami. Jednego prawie rozjechał ponoć ulubioną śmieciarką. Szybko im minął czas.

   W końcu wylazłam, nawet rześko z łóżka. Miałam 200 procent mocy. Chłopaki już wracali do mnie. Stwierdziłam, że czas na drugie danie.

    Zrobiłam Kluski Śląskie. Ugotowałam i ostudziłam ziemniaki – porcję na dwa dni. My nie jemy dużo ziemniaków, więc wyszedł mały garnuszek. Moja kochana Babcia nie pamiętała przepisu, więc dodałam jedno jajko i po 6 kopiatych łyżek mąki pszennej i ziemniaczanej oraz dużą szczyptę soli. Wyszły pyszne. Ja nie lubię kluseczek takich żelowych, rozciągliwych. Lubię zwarte, pachnące świeżymi ziemniakami. Takie mi wyszyły. Kto co lubi 🙂

   Mielone mięso z szynki i wołowiny posoliłam. Dodałam jedno jajko. Przydała by się jeszcze smażona cebulka na maśle i pieprz, lecz moja cudowna dieta to teraz wyklucza. Ech…

   Z mięsa zrobiłam małe kulki i obsmażyłam na patelni teflonowej (bez tłuszczu), żeby zamknąć pulpeta (nie rozchodzi się w sosie). Wrzuciłam do garnuszka, zalałam wodą, dałam pół kostki rosołowej zamiast soli. Gotowałam aż woda nieco odparowała. W jej miejsce wlałam wodę z pokrojonym koperkiem, dwoma łyżkami chudej śmietany i dwoma łyżkami mąki. Czekałam, aż wywar się zagęści i często mieszałam. No i zrobiłam te pulpety zdrowe dla mojej wątroby. Dodałam trochę oregano. Brakowało mi liścia laurowego i ziela. Za mało było pieprzu. Wyszło smacznie, choć od razu było czuć, że to nie kuchnia w moim stylu. Ja lubię bogaty smak potrawy a tylu rzeczy teraz nie mogę jeść.

  

   Teraz idę do Jacka. Pewnie obejrzymy film, pewnie będzie bardzo, bardzo miło 🙂 Fajnie tak czasem dać sobie luz. Odpocząć od systematycznej pracy zawodowej i domowej. Czuję się bardzo dobrze 🙂 Nie odczuwam wyrzutów sumienia, gdyż na co dzień nie odkładam obowiązków na później. Nie lubię, gdy praca mi się nawarstwia, mam już swój rytm wykonywania zajęć domowych. Raz na jakiś czas mogę sobie pozwolić na odpoczynek. I wszyscy na tym skorzystali dzięki relaksowi i dobremu nastrojowi. A teraz czas na wieczorek z mężem…:)

***

  

  
  

  

  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *