Z ŻYCIA WZIĘTE

Bo Michał chce.

Michał w lipcu skończy dziesięć lat. Z perspektywy dekady dokładnie widać, jak wielkie postępy poczynił starszy syn w rozwoju. Jako trzylatek miał tak olbrzymie zaburzenia integracji sensorycznej, że zwykłe wyjście po chleb do pobliskiego sklepu, czy osiedlową pocztę, było gehenną. Dziecko nie przyswajało namiaru bodźców, pobudzało się, a w efekcie okaleczało nas lub siebie, skrajne wybuchy złości i histerii ciężko było ujarzmić. Naszą traumę potęgowała nieudolnie kierowana pomoc przez przypadkowych obserwatorów. „Masz cukiereczka, tylko bądź już grzeczny” – jakaś starsza Pani wyciągnęła słodycz z torebki, gdy ja stosowałam w autobusie miejskim chwyt obezwładniający dziecko, by w ataku furii nie rozbiło sobie czaszki…”Co za niewychowane dziecko(…)Co to za rodzice, że nie potrafią uspokoić bachora(…)Ja to bym wlał w dupę takiemu!” – słyszeliśmy z Jackiem nie raz przy kasie w markecie. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać.

Kiedy Michałkowi nie udawało się wyprowadzać mnie z równowagi, wbijał sobie paznokcie w gałki oczne, próbując wymusić na mnie swoje racje. Dość szybko zrozumiał, że zniosę ból rozbitych łuków brwiowych czy warg, do krwi podrapaną skórę, ale nie udźwignę cierpienia własnego dziecka. Przełom nastąpił, gdy zdecydowaliśmy się z Jackiem na rozmowę z psychologiem. Zrozumieliśmy wtedy, że Michał nie jest niewychowany i podły, lecz zwyczajnie…niepełnosprawny. Przestaliśmy wtedy przykładać własną miarę do syna, zaczęliśmy wyczerpującą pracę nad wyciszeniem jego układu nerwowego. Zrezygnowaliśmy z wielu ważnych dla nas rzeczy (unikaliśmy wszelkich tłocznych miejsc), aby nie bombardować Michała nadmiarem bodźców. Wprowadziliśmy sporo działań wyciszających, umożliwiających synowi doprowadzenie do takiego stanu, gdy w jego układzie nerwowym procesy hamowania zaczną dominować nad procesami pobudzania. Ogromnie pomocna była hippoterapia, integracja sensoryczna, praca z neurologopedami, basen, terapia sztuką. Zaczynaliśmy od trzech minut skupienia dziecka na jednej czynności, obecnie Michaś potrafi usiedzieć kilka godzin przy danym zadaniu. Jest wytrwały i precyzyjny, niewiele potrzebuje zachęt do ukończenia rozpoczętej pracy. Jego rękodzieło zdobyła wiele wyróżnień i nagród, a na misternie splatane bransoletki czy zakładki do książek, znaleźliśmy nabywców i dziecko ogromnie się przy tym dowartościowało. Zrozumiał, że wyciszenie się otwiera mu bardzo wiele drzwi.

Nieustannie staramy się, by działania Michała miały na celu poskromnienie jego nadpobudliwości. Nie znajduje już ono swojego ujścia w agresji, ale w płynności mowy. Przebrnęliśmy zatem przez wycieńczający turnus logopedyczny, ograniczyliśmy telewizję i tablet do absolutnego minimum. Niepłynność powraca w sytuacjach stresowych i kiedy Michał jest tak pobudzony, że zapomina o łapaniu oddechu podczas mówienia. Nie dopuszczamy z Jackiem do sytuacji, w której dziecko nakręcone jest jak sprężyna i nie potrafi zapanować nad własnym zachowaniem. Studzimy jego emocje, często też uprzedzamy pewne fakty, bo wiemy, że Michaś nie umie jeszcze radzić sobie z krytyką czy odrzuceniem.

Jaki duże jest zatem moje i Jacka zdziwienie, kiedy dostajemy od Taty Łukasza zdjęcie z wybranymi przez Michała okularami. Ja już pomijam fakt, że Łukasz nawet nie poinformował mnie, ze zabiera dziecko do lekarza, a potem słowem nie wspomniał o wyniku kontroli. Sama wydzwaniałam, by czegokolwiek się dowiedzieć…Przecież martwiłam się, przeżywałam. Wolałam jednak myśleć: „stara się”. Widzę jednak swoje dziecko w mms’ie, z wielkimi, czarnymi, plastikowymi oprawkami, zajmującymi pół policzka. Początkowo sądziłam, że to jest jakiś kiepski żart. „Michał takie chce!” – uciął rozmowę były Mąż. Pod skórą czułam, jak wyglądało to wybieranie, dlatego kategorycznie nie zgodziłam się, by okulary zostały zakupione bez porozumienia ze mną. Sytuacja była nerwowa, nieprzyjemna. Ochłonęłam przed szczerymi pogaduszkami z synem.

– Michałku…Słyszałam, że oglądałeś z Tatusiem okularki…

– Tak.

– Fajne były?

– Nooo – odparł radośnie.

– A czy patrzyłeś, czy pasują Ci do buźki? Dobrze leżały na policzkach, nie były za duże? Co Ci się w nich podobało? – opowiedz mamie.

– Nooo, no bo były zielone ( z boku)…

Tyle. Nad niczym więcej się nie zastanawiał.

Ręce opadają…Michał wybrał tę właśnie oprawkę, bo ma obecnie szał na punkcie zielonego i żółtego (odblaskowego) koloru. W ogóle nie myślał o tym, jak w nich wygląda i jak odbiorą go rówieśnicy w szkole. Gdyby jakieś okulary były całe zielone, pewnie one ostatecznie zostały by zakupione przez ojca. „Michał chce, Michał ma.” – taką zasadę wyznaje mój były Mąż. Tylko, że potem Jacek i ja gasimy pożary. My rozładowujemy frustrację dziecka, wysłuchujemy monologów wychowawczyni, psychologa czy rehabilitantów. My ocieramy łzy, gdy Michał nie radzi sobie z odtrąceniem, ponosi jakieś porażki. Łukasz bawi się w bycie ojcem – tak to odbieram i narasta we mnie złość. Nikt nie zarzuca mu złych intencji, ale niech w końcu zacznie wychowywać syna i robi to odpowiedzialnie. Niech rozmawia ze swoim dzieckiem, pokazuje mu rozwiązania i opowiada o ich potencjalnych skutkach. Niech bierze też – skoro tak się wyrywa – odpowiedzialność za decyzje, które podejmuje bez porozumienia z nami. Czy kiedykolwiek rozmawiał z terapeutami Michała? Dobre pytanie…Wyłącznie po naszej stronie jest ten trud.

To my jesteśmy narratorami otaczającego syna świata. Tłumaczymy, naświetlamy skutki podejmowanych przez dziecko decyzji, jednak pozostawiamy synowi coraz większą swobodę wyboru. Niedawno dostał zegarek z funkcją dzwonienia i SOS. Dzięki niemu dziecko swobodnie porusza się po osiedlu, może bawić się z kolegami dalej od domu. Nauczyliśmy syna, by dawał znać, kiedy zmieni miejsce swojego pobytu. Ja też czasem zadzwonię do Michała, gdy długo nie wraca, albo kiedy obiad czeka na stole. Niestety syn nie jest na tyle odpowiedzialny, by zabierać Smartwatch do szkoły. Bawi się nim, dekoncentruje, odmawia wykonywania poleceń na lekcjach. Mimo najgorętszych obietnic, że będzie korzystał z gadżetu tylko na przerwach, bawi się nim cały czas, a my zbieramy cięgi. Nie Michał, my. Bo to – póki co – na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za postępowanie ich dziecka.

Były Mąż właśnie poinformował mnie, że kupuje synowi telefon. Pytam, po co? „Bo Michał chce.” – padła odpowiedź dorosłego (ponoć) mężczyzny, rozsądnego i kochającego ojca. Nie zgadzamy się, kategorycznie mówimy „nie”! Michał jąka się, gdy rozmawia przez komórkę – zarówno biologiczny ojciec jak i dziadkowie doskonale o tym wiedzą. Do tego jest podatny na zabawę przed ekranem. Łatwo się wciąga w tego typu rozrywkę, jest potem pobudzony, nienaturalnie rozentuzjazmowany. Po terapii niepłynności mowy długo wypracowywaliśmy z synem kompromis z tabletem. Michaś wie, że najpierw są domowe i szkolne obowiązki, potem ganianie po dworze i spalanie nadmiaru energii, a tablet dostaje na pół godziny czy godzinę – nie codziennie. Założyliśmy blokadę rodzicielską na pobierane treści. Drugą sprawą jest to, że syn ma aktywny zegarek i nikt do niego nie dzwoni. Nikt! Po co zatem kupować mu komórkę? By miał nieograniczony dostęp do internetu i gapił się w ekran? Dziesięć lat walczę, by mój syn miał fajne dzieciństwo: aktywne i kreatywne. Kategorycznie nie zgadzamy się na telefon i mam nadzieję, że Łukasz nie postawi nas w sytuacji podbramkowej. Może za rok, lub dwa wrócimy do tej rozmowy i zmienimy zdanie. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie rozwoju będzie Michał. To wyłącznie od jego gotowości zależy, czy możemy mu dalej rozszerzyć granice.

Codziennie rano Michał przynosi nam jakieś prace plastyczne. Zazwyczaj rysunki, czasami jakiś koszyczek, a dziś to był robot z kreatywnej piankoliny.  Zdarza się też, że szykuje dla nas śniadanie-niespodziankę. Pozostawiam pytanie otwarte, co robiłby syn po przebudzeniu, gdyby miał telefon?…

Jeszcze wiele pracy przed synkiem, by umiał wziąć odpowiedzialność za komórkę i za swoje zachowanie. By mowa była płynna mimo ekscytacji. Doceniam, że Łukasz próbuje spełniać marzenia swojego dziecka – intencje nie są złe. Oczekuję jednak, że będzie to robił mądrze, konsultując się z nami. Wyjazd w góry zorganizował naprawdę bardzo fajnie, dużo w tym jednak zasługi rozsądnej Kasi – partnerki mojego byłego męża. Spełniała ona rolę buforu, zaworu bezpieczeństwa. W taką stronę powinien ojciec Michała kierować swoją aktywność, by zapewniać mu ruch, zaszczepiać kolejne sportowe pasje. Uważamy, że przyszedł też właściwy moment, by przejął część odpowiedzialności za rehabilitowanie syna. By poznał ten nadludzki – często – wysiłek, a przede wszystkim założenia terapii. Wie, że dziecko jąka się podczas rozmów telefonicznych, a planuje zakup komórki, bo „Michał chce”? Dla mnie to niepojęte po prostu. Niepojęte! Gdzie zdrowy rozsądek w spełnianiu zachcianek syna? Nie chcę być wiecznie stawiana wiecznie w roli „tej złej”. Dość!

Pojechaliśmy do gabinetu optycznego. Wybraliśmy wspólnie z Michasiem kilka modeli okularów. Wraz z Panią z obsługi wytłumaczyliśmy, które oprawki są za szerokie i odstają na skroni, które zsuwają się z nosa i dziecko łypie oczami nad szkłami, odrzuciliśmy okulary są za duże do jego drobnej, wcześniaczej buzi i za ciasne przy uszach. Ostatecznie zostały dwie pary: w jednej wyglądał pięknie – naszym zdaniem, druga była też w porządku: granatowo – jaskrawozielona. Sposób, w jaki Michał bronił swojego wyboru napawał nas dumą. Pozował do zdjęć, był w pełni świadomy tego, że wygląda nowocześnie i dobrze.

– Podobają Ci się te okularki?

– Nooo. Mega!

– A co Ci się w nich podoba?

– Bo wszystko widzę (szerokie szkła), nie spadają. Zobacz, schylam się i nic. Są zielone, właśnie takie jak chciałem. Mega! – aż piszczał.

– A jak koledzy Ci będą dokuczać? – nie odpuszczałam…cała ja.

– Ale to ja noszę, a nie oni. Są mega! – I pozował do zdjęć jak mały model.

Oprawki były dopasowane do twarzy. Michał czuł, że ładnie wygląda i że okulary są funkcjonalne. Dostał to, czego chciał, ale jednocześnie zbudowaliśmy w nim poczucie własnej wartości. Ze szkoły wrócił zadowolony. Iskry pogasił sam, bo był absolutnie przygotowany, by sprostać ewentualnej krytyce. Postaraliśmy się o to wcześniej, zadaliśmy sobie z Jackiem ten trud.

Nikt nie powiedział, że wychowywanie dziecka jest rzeczą prostą. Trzeba dużo rozmawiać, słuchać, starać się przewidywać przyszłość i zapobiegać problemom. Z każdym rokiem syn dostawać będzie coraz więcej swobody w dokonywaniu samodzielnych wyborów, ale i będzie miał więcej siły, aby ich bronić. Jednak, wcześniej trzeba go tego solidnie nauczyć. Pokazać, że nie wolno działać pod wpływem impulsu, zachęcać do przewidywania skutków danej decyzji. Rozmowa to podstawa! Michał cały czas jeszcze żyje chwilą. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku przygotowywania go do dorosłości. By jego decyzje były przemyślane i pokierowane rozsądkiem. Oczekuję, że biologiczny ojciec Michała zacznie nas w tym wspierać. Apeluję o to od lat, bezskutecznie. Tracę cierpliwość.

Kochać trzeba mądrze. Dlatego – mimo początkowej wielkiej niechęci do byłego partnera – zawsze wspierałam relację Michała i jego ojca. Oczekuję dokładnie tego samego! By Łukasz wspierał dobre relacje łączące Jacka i mnie z synem, a które z takim trudem latami budowaliśmy. Tymczasem chce mi się płakać, bo musiałam znów przeprowadzić z Michałem ciężką rozmowę, by wygasić niechęć dziecka i bunt po tym, jak nie zgodziłam się na telefon. Muszę przetrwać nadąsane miny, bo przecież miałam odwagę powiedzieć „nie”. Znowu jestem niedobra…Ja…niedobra…

***

19 thoughts on “Bo Michał chce.

  1. Iga – witaj w klubie. Ja też jestem ta niedobra wiecznie zabraniająca tabletu, telefonu, telewizji. Nic tylko nauka, nauka i nauka. Bleeeee.
    Iga, daj mi znać proszę (na maila albo jakoś, żeby nie było reklamy) jaki macie ten zegarek. Też się zastanawiam nad takim cackiem dla Stasia.

  2. Witam, Pani Igo nie boi się Pani że Michał kiedyś nie mówię że teraz powie, że chce Mieszkać z tatą? Ja też jestem tą złą mama od wymagan, zdarzyło mi się to uslyszec, nie powiem serce się rozpadło

    1. Spytałam teraz syna. On uwielbia jeździć do Radzynia, ale woli mieszkać z nami. Mimo wszystko jesteśmy bardzo zżyci. A co będzie kiedyś? Nie wiem…

      1. Też jesteśmy bardzo zżyci, ale wiadomo w domu trzeba sprzątać, dbać o zwierzaki, uczyć się a u Taty luzik, mam tylko to szczęście / nieszczęście, że zawsze się o wszystko pyta i kiedy Borys ma pomysł którego ja nie akceptuje zawsze mówi mu że mama jest szefem i to ja muszę się zgodzić, szkoda że kiedy radzę się go jaką szkołę wybrać, czy lekarza mówi mi to samo 🙂
        Wiem też że ze względu na to że pracuje na platformach wiertniczych, nie ma możliwości zaopiekowania się młodym….

        1. Tu o to chodzi, żeby wspólnie decydować. A jeśli Tata Michała chce więcej swobody w podejmowaniu decyzji, musi najpierw poznać terapie syna, ich obostrzenia.

  3. Mamy to samo! Ale nasz tatuś z polotem – motorynkę chce dziewięciolatkowi kupić bo „on w jego wieku już miał!”
    I tu nie ma pola do dyskusji.
    U taty jest fajnie bo są gry komputerowe, bajki i słodycze i tata nie każe się uczyć…
    Kiedyś w złości młody wykrzyczał, że woli mieszkać z tatą, a ja (w złości 🙂 ) wykrzyczałam, że proszę bardzo. Będzie mi smutno, i będę tęskniła, ale skoro taka jest jego decyzja – szanuję ją.
    I wtedy powiedział, że nie wiadomo, czy wszystkie jego rzeczy zmieściłyby się u taty, to już niech będzie, że zostaje z nami 😉
    Tak więc przez sześć dni w tygodniu konsekwentnie pilnuję zasad, a w niedzielę dziecko wraca z bólem brzucha po paczce żelków i bólem głowy po mixie tv i laptopa…

  4. A jeszcze tak przy okazji, pytanie które chodzi za mną tak już od ponad roku 🙂 I ciągle wydaje mi się, że może nie powinnam, bo to niestosowne… najwyżej nie odpowiadaj, zrozumiem 🙂
    Jak do tego co piszesz ustosunkowują się ludzi z twojej dalszej rodziny? Oczywiście wtedy, kiedy piszesz o nich. Kiedy krytykujesz na łamach bloga mamę, czy byłego męża, czy wspominasz o nie najlepszych kontaktach z bratem… Albo twój tato – kiedyś ostro go opisałaś. Albo była żona Jacka… Czy ci ludzie dzwonią z pretensjami, czy udają, że nie czytają ? 🙂

      1. Pytanie, z czyją prawdą, bo ta, jak wiadomo, po środku leży 😉
        No i prawdą jest też, że niewiele komentarzy dopuszczasz, Iga, patrząc choćby na ilość wejść na blog 🙂

  5. Ag… ilość wejść na bloga nie jest równa z komentarzami-ja jestem stałą czytelniczką już od 6 a moze i 7 lat a to jest mój chyba 3 komentarz.
    Z tego co zdążyłam zauważyc Iga nie chowa się przed krytyka więc nie ładnie posądzac ją o niepublikowanie kom…
    pozdrawiam gorąco całą rodzinę.

    1. Ja również czytam blog od lat, jak jeszcze Michałek był szkrabem. Komentuję prawie NIGDY. Nie wierzę jednak, że blog o milionowych wejściach nie ma hejtu i raptem po kilka komentarzy do wpisu. Nie wierzę. I tyle 🙂

  6. Witam. Czy możesz coś napisać na temat zegarka, który ma Michał. Chcę taki kupić córce i chętnie poznam Twoją opinię czy warto. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *