Z ŻYCIA WZIĘTE

Bo ja sie tak zakochałem…

Odebrałam dziecko ze szkoły zaraz po obiedzie. Musiałam chwilę poczekać, zanim syn przeżuł rybę – wyjątkowo mało smaczna była dzisiaj, aż się zdziwiłam. W tym czasie zdążyłam poznać kilka historii pod tytułem „Proszem Pani, a Michał…”. Dosiadła się do mnie córka dewelopera. (Tak, tego mojego „ulubionego”, co to udaje, że mnie nie widzi). Laura – cudna, przemiła dziewczynka bez zęba na przedzie – zaczęła opowieść…

– Proszem Pani, a Michał się we mnie zakochał.

– Wiem, mówił mi. Bardzo Cię lubi. A Ty jego?

– Też bardzo lubię – dziewczynka nabierała pąsów, a uśmiech miała od ucha do ucha. Widać było, że to kobitka z wysokim poczuciem własnej wartości. I dobrze!

– I mnie pocałował. (Tu dołączył się na chwilę blondynek i filuternie przytakiwał oczami).

(Chwila mojego zapowietrzenia).

– A wie Pani…bo Michał stanął dzisiaj w mojej obronie. Pawełek mnie bił i Michał mnie obronił.

– No to super, ładnie się zachował.

– Nooo. I jak siadam, to odsuwa mi krzesło (…) A jak siedze na stołówce, to nie musze wstawać. Michał przynosi mi owoce i kompot. – Dziewczynka promieniała, a ja pękałam ze śmiechu na myśl, że te same historie opowiada pewnie w rodzinnym domu. Z wszystkich dzieci w szkole, akurat musiała dobrać się w parę ta dwójka.

– Ja się kiedyś też zakochałam, ale teraz jest Adaś (nowy uczeń w klasie) i jak tak…przeskoczyłam Michał-Adaś-Michał. – rozmowę co chwilę przerywały nam inne dzieci. Daria też się rumieniła mówiąc o sympatii do mojego syna. Dwie inne dziewczynki, w tym klasowa prymuska, nie ukrywały zdegustowania, że chłopcom przychodzi do głowy się wdawać w bójki. Powiedziałam, że muszą uzbroić się w cierpliwość, bo chłopcy później dojrzewają i mądrzeją. Mało się nie posmarkałam ze śmiechu, ale udawałam powagę. O jedzeniu obiadu nie było mowy, otoczył mnie wianuszek dzieci i trajkotały jak katarynki.

Michała guzik interesowała ryba. Laura miała ciężką butelkę wody i syn rzucił się na pomoc, by nosić ciężar swojej ukochanej. Tłumiłam śmiech, aż dostałam wykwitów na czole. Dziewczynka wcale nie miała ochoty iść do świetlicy, ale ponaglana przez Panią, grzecznie mi pomachała i się pożegnała. „Nie mam nic przeciwko, żeby mieć taką ładną i miłą synową” – powiedziałam na zakończenie rozmowy.

– No to jak to jest z tą Laurą, co? – spytałam syna całkiem na poważnie.

– Nooooo, zakochałem sie, masakra… – mówił tak rozanielony, a jednocześnie sponiewierany wyjściem ze szkoły, że aż mi się zrobiło syna żal – Ja mam takie serduszka w oczach (zamiast źrenic). I chcem mieć dzieci.

– Z Laurą?

– No!

– No, ale to jak będziesz dorosły, nie?

– Wiem, jak bendem miał osiemnaście lat…

Boże, to już za dziewięć!!! Ha ha ha ha! Dorosłych dzielą przetrwałe urazy, a dzieci to absolutnie nic nie obchodzi. Może to jest jakaś lekcja dla nas?

***

3 thoughts on “Bo ja sie tak zakochałem…

  1. Z Michałka ale czaruś jest ale myślę, że to ten jego dobry charakter przyciąga innych 🙂 Iguś a mam pytanko, zawsze zawozisz i odbierasz Michałka ze szkoły, nie ma transportu żeby odwoził i przywoził Michałka ze szkoły? A co wtedy z Szymkiem, też jedzie z Wami no i co z psiakami? I właśnie apropo piesków, wszędzie je zabieracie ze sobą, tak jak np ostatnio byliscie w stadninie czy zostają w domu i czy jak zostają na dłużej w domu to nie robią szkód? Pozdrawiam :-*

    1. Psy są nauczone siedzieć w domu kiedy trzeba. Między domem a szkołą jest piekielnie ruchliwa droga, więc jadę lub idę po syna. Oczywoście z Szymkiem.

  2. No przeuroczy mały rycerz swojej damy! 🙂 rozpłynęłam się po prostu.Taki mały,a taki szarmancki.Mógłby uczyć wielu dorosłych.
    Może teraz kiedy życie w nowym domu już Wam się ułożyło i można odetchnąć ze spokojem to czas po mału zatrze dawne urazy.Dzieci napewno byłyby szczęśliwe,a i dla Was jakiś kamień z serca…Chociaż wspomnienia macie tak nieprzyjemne to nie warto tego żalu w sobie nosić.Oby czas przyniósł rozwiązanie 🙂

Skomentuj ~Mama Tosi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *