Bez kategorii

Żyć spokojnie

Żyć spokojnie – to moje największe teraz marzenie. A tu ledwo rozwiążemy jeden problem, pojawia się kolejny. Ponoć tak właśnie wygląda dorosłe życie, ech…Ciężko spałam tej nocy, rozpadło nam się nam sprzęgło w wanie. Niedługo turnus rehabilitacyjny, potrzebuję dwójkę dzieci spakować na tydzień i dojechać w góry. Życie na wsi bez auta – z dwójką kłopotliwych maluchów – to dla nas pułapka, z której ciężko się wydostać. Mniej niż tysiąc nasza wolność nie będzie nas kosztować…A jak więcej niż dwa – zejdę na zawał, jak Boga kocham.

Tłumaczę sobie, że i tak najcięższe kłopoty już za nami…że każdy człowiek – nie tylko my – boryka się z trudami dnia codziennego. Argumenty oczywiste, całkiem rozsądne i…w żaden sposób nie kojące moich emocji niestety. Kolejny miesiąc będzie przypominał szkołę przetrwania. Ja postępuję wedle zasady „strach powstrzymuje od działania, działanie powstrzymuje od strachu”. To mnie uspokaja, że mogę wziąć sprawy w swoje ręce. Szykuję więc na sprzedaż niepotrzebne nam graty. Znów OLX wypełni się przyciasnymi sukienkami i butami, starymi zabawkami Michałka i wieloma innymi „skarbami” ze świeżo wysprzątanego strychu.

Poddasze uda nam się pewnie skończyć w poniedziałek, bo teraz Mąż ma maraton w pracy. Wychodzi rano, wraca w nocy. I tak podziwiam nas, że z dwójką chłopaków ogarnęliśmy sprawę przeprowadzki i urządzania domu. Obecnie, żeby psychicznie podołać, musieliśmy zrobić schemat działania na następne 30 dni. Dobry plan – daje człowiekowi komfort emocjonalny, stwarza warunki do podejmowania trafnych decyzji we właściwym czasie.

Najpierw podzieliliśmy wydatki, żeby wiedzieć, jaki mamy dzienny limit na wyżywienie i paliwo do pracy Męża. Żeby wyznaczyć tę sumę, trzeba było spisać wszelkie opłaty za mieszkanie, kredyt, przedszkole syna, alimenty na Mateusza i ubezpieczenia – tę sumę przelałam na konto do robienia opłat. Pozostałą kwotę należało podzielić na każdy z dni miesiąca. To co wyszło z rachunków przyprawiło mnie o migotanie przedsionków, dlatego też ciężko spałam.

Niniejszy wpis nie jest bynajmniej o użalaniu się nad swoją niedolą, lecz o mechanizmie naszej walki z kłopotami. Zasada jest jedna: zaraz po wypłakaniu się, trzeba zakasać rękawy i zabrać się do działania. Bierna postawa nie wypchnie naszych spraw do przodu, a poczucie stagnacji to zaledwie krok do depresji. Działamy więc! Działanie daje przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa.

Drugą kwestią jest wyznaczenie priorytetów dalekoterminowych. U nas to zakup piekarnika, dwóch kaloryferów, jednej ościeżnicy i drzwi harmonijkowych. Trzeba jakoś upchać po trochę ten koszt w bieżących wydatkach przez następne miesiące. Myśl krąży więc z tyłu głowy, nie pozwala na rozrzutność. I tak sobie mija dzień za dniem, kłopot za kłopotem…Czasami muszę się zwyczajnie pożalić, żeby zrzucić nadmiar emocji i zacząć rozumować odświeżonym już umysłem.

Przeszłam się po domu i ogrodzie, popatrzyłam na Męża i Dzieci…Mam świadomość tego, w jak wielu dziedzinach udało nam się osiągnąć sukces. Sukces oczywiście na miarę naszych możliwości i oczekiwań wobec życia. Jego wyznacznikiem jest to, że jesteśmy szczęśliwi. Mąż podsyła mi ostatnio sporo wzruszających wyznań…”Tęsknię za Tobą, dobrze mi z Tobą Iguś, jesteś wspaniałą żoną i matką”. Wczoraj dodał, że nie boi się kłopotów, bo czuje się bezpiecznie i szczęśliwie w stworzonej przez nas rodzinie. Mi też jest dobrze, mimo tych wszystkich trudności, bo mam małżeństwo o jakim marzyłam. Trzeba tylko zebrać siły i zacząć działać.

Okazało się, że najbliższy sąsiad ma warsztat samochodowy, zaoferował pomoc za nieduże pieniądze. Pozostała kwestia zakupu części do auta, no ale tego nie przeskoczymy już w żaden sposób. Dzięki innemu sąsiadowi nasze auto już dziś o siódmej rano odholowane zostało do warsztatu, Pan Jarek nie pozwolił sobie zapłacić ani złotówki za przysługę. „U nas wśród sąsiadów jest taka zasada, że sobie pomagamy” – dodał z dumą. Mąż zaniósł dla jego rodziny karton pysznych, tegorocznych przetworów. Ja bardzo dobrze gotuję, dlaczego nie miałabym się podzielić moimi zapasami z życzliwymi ludźmi? Z ogromną przyjemnością pakowałam słoiczki. Mądrzy, serdeczni sąsiedzi to jedno ze spełnionych w tym roku marzeń. Nie jest źle…trzeba tylko zakasać rękawy do pracy. A pracy nikt z nas się nie boi.

***

15 thoughts on “Żyć spokojnie

  1. i jak optymistycznie zakończył się ten ponuro zaczęty artykuł :))))) macie siebie, macie wsparcie macie też przyjaciół i jak się okazało fantastycznych i sympatycznych sąsiadów :))) super trafiliście ze wszystkim
    p.s. a tak na przyszłość bo to części można zakupić a hurtowniach motoryzacyjnych, sprzedają też detalistom a dużo taniej wychodzi niż u mechanika w warsztacie bo tam jak wiadomo najlepiej zarabia się na częściach

  2. czytajac pani bloga, mam coraz czesciej wrazenie, ze wykorzystuje Pani dobroc i życzliwosc ludzi. po coz innego wymienia Pani czego wam potrzeba, co ile kosztuje. wiele razy ktos juz pomogł, ze w zgledu na chore dzieci, domek urzadzony, ogród ale czy to nie wstyd po raz kolejny i kolejny wyciagac rękę? jest wiele wiele rodzin z dziecmi niepelnosprawnymi, ktore ledwo wiaza koniec z koncem a mimo to sa na tyle dumne, by nie naglasniac swych potrzeb.

    1. Jest mi bardzo przykro czytając Pani słowa. Piszę na blogu o życzliwości ludzi, bo zwyczajnie uważam, że należy im się podziękowanie za udzieloną pomoc oraz docenienie. Teraz widzę, że popełniamy z Mężem ogromny błąd, nie opisując na Kurlandii pomocy, którą to my ofiarowujemy potrzebującym ludziom od lat. Uważaliśmy, że nie jest nam potrzebne stawianie się w dobrym świetle, czy dowartościowywanie w taki właśnie sposób na forum. Może jednak należy się kilka słów komentarza, bo coraz częściej myślimy o założeniu fundacji: zbieramy i rozdajemy fanty, udzielamy darmowych porad, dzielimy się naszymi kontaktami ze specjalistami i mediami, rozdajemy nasze rzeczy potrzebującym, charytatywnie udzielam się w Fundacji Aviva.
      Dostajemy pomoc – owszem, dzięki niej mamy siłę na walkę o zdrowie i sprawność naszych synów, ale też wspieramy wiele innych potrzebujących rodzin! Jesteśmy aktywni – czy przez to właśnie stajemy się solą w oku dla ludzi, którym brak jest charyzmy??? To właśnie miał na celu Pani wpis, żeby skłonić do milczenia i bierności?
      Żalę się, bo jest mi zwyczajnie lżej. Sądzi Pani, że jestem z kamienia? Że nie płaczę, nie cierpię, nie przeżywam panicznego strachu? Znajduję w sobie jednak siły,by motywować siebie i innych do działania, dostarczam czytelnikom gotowe rozwiązania, napawam nadzieją. Co jest złego w zaoferowanej nam pomocy, skoro rozsyłamy ją dalej i korzystają na tym też inni? Mam przepraszać, że los obdarzył mnie większą siłą przebicia oraz empatią? Proszę zastanowić się, dlaczego Pani myśli i uczucia zabrnęły w takim kierunku. Proszę spróbować spojrzeć na świat naszymi oczami i zadać sobie pytanie, czy chciała by Pani być na naszym miejscu.

      1. Brawo, Igu!!! Tak trzymaj!!!Nie trać energii na takie pierdoły, bo zwyczajnie nie warto.
        Nie przejmuj się jakimiś zgorzkniałymi babami – nie mają co zrobić ze sobą, swoim życiem, stąd takie kwiatki. Szukają tylko okazji, aby komuś dowalić. Może wtedy wydaje im się, że czują się lepiej, są fajniejsze? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
        Nikt, kto ma choć odrobinę serca i troszkę empatii, nie doszedłby do takich wniosków i komentarzy.
        Pani Pati mogę tylko współczuć…

      2. Nie rozumiem dlaczego proszenie o pomoc miałoby oznaczać brak dumy. Takie podejście do życia prowadzi nas w ślepy zaułek. Znam ludzi, którzy o nic nie poproszą bo przecież będą musieli się zrewanżować. Dla mnie to strasznie aspołeczne.
        Sama mam zdrowe dzieci i w miarę stabilną sytuację finansową a bez skrępowania proszę sąsiadów o pomoc, o pożyczenie różnych sprzętów, pomoc w jakiś pracach. Generalnie mogłabym to kupić, komuś zapłacić, ale wiem, że mogę liczyć na sąsiadów i widzę, że ludzie lubią pomagać. A jaką mam ogromną radość gdy mogę się odwdzięczać, podobnie jak ty, obdzielam wszystkich przetworami ale też wieloma innymi prezentami.
        Ale cóż, też spotkałam się z komentarzami, że to żenujące tak prosić.

        1. Milena. Mam wspaniałych sąsiadów!!! Kiedy potrzebowałam przewieźć domek sensoryczny go ogrodu, miałam naszykowane 150zł na transport. Obdzwoniłam wiele obcych firm, ale akurat nie mieli wolnego czasu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności najbliższy sąsiad zajmuje się robieniem placów zabaw i zgodził się nam pomóc. Powiedziałam, jaki mam budżet i czy to wystarczy, żeby przewieźć domek z miejsca oddalonego o 300 metrów do naszego domu. I wtedy to sąsiad powiedział, że o żadnej zapłacie nie ma mowy, bo „tutaj jest inaczej i sąsiedzi sobie pomagają”. Podobnie powiedział sąsiad od ofiarowanej trawy i ten od naprawy auta (na siłę Jacek wcisnął 100zł za naprawę). To nie ja wprowadziłam takie zasady. To ja zostałam przyuczona, ŻE PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO. Że na naszej ulicy sąsiedzi się wspierają i ja – Nowa – mam się dostosować. Postanowiłam obdzielić ich przetworami, bo dobrze i smacznie gotuję. Chciałam dać coś od siebie, żeby poczuli się docenieni. Miło tu się żyje, w serdecznej atmosferze. Teraz wychodzi na to, że muszę czuć się winna, że jest mi dobrze.

          1. Wygląda na to, że w naszej gminie można spotkać takich cudownych sąsiadów 🙂
            Wiele osób pyta mnie, czy nie żal nam się wyprowadzać. Mamy taką dobrą lokalizację: asfalt, chodnik, oświetlenie, kanalizację, blisko do szkoły, pociągu. I zawsze przyznaję, że szkoda, ale nie tych luksusów, tylko tego fantastycznego sąsiedztwa. Na szczęście w miejscu budowy domu od kilku miesięcy poznajemy nowych sąsiadów i okazali się równie cudownymi ludźmi. Nawet, gdy wybieraliśmy działkę pod budowę, to jednym z argumentów za było dobre sąsiedztwo. Mieliśmy dwie upatrzone lokalizacje i odwiedzaliśmy je często ale na jednej, gdy zagadnęłam sąsiadów to się obruszyli a na drugiej tak się zagadałam z sąsiadką, że siedziałyśmy na ławeczce aż się ściemniło. Domyślasz się, którą działkę wybrałam 🙂

          2. Mam nadzieję, że połapałaś się, że mój poprzedni komentarz był pozytywny względem ciebie i dziwię się w nim komentarzom takim jak zamieściła Pati.

          3. Tak, mamy blisko do siebie, wystarczy przekroczyć Widawę. Choć za miesiąc przeprowadzamy się bliżej rzeczki Dobrej. Mam nadzieje, że będzie nam tam dobrze…

      3. Witam, mam nieco podobna sytuację, moje samozaparcie sprawiło, że dwoje dzieci funkcjonuje całkiem nieźle, mają deficyty społeczne, koordynacyjne, ruchowych i intelektualnych nie, ale codzienne życie rozpracowane na tysiące szczegółów dziennie wykańcza, najpierw 3 miesiące działam jak burza, a potem wysiadam i kolejne trzy zbieram się do kupy. Dzieciom odmawia się oficjalnej diagnozy, bo za dużo los im dał w zamian, na innych polach nadrabiają swoje deficyty. Czytając od niedawna ten blog, zbieram siły. Ludzie nie doceniają mojego wysiłku i sadzą, że dobre samopoczucie dzieci spadło z nieba. A tak nie jest. Dzięki takim Matkom jak my dzieciaki dojdą do takiej sprawności, jaką tylko mogą osiągnąć. A inni niech siedzą pod miotłą jeśli chcą, my nie zamierzamy i tyle. Dziękuję.

Skomentuj ~pati Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *