ZWIEDZAMY

Zamek Kliczków

Kiedy byłam bardzo chora, Mąż zabrał nasze dzieci na wycieczkę. W Zamku Kliczków, oddalonym od Wrocławia o jakieś 150 kilometrów w kierunku Bolesławca, odbywał się właśnie turniej rycerski.

http://www.kliczkow.com.pl/aktualnosci?NewsID=23

Chłopcy wrócili podekscytowani, a ja chłonęłam opowieści o walkach, strzelaniu z łuku i ptakach drapieżnych. Jacek wspominał, że dzieci utworzyły tunel , a sokół…czy orzeł…przelatywał przez niego i wracał do opiekuna. Na dziedzińcu zamku spotkać można było wielu rycerzy, również na koniach. A z oddali dobiegał dźwięk krzyżowanych mieczy.

Snuły się wątki o kramach pełnych jadła, oręża i atrakcjach sportowych…Michał miał co robić, Szymon jak zwykle skanował otoczenie.

„Historia Zamku Kliczków sięga aż XIII wieku. Pierwszy władca zamku, Bolek I Surowy, dzięki sprawnemu zarządzaniu warowną twierdzą zyskał nawet miano Corona Silesiae. Wówczas Zamek Kliczków stał na granicy Czech i księstwa świdnicko-jaworskiego. Potomkowie Bolka I Surowego kontynuowali rozważną politykę swojego zacnego przodka, toteż kliczkowskie ziemie wkrótce stały się najbogatszymi na całym Śląsku. Były to czasy, kiedy zamek stanowił wzmocnioną fortyfikację ulokowaną na wysokiej skarpie nad Kwisą i pełnił funkcje przede wszystkim obronne”. – czytam na stronie internetowej. Ciężko wyobrazić sobie lepsze miejsce, by pobawić się z dziećmi w wehikuł czasu…

Na Piknik Wołodyjowskiego pojechaliśmy już całą rodziną. Tym razem nie było już stoisk, jedynie kramy z pieczoną karkówką i goframi. Trafiliśmy akurat na turniej, w którym rycerze bili się o szablę Marszałka Województwa Dolnośląskiego…Mistrzem fechtunku okazał się przystojny rycerz w czerwonym stroju.

Oglądaliśmy historyczne widowisko: porwanie Heleny Kurcewiczówny.

Był i sam Jerzy Michał Wołodyjowski – Mały Rycerz, któremu ojciec zwykł mawiać…”Dał ci Bóg nikczemną postać, jeśli się ludzie nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali”. Przez całe dzieciństwo dudniały mi te słowa w głowie i postępowałam wedle sienkiewiczowskiej porady: byłam odważna i pyskata, choć wzrostem nigdy nie dorównywałam rówieśnikom. Nie wyobrażałam sobie, by mój pierworodny syn miał inaczej na imię, niż Michał. I mam swojego małego sokoła.

Szymcio jak zwykle przyklejony był do mamy…

…z zachwytem przyglądaliśmy przygotowanym pokazom.

Niestety…Urwała się nad nami chmura i wylała całą swoją zawartość. Organizatorzy postanowili kontynuować widowisko w ulewnym deszczu, co było niezwykle pouczające dla widzów. Teraz rozumiemy, w jak komfortowych czasach żyjemy. Staliśmy pod zadaszeniem i patrzyliśmy, jak obszerne stroje nasiąkają wodą, a rycerze walczą nie tylko z przeciwnikiem, ale przede wszystkim z zimnem i dodatkowym ciężarem na ciele. Rozbijali mieczami sakwy z wodą,  ścinali gałęzie ostrzem szabli, celowali włócznią w ciężkie worki pełne słomy. Były też pojedynki.

Próbowaliśmy przeczekać ulewę w kawiarence, zajadając się przepysznym ciastem, ale wyziębieni i znużeni, postanowiliśmy jednak wrócić do domu. Szkoda, bo miałam ochotę spróbować fechtunku i strzelania z łuku. Z aurą się nie wygra, a tego niebo było wyjątkowo złośliwe. Towarzyszył nam niedosyt, więc do zamku jeszcze kiedyś wrócimy. Piękny jest!

***

2 thoughts on “Zamek Kliczków

Skomentuj Iga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *