Bez kategorii

Wyprawa rowerowa

   Obudziła mnie mucha… Namolna, lepiła się do ciała. Sprawdziłam skrzynki mailowe, zadzwoniłam na OIOM, trzasnęłam muszysko i położyłam się jeszcze na chwilę, małą chwileńkę. Obudziłam się o dziesiątej!

   Czekały na mnie kanapki ze świeżego chleba z sezamem, pyszna kawa z mlekiem i puszka zimnej Coli. Miły początek dnia, kochany Jacek… A potem wizyta u Szymka. Już dużo lepiej. Obniżają parametry respiratora tak, aby nasz syn się nie zorientował a Maluszek ładnie wkłada znów swoje oddechy. Kryzys minął. Mogliśmy odetchnąć z ulgą.

   W południe rozłożyliśmy koc pod dębem w naszym ulubionym parku. Gorąco było i słonecznie, a my odpoczywaliśmy w cieniu wielkiego drzewa. Michał krzyknął „Tato, pacz. Numel dziewieć” – na błękitnym niebie, śnieżnobiałe chmury ułożyły się w kształt cyfry. Położyłam się na kocu a powieki same przymykały się z gorąca. Michał podszedł do mnie i spytał…”Mamo, chcesz spać”? „Y hyyyy” – mruknęłam. Wtedy syn dał mi buziaka, przytulił i nakrył Jacka koszulką – „Zazanoc” (dobranoc). Popatrzyliśmy z Jackiem na siebie i szczerze się uśmiechnęliśmy, dziecko nas rozczuliło. Potrafi być rozkoszny ten czort mały.

   A potem wróciliśmy do domu przygotować rowery do drogi. Nela po raz pierwszy miała jechać w koszyku. Mała psinka nie protestowała w ogóle a Jacek patrzył na nas z zadowoleniem „He he he, fajna rodzinka”. Kiedyś Michał przesiądzie się na swój rowerek a jego miejsce zajmie Szymonek. Takie mamy marzenie…

  

   Odwiedziliśmy przepiękny Pałac w Pawłowicach należący do mojej uczelni.

   W restauracji widziałam znajome twarze a Pani Ewa przywitała mnie z dużą życzliwością. Kiedyś organizowała moje wesele i od tego czasu jestem pod wrażeniem jej serdeczności, kultury osobistej oraz prezencji. Potrafiła stworzyć niezwykłą atmosferę restauracji w podziemiach pałacu. A jakie tam jest pyszne jedzenie. Mmmm…Pierogi z chrupiącą skórką serwowane z kiełkami słonecznika, szparagi w auszpiku i szarlotka podawana na ciepło z lodami. My dziś skusiliśmy się na mocną kawę, Michał zamówił lody. Wiercityłek spokojnie nie wysiedział zbyt długo, czym zwrócił na siebie uwagę innych gości. Wychowanie dziecka to ciężka praca – pomyślałam wtedy.

   Wycieczkę drastycznie przerwały grzmoty, które skłoniły nas do szybkiego powrotu do domu. Szkoda, bo mieliśmy jeszcze odwiedzić pobliską stadninę koni.

   Dziecko padło, pies padł. A ja próbuję zachować te wspomnienia dla moich synów…

***

  

   

  

  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *