Bez kategorii

Wołowina

Mięso nie jest tanie, a cena wołowiny jest naprawdę przesadnie wręcz wysoka. Ale udało mi się kupić kawałek dobrego mięsa w przystępnej cenie. Ugotowałam więc na nim pyszny wołowy rosół. W tym celu mięso przez godzinę gotowałam na małym ogniu. Potem dodałam: 3 marchewki, 2 pietruszki, kawałek selera, pół pora, 3 duże cebule (przekrojone na pół i podwęglone na patelni), 2 kapelusze podgrzybka, mały wycinek kapusty włoskiej. I „pyrkam” sobie rosołek dwie kolejne godzinki. Na koniec dosoliłam, dorzuciłam liść laurowy i ziele angielskie. Gałązkę pietruszki zgniotłam, by puściła sok i wrzuciłam do wywaru przed podaniem zupy.

Rosół wyszedł wyśmienity. Już dawno tak dobrego nie jadłam. Jednak mięso wołowe daje swój specyficzny aromat, trzeba przyznać. Z samych kości wywar nie jest tak dobry. Tak drogi produkt jak wołowina, musiałam dobrze wykorzystać. Mięso, grzyby, marchewkę, pietruszkę i seler zmieliłam maszynką na dużych oczkach. Dodałam podsmażoną na maśle, pokrojoną uprzednio w kostkę, cebulę. Doprawiłam majerankiem i rozmarynem oraz pieprzem ziołowym i solą. Farsz do pierogów wyszedł wyborny.

Ciasto tym razem zrobiłam z dwóch dużych jajek, wyszło żółciutkie. Dodałam niewiele wody. Nie zapomniałam o łyżce oliwy. Pierogi były bardzo, bardzo smaczne. Podałam je ze skwarkami, które niedawno sama zrobiłam.

Płat słoniny pokroiłam w kostkę 6x6mm i wytopiłam skwarki na patelni. Zebrałam je do naczynia, doprawiłam majerankiem, zalałam niewielką ilością tłuszczu. Niektórzy używają do smalcu przypraw typu jarzynka, ale ja nie lubię jej smaku. Czysta postać chemii. Bleeee. Majeranek pachniał natomiast znakomicie.

Ponieważ zostało mi ciasto, rozglądnęłam się po domu, czym mogłabym jeszcze nafaszerować pierogi. Znalazłam przepiękne jabłka, które w sobotę kupiłam na targu. Były wielkie, soczyste: Ligol – moje ulubione. Starłam je bez skórki na dużych oczkach i dodałam cukier waniliowy oraz cynamon. 2-3 minutki podsmażyłam na patelni wraz z goździkiem. Potem ziarenka wyjęłam. Aż się prosiło dodać szczyptę kardamonu, nie miałam. Pierogi ugotowałam, a potem wrzuciłam na głęboki olej. Skórka zaczęła skwierczeć, pojawiły się na niej chrupiące pęcherzyki. Moje pierogi przypominały ciastka z Mc Donalda. Trzeba tylko uważać, żeby olej miał odpowiednią temperaturę. Za zimny – ciasto nasiąknie tłuszczem. Za gorący olej, skórka się zwęgli, a farsz nie rozgrzeje w środku. Ja zawsze rzucam kawałek ciasta na próbę i patrzę jak się zachowuje.

Michał stwierdził, że pierogi z jabłkami były smaczniejsze. Można by je podać z gałką loda śmietankowego. Robiłam je pierwszy raz w życiu, bez żadnego przepisu. Kocham gotować. Kto mnie zna ten potwierdzi, że absolutnie mówię prawdę. Ale nie zawsze tak było. Sądzę, że to kwestia radości życia, jaką czerpię ze związku z Jackiem. Owszem, miewamy swoje ciężkie dni. Kilka takich niedawno dopisaliśmy do historii naszego związku. Ja się śmieję, że „zatrzęsło rajem”. Ha ha ha! Wszystko prędzej czy później się jednak układa, bo nasza relacja wskrzesza w nas niezwykłą chęć do…no właśnie…do wszystkiego! Jesteśmy dla siebie napojem energetycznym – to chyba najlepsze porównanie. W poprzednim związku, mówiąc kolokwialnie, kisłam. Ale jak tu mieć energię, kiedy serwuje się zupkę, a już po chwili na brzegu talerza najpierw pojawiają się listki pietruszki, potem wszelkie fragmenty ziół, kawałki pomidorów i tak po kolei…A potem jeszcze wynieś do zlewu i pozmywaj. Toż przecież twój obowiązek kobieto.

A tu jestem wychwalana, rozpieszczana i doceniona. Nic dziwnego, że zaczynam słynąć z moich przysmaków. I większość z nich powstała w mojej wyobraźni…Z czego bardzo się cieszę.

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *