Spacer za osiedlem zaowocował ciekawymi zdjęciami. Fotografowanie to świetna zabawa i wspaniały relaks. Uwielbiam!
Nela biega jak szalona aż się za nią ciągnie kurz. Michał wpada na zaorane pole i z trudem po nim chodzi. Ja sunę noga za nogą a Tata łupie słonecznik, którego ma pełną kieszeń. Dziecko wyrywa uschnięte patyki i wrzuca je do rzeczki, potem zbiera kamienie, którymi wypełnia kieszenie. Ja nadal toczę się jak wielka kula a Tata opowiada co nowego w pracy…Nela w końcu idzie przy nodze, wybiegała się.
Po drodze mijamy ruiny pełne starych cegieł i desek. Raj dla chłopaka. Tak…wiem…gwoździe…szkło. Ja pół dzieciństwa przesiedziałam na dachach garażów, wysokim murze i starym orzechu rosnącym pod blokiem. Wycięli to drzewo a ja z bólem mijam trawnik z jakimiś mizernymi kwiatkami…
Do dziś mam piasek w skórze kolana, bo Babcia w ataku paniki zalała mi ranę fioletem, bez uprzedniego oczyszczania skaleczenia. To są jedne z najpiękniejszych wspomnień w życiu. Dlaczego mam odbierać to własnemu dziecku? A niech zrobi dziurę w kolanie, jedne spodnie już ostatnio załatwił i jestem z tego powodu bardzo dumna. Przecież Michał miał być dzieckiem leżącym…
Uwielbiam zdjęcia – robić, jak i oglądać, dlatego staram na w miarę na bieżąco wywoływać, bo jednak do tych zdjęć częściej się wraca. Nasze zdjęcia może nie są w pięknych albumach, tylko takich zwykłych z koszulkami – wiadomo jest to spory koszt, dlatego póki co inwestuję, ale tylko w wywoływanie 🙂 Wasze zdjęcia z ruin piękne – Michaś super w tej czapeczce 🙂 Podoba mi się Twoje podejście do skaleczeń, urazów.. Chyba muszę się tego nauczyć od Ciebie, bo ja należę do tych mam raczej przewrażliwionych … 😉