GOTUJEMY

Tort Węgierski

„Mamusiu, w szoku jestem, że zrobiłaś takie pyszne ciasto. Brawo!” – uściskał mnie Michał na widok biszkoptu, który nie jest zakalcem. Cukiernik ze mnie mierny. Jestem w stanie zrobić gluta nawet z najbardziej wypróbowanego przepisu, nie mam do pieczenia ręki. Postanowiłam zrobić pierwszy w życiu biszkopt i przyznam szczerze, pomogłam szczęściu: dodałam pół łyżeczki proszku do pieczenia.

Przyszło mi się cieszyć pięcioma centymetrami sukcesu i zebrać oklaski od syna. Udało się, cud!

Inspirację zaczerpnęłam ze strony mojewypieki.com Tort prezentował się tam pięknie, ale proporcje składników różniły się od tych, które zasugerowały mi niegdyś bardziej doświadczone koleżanki.

http://www.mojewypieki.com/post/tort-wegierski

Nie znoszę słodkich ciast i papkowatych mas. Przedyktuję, w jaki sposób do wypieku zabrałam się ja.

Biszkopt: 5 białek ubiłam powoli dosypując cukier trzcinowy (mniej niż 2/3 szklanki). Potem dodawałam po kolei pięć żółtek i łyżką nakładałam sypkie składniki. Szklankę mąki pszennej uprzednio przesiałam z 1/3 szklanki kakao i połową łyżeczki proszku do pieczenia. Porównując z przepisem: mniej cukru, więcej mąki. I 35 minut pieczenia w temperaturze 170 stopni Celsjusza wystarczy. Wbijany patyczek był suchy, a ciasto przyjemnie wilgotne. Urosło z małą górką, ale po upieczeniu trzasnęłam blaszką o podłogę z wysokości dwudziestu centymetrów i zostawiłam do ostygnięcia. Potem odpięłam rant blaszki i wywróciłam biszkopt, by górka wchłonęła się pod ciężarem masy biszkoptu.

Kroiłam z przejęciem, aż miałam wykwity potu na czole. Bałam się schrzanić biszkopt, skoro tak ładnie się upiekł. Są specjalne urządzenia do cięcia tortów, koszt około piętnaście złotych. Wyglądają jak pałąk z napiętą żyłką. Biszkopt można też kroić stylonową nitką, ale nie miałam odwagi. Dokonałam chirurgicznego cięcia ostrym, długim i wąskim nożem. Każda warstwa miała ponad centymetr.

Trzy kawałki biszkoptu nasączyłam moją wiśnióweczką. Półtora kilogramów owoców zalałam 250 mililitrami spirytusu (tyle po prostu miałam w domu). Na drugi dzień dolałam resztkę soku z cukrem trzcinowym, który mi pozostał po robieniu czekowiśni. Na wszelki wypadek przegotowałam go wcześniej i wystudziłam, bo stał dwa dni w lodówce. Kosztowałam, czy nalewka nie jest zbyt mocna. Wszystko przygotowałam kierując się smakiem, bez żadnych konkretnych proporcji.

Wisienki miały moc. Odsączyłam je na sitku, zanim położyłam na torcie. Najpierw jednak przesmarowałam pierwszy blat ciasta kremem czekoladowym. Powstał na bazie wspomnianego wyżej przepisu, lecz z uwzględnieniem moich własnych proporcji. Nie lubię papek, brzydzą mnie po prostu. Sugerowane w recepturze pół litra śmietanki kremówki to jakiś dramat, wystarczy 150 ml na dwa serki mascarpone o wadze 250 g każdy. Schłodzony nabiał należy zmiksować z trzema płaskimi łyżkami cukru pudru i dodać dwie – roztopione w kąpieli wodnej i maksymalnie ostudzone – czekolady: mleczną Milkę i gorzką czekoladę Wedlowską (wtedy smak jest obłędny – wypróbowałam). Na warstwie kremu (połowa masy) kładłam moje wisienki. Po dwóch dobach od zalania spirytusem były gotowe do spożycia.

Potem znów warstwa biszkoptu, wiśniówka, masa czekoladowa i odsączone owoce. Na koniec nasączony alkoholem biszkopt wierzchni. Wypiek udał się znakomicie, bo był wilgotny i nie potrzebował mocnego potraktowania sokiem ze spirytusem.

Tutaj przychodzi moment finezyjny – ozdabianie. Ja zalałam tort roztopioną czekoladą, którą bezceremonialnie roztarłam łyżeczką. Na jakieś szczególne okazje – ten wypiek powstał bez żadnego konkretnego powodu, poza chęcią ujrzenia uśmiechu na twarzy Męża – można osypać migdałami, kokosem, praliną orzechową, lub jakąś gotową posypką. Warto rozważyć wykonanie masy cukierniczej. Przekłada się ją do rękawa i z pomocą ozdobnej nasadki, wykonuje słodkie gwiazdki na całym cieście. Nie posiadam dobrej receptury. Rozsądek podpowiada, że powinna ona zawierać choć odrobinę żelatyny. Maślanych papek rodem z PRL-u nie dzierżę.

Mąż powiedział, że torcik ma idealny smak, bo jest wilgotny, ale nie przelany alkoholem. Każdy fragment ciasta słodki, ale nie mdły. Ja też jestem zadowolona. Niech recenzją tym razem będzie wspomnienie moich zaszklonych oczu, gdy spróbowałam pierwszy kęs tortu. Olbrzymie wzruszenie…

Jacek zaplanował rodzinny wyjazd do arboretum w Stradomii Dolnej. Nigdy tam jeszcze nie byliśmy. Pogoda pokrzyżowała jednak romantyczne plany. Zamiast spaceru jest pranie kanapy i wieszanie nowej szafki w kuchni. Bywa i tak. Najważniejsze, że fale dostrojone są już na tę samą częstotliwość…

***

 

4 thoughts on “Tort Węgierski

  1. Czuję się w obowiązku bronić MojeWypieki 🙂 Ciasta pyszne, nie przesłodzone a mas maślanych jak na lekarstwo 🙂 Iga, do szprycowania świetnie nadaje się masa z kremówki i mascarpone. Mascarpone usztywnia bitą śmietanę i gwiazdki i inne cuda świetnie trzymają kształt. Nie trzeba żelatyny. A sekret dobrego biszkoptu to białka ubite bardzo, bardzo sztywno i delikatnie wmieszana w nie mąką. On rośnie z samego powietrza z białek. Narobiłaś mi smaka na taki torcik 🙂

    1. Aneta, ale tu nie ma co bronić, ciasta są tam ponoć pyszne 🙂 Lubię po prostu bardziej gęste kremy, a nie piankowe. Powiedz, o chodzi z tą mąką? Rozumiem, że białka ubijamy z cukrem, a mąkę mieszamy delikatnie łyżką tak? Nie wiem, czy to precyzyjnie opisałam.

  2. Ja ubijam białka, wsypuję partiami cukier i jak są naprawdę sztywno ubite, dodaję żółtka. I dopiero wtedy, łyżką albo szpatułką, delikatnie mieszam z mąką. Jak zrobisz to za szybko, za energicznie, to zniszczysz pianę i biszkopt nie urośnie. Ja znowu lubię masy bardziej delikatne – z dwóch serków mascarpone jest dla mnie za ciężka. Ale najbardziej w Twoim gotowaniu/pieczeniu podoba mi się to, że nie boisz się eksperymentować 🙂 Nic nie dobija bardziej, niż pytania czy np. zamiast truskawek można dać maliny 😉

Skomentuj Iga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *