Bez kategorii

Targi Rodzinne – wspomnienia.

Jedna z informacji rozsyłanych przez naszych przyjaciół w Internecie trafiła do organizatorów Targów Rodzinnych. Skojarzono wtedy moje nazwisko (zaproponowali mi niegdyś sprzedaż pierników świątecznych na stoisku) i zaoferowano duże stanowisko, które miałam wedle uznania wykorzystać, by promować akcję pomocy Szymonowi. Zaproponowałam Fundacji wspólną pracę. Czytanie bajek psychoedukacyjnych zdawało się być wspaniałym pomysłem, by pomóc nie tylko Szymkowi, lecz również pozostałym podopiecznym fundacji.

Po raz kolejny ugościła nas Ula i Łukasz, którzy bardzo nam niegdyś zaufali i oddali do dyspozycji klucze od mieszkania. Należeli również do grona osób, które czynnie przyłączyły się do akcji i gromadzili przedmioty na licytację. Do dzięki ich inicjatywie mamy m.in. Koszulki Legii Warszawa z autografami, tłumaczyli plakaty na język angielski, pomagali w wystawianiu aukcji. Ula jest bardzo mądrą kobietą, a jej rady i spostrzeżenia zawsze są bardzo trafne. Rozmowa z nią daje mi duże poczucie bezpieczeństwa, poza tym uwielbiam się do niej przytulać. Ha ha ha! Tym razem mieliśmy też możliwość poznać osobiście Łukasza, który odwiedził nas w pierwszym dniu targów. Wspaniali ludzie. Ich młodsza córka Mańka została nagrodzona przez Mikołaja za dobre zachowanie. Rozmowa z tą małą…bezcenna. „Ciotka-a?! A wiesz, że …” i tu następował długo wywód, bardzo inteligentnej dziewczynki. Aż trudno uwierzyć, że ta mała mądrala ma zaledwie pięć lat. Z Michałem tak się nie pogada. A Ciotka pozwoliła sobie na wywód…”Wiesz…spotkaliśmy we Wrocławiu tego Mikołaja i on powiedział, że nie zawsze byłaś grzeczna. Ale potrafiłaś przeprosić mamę i tatę  i Mikołaj postanowił Cię za to nagrodzić”… A Marysia na to: „Wiesz…to ja się będę starać, żeby te elfy co na mnie patrzą mogły powiedzieć, że byłam grzeczna”. Wymiękłam…

W piątek pojechaliśmy razem do Centrum Kopernika, ale początkowo dzieci dały nam popalić i chcieliśmy wyjść z wielkiego gmachu. Tłumy wycieczek, wiele zepsutych eksponatów, ogromny hałas, kolejki do bufetu. Piątek to był fatalny dzień na naszą wycieczkę. Ale przyszło nam do głowy, by skorzystać z placu zabaw dla najmłodszych dzieci i tym oto sposobem Mańka i Michał brodzili po łokcie w wodzie, budując tamy i puszczając statki. Złapaliśmy oddech w płuca.

Wieczór był przyjemny, sączyliśmy z przyjaciółką półsłodkie wino i rozmawialiśmy o życiu. Łukasz musiał jechać do pracy, Mańkę sprzedano babci. Nawet nie wiemy, kiedy zrobiła się późna godzina. W dobrym towarzystwie czas leci szybko…

Sobotni poranek był ciężki. Stres. Dojechaliśmy do Woronicza 17, by wystąpić w „Pytaniu na śniadanie”. Przed gmachem stała wielka statuetka Wiktora. W środku był ogromny hol i wiele kamer. Kręcono jakiś program. Przemknęliśmy za kamerzystami. Ruchome schody, jakieś długie korytarze. Zbłądziliśmy. Brakowało mi tchu. Astma mnie wykańcza. Ktoś wskazał nam drogę do naszego studio. Czuliśmy się nieswojo, obce miejsce. Tu przemknął Michał Ogórek, tu poseł Kalisz, dalej Anna Mucha. Po korytarzu spacerował barczysty jegomość. Wyglądał znajomo, ale nie był zbyt wysoki, to mnie zmyliło. Spytałam osobę koordynującą pracę w studio: Dariusz Michalczewski!

Podeszłam do pięściarza i przedstawiłam się. Podziękowałam za pomoc dla naszego młodszego syna. Pan Dariusz pamiętał naszego Szymka. Opowiedział jak nasza przyjaciółka Madzia K. zaczepiła go na ulicy w Sopocie i poprosiła o zdjęcie z autografem na licytacje. W zamian tego przyszła paczka z fantami: piękny album, rękawice, zdjęcie i koszulka. Tiger zgodził się pozować do zdjęcia z Michałem, zaproponował, że da nam numer swojej komórki. Mamy dzwonić, gdy będziemy potrzebować pomocy. Niewiarygodne, ale ten wybitny sportowiec i nasz Szymek urodzili się tego samego dnia – 5tego maja. Niezwykle życzliwy i uczynny człowiek, Madzia miała rację.

Podczas robienia makijażu zrobiło mi się słabo, trzęsłam się. Nikt nie wie, ile kosztuje mnie każdy występ w mediach. W trakcie nagrania mobilizuję swoje siły, mówię płynnie i rzeczowo. Nie mam wyjścia, wiem, dla kogo to robię. Tomasza Kammela i Ulę Chińcz poznaliśmy bezpośrednio przed wejściem na antenę. Nie było czasu, by opanować stres. Poszliśmy na żywioł. Michał miał przykaz, by bawić się zabawką  do konstruowania. Nówka, kupiona specjalnie, by dziecko miało chwilę zajęcia. Potrzebowaliśmy 7 minut spokoju. Michał postanowił jednak wdrapać się Pani Uli na kolana, czytać książeczkę, pokładać się po podłodze i włazić w kamerę. Cały nasz Michałek. Ha ha ha!

http://www.tvp.pl/styl-zycia/magazyny-sniadaniowe/pytanie-na-sniadanie/wideo/wczesniaki-jakie-maja-szanse/9120583

Miałam plan rozmowy. Uczyłam się go dwie doby. Powtarzałam kwestie, by mówić krótko, lecz treściwie. Tymczasem Pan Tomek zaczął od twierdzenia, że trudno uwierzyć, iż Michał miał nie żyć. Klops, panika. Mogę mówić? Co mówić? „Idę na żywioł”- pomyślałam – „Nie rozgaduj się tylko Iga, jak to Ty potrafisz”. Jacek prosił mnie, żebym ja wypowiadała się w naszym imieniu. On jest mistrzem w pisemnym formułowaniu myśli. Ja w genach odziedziczyłam gadulstwo, he he. Poza tym mam lepszą pamięć do faktów.

Było o bajkach, było o licytacji. Wypadło nieźle. Prosto z telewizji pojechaliśmy na targi. Dzień wcześniej wszystko wraz z fundacją naszykowaliśmy. Baner, który dostaliśmy od sponsora spowodował,  że zaszkliły mi się oczy. Na stoliku leżała księga. Poprosiłam naszych przyjaciół, fundację oraz gwiazdy zaproszone do czytania bajek, o pamiątkowe wpisy. Fundacja przygotowała kącik dla dzieci, stanowisko do czytania, balony, fajnie całość wyglądała.

Poznaliśmy Michała Olszańskiego (bardzo lubię jego program „Magazyn Ekspresu Reporterów”), Paulinę Drażbę i Mateusza Szymkowiaka z „Pytania na śniadanie”, Marta Kielczyk, odwiedziła nas też Ula Chińcz (w końcu miałyśmy sposobność dłużej porozmawiać) oraz oczywiście Hania Lis. Mogłyśmy się uściskać, jak sobie to telefonicznie obiecałyśmy. Bardzo ciepła i życzliwa kobieta.  Hania bardzo przeżyła śmierć ojca. Sądzę, że ludzie naznaczeni cierpieniem są inni. Po prostu potrafią zauważyć świat wokół siebie, jego niuanse. Zdają sobie sprawę z kruchości ludzkiego istnienia.

Pierwsze czytanie bajek było na naszym stoisku. Na krześle zasiadł Pan Michał.

Kolejne bajki czytane już były na scenie. Jedna rzecz była bardzo zaskakująca. Za czasów, gdy byłam dzieckiem, nie mogłam się doczekać, by Babcia opowiedziała mi jakąś ciekawą historię. Teraz dzieci oblegały trampoliny do skakania. Mi by było żal  stracić choć jedną z Babcinych opowieści. Nie wiem…mam wrażenie, że zanikają te piękne wartości, na których wychowało się moje pokolenie.

Po południu przyjechał zespół z „Panoramy”. Nakręcono materiał do wydania o 18:00. „Gwiazdy czytają Szymonkowi” – usłyszeliśmy w programie. Wzruszające, oglądać z boku nasze zmagania o zdobycie funduszy na rehabilitację Szymka. Bardzo nam jednak zależało, by nie łączyć publikacji bajek wyłącznie z naszym synem. Fundacja ma wielu podopiecznych, każda z historii dzieci jest równie dramatyczna.

http://www.tvp.pl/publicystyka/programy-informacyjne/panorama/extra/gwiazdy-dwojki-czytaja-choremu-szymkowi/9132863

Często pytano nas, jak udało nam się zgromadzić tyle fantów. Bez naszych internetowych przyjaciół nie było by to możliwe. Pewnego dnia, gdy bezczynne patrzenie na zmagania mojego dziecka doprowadziło mnie do ostateczności, napisałam apel z prośbą o pomoc. Michał był rehabilitowany ze środków rodziny i nigdy nie było konieczności, by ubiegać się o jakąkolwiek pomoc finansową. Nie mamy już żadnych oszczędności, żyjemy z bieżących wpływów. Nasi znajomi rozesłali apele, zebrali się również na odwagę, by opowiedzieć o naszej akcji znanym osobom publicznym. Pierwsze sukcesy zachęciły ich do dalszych starań. Jedna z przyjaciółek powiedziała, że zależy jej tylko na tym, by widzieć uśmiech na mojej twarzy. Głównymi filarami akcji była wspomniana już Ula, moja najlepsza przyjaciółka Magda O., Magda K., Gosia, Iza i Justyna.  To te kobiety, na co dzień obarczone obowiązkami żony i matki, angażowały swoją energię, by pomóc Szymkowi. Zachęciły swoich znajomych do pomocy i dobro rozeszło się lawinowo. Pomagali też: dwie Basie, Emilia, Marcin, Łukasz, pomagało bardzo wielu innych, długo by wymieniać… Również fundacja dała kilka przedmiotów, między innymi wielki boks z dwudziestoma płytami Budki Suflera. Każdemu podziękujemy za pracę. A jest za co: mamy około 300 rzeczy.

Podczas sobotnich targów przykuśtykała do nas Ula, która skręciła nogę biegnąć po naszym spotkaniu na wieczorny autobus. Pojawiła się też koleżanka, serdecznie nazywana Tita, którą bardzo lubię za jej uśmiech. Ona również dołożyła starań, by zdobyć przedmioty na sprzedaż. Przyszła z cudną blondyneczką, która nie omieszkała zachlapać nowiusieńkich bucików farbkami. Ciocia Tita wpadła w panikę, ha ha ha. Szkoda, że nie miała okazji widzieć wykładziny w naszym pokoju. Dzieci mają tendencję do brudzenia tam, gdzie tego najmniej byśmy sobie życzyli.

Cudownym zaskoczeniem było spotkanie z Panią Miriam Aleksandrowicz. Kto ogląda bajki ten wie, że jest Ona reżyserem większości polskich dubbingów. To Pani Miriam jest Panią Bajką z bardzo znanego w Warszawie i Krakowie radia. Wpisała się do pamiątkowego albumu dla Szymona.

Podzieliłam się moim marzeniem, by zachęcić Jarosława Boberka do akcji pomocy. Niestety był poza Stolicą, ale być może…zrobi dla nas coś niezwykłego. Nie mówię, by nie zapeszać. W każdym bądź razie Król Julian z Madagaskaru również o naszym dziecku wie. „Szaleństwo! Szaleństwo!”. Ha ha ha! Kocham Pana Boberka za megatalent.

Od fundacji dostaliśmy piękny prezent. Szkic namalowany ręcznie na podstawie zdjęcia promującego akcję Szymona. Autor- Pan Krzysztof Wieliczko – był jednym z darczyńców, przekazał na aukcję usługę malowania portretu na zamówienie i rysunek dr. Hausa. Dziękujemy za miły gest.

Jeszcze rok, dwa lata temu nie było by możliwe, by Michałek wytrzymał na hali wypełnionej po brzegi bodźcami. Nadmiar kolorów, świateł i dźwięków pobudzał nasze dziecko, które zadawało sobie ból, by dostarczyć jednego, silnego impulsu. Teraz nasz syn dwa dni bawił się na Targach, będąc pod opieką troskliwego Taty. To znalazłam ich na symulatorze jazdy autem, innym razem na stoisku z robotami. Nawet nie wiem, kiedy zrobili to zdjęcie…

…i to…

Dużo cudownych drobiazgów umknęło mi, nie tylko przez weekend, ale przez wiele ostatnich tygodni…Myślę o tym ze smutkiem. Jacek wziął również na siebie obowiązek roznoszenia ulotek, całkiem dobrze mu to szło. Świadomość, że jest gdzieś niedaleko…bezcenna.

Sobotni wieczór spędziliśmy przed telewizorem, by obejrzeć  lubiane show muzyczne. A niedziela przyniosła kolejne niespodzianki.

Dość długo rozmawiałam z Joanną Racewicz. Ma wspaniałego synka Igora, dla którego również wybiera zabawki w sposób bardzo przemyślany. Miałyśmy temat do długiej dyskusji. Obie stałyśmy się posiadaczkami wspaniałych klocków, o których już niebawem opowiem. Po powrocie do Wrocławia uzmysłowiono mi, w jaki sposób Asia została doświadczona przez los. Ja widziałam na targach wspaniałą Mamę, która chce coś zrobić również dla cudzego dziecka. I tak właśnie Asię zapamiętałam, z czego się bardzo cieszę.

Bajki psychoedukacyjne czytał również Artur Pontek – aktor m.in. filmowy oraz Teatru Capitol.

Przysłuchiwałam się temu wraz z przyjaciółką Madzią O. Widząc, jak się przytulamy, Artur zszedł ze sceny, by zrobić nam zdjęcie. Moja Madzia przyjechała, choć była chora. To właśnie ta pamiątkowa fotografia.

Przywiozła rysunki od córki Mai, przywiozła też kolejny pakiet fantów… Zbieram prace naszych dzieci. Gdy dorosną i założą  rodziny, ja będę Babcią bujającą się w fotelu, opowiadającą niezwykłe historie. Ha ha ha. I będę wyciągała ze strychu takie pamiątki z dawnych lat…

Żałuję, że nie było mojej Izy. Tak bardzo chcieliśmy, by była z nami na Targach Rodzinnych, ale nie było to możliwe. Pamiętam nasze rozmowy o tym, że człowiek odrzuca od siebie myśl, że nieszczęście, choroba może go dotknąć. Z chwilą, gdy uświadomi sobie, że po prostu ma w życiu szczęście, zaczyna pomagać tym, którzy mieli go od losu mniej. A Iza poza tym, że zrobiła ogrom pracy dla naszego syna, pozostała wesołą i skromną dziewczyną. Za to ją bardzo cenimy.

Ostatnim gościem na stoisku była Agnieszka Maciąg. Modelka, mama dorosłego syna i półrocznego maluszka (a może w odwrotnej kolejności powinnam napisać? Ha ha ha). Mama zatroskana o dziecko, które o odpowiedniej porze musi zostać nakarmione piersią. Życzliwa, ciepła osoba. Naszą rozmowę będę pamiętać długo. Zdrowe dziecko jest ogromnym darem od losu. My na swoje szczęście będziemy bardzo ciężko pracować. Obie stwierdziłyśmy, że to wszystko ma jakiś ukryty, głębszy sens. Ma coś zmienić w nas, w innych ludziach. Ma być czynione dobro. Dzięki naszemu małemu Szymonowi…

Organizatorki Targów: Paulina i Maja, zrobiły niezwykłą rzecz ofiarowując bezpłatnie stoisko dla Szymona. Ich serdeczność uruchomiła ciąg wspaniałych zdarzeń, które będziemy wspominać latami. Bardzo dziękujemy! Odwiedziła mnie czytelniczka Kurlandii, co mnie bardzo ucieszyło. Na targach poznałam też kilku fajnych wystawców. Będą na blogu recenzje przyciągniętych z do domu zabawek. Obiecałam sobie, że wystawiam ostatnie fanty zgromadzone na kupce koło biurka i wracam do Kurlandii, w każdym tego słowa znaczeniu…

***

1 thought on “Targi Rodzinne – wspomnienia.

  1. Kochana :*
    Wiesz, że pojawię się zawsze jak zajdzie okazja do spotkania 🙂 Bardzo sie cieszę, że mogłyśmy się spotkać i pogadać, chociaż chwile 🙂 Amelka co chwila chwali sie tatuażem i książeczkami ale na szczęście o brudnych butach nie wspomina, więc szwagier mnie jeszcze nie prześwięcił :p

    Całuje Was mocno i czekam na kolejne spotkanie :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *