#wgóryzmpd

Kolorowe Jeziorka, Krzyżna Góra 654 m. n.p.m., Sokolik Duży 620 m. n.p.m.

Rudawski Park Krajobrazowy na terenie wsi Wieściszowice, u podnóża Wielkiej Kopy. Kto słyszał? Ja nigdy, a pod tą nazwą kryje się miejsce zjawiskowe, magiczne, doskonałe na rodzinny wypad. Niegdyś wykopywano tu łupki pirytonośne, przerabiane na kwas siarkowy. Od początku XX wieku, kiedy to zakończono wydobycie kruszywa, natura zaczęła zasiedlać wyrobiska. Nie mogliśmy się z Jackiem zdecydować: znaleźliśmy się na planie filmowym Star Wars czy w kreskówce Flinstonowie? A to zaledwie sto kilometrów od Wrocławia…

Wstęp na teren parku jest nieodpłatny. Trzeba tylko zaparkować auto na parkingu: 10 złotych za cały dzień. W tym momencie dostaje się ulotkę z mapką i opisem. Chwilę potem, zaledwie za pierwszym zakrętem, naszym oczom ukazał się żółty stawek. Jest to najmłodsze jezioro powstałe wśród hałd pokopalnianych, przypominało większą kałużę. Okresowo gromadzące się wody roztopowe i opadowe, przyjmują żółtawy odcień.

Tunelem pośród skał można przedostać się ku jeziorku purpurowemu. Jest to zalane wyrobisko niemieckiej kopalni „Nadzieja”, otwartej w 1785 roku. Woda jest roztworem kwasu siarkowego o pH 3-3,5, obfituje w związki żelaza i miedzi, co nadaje jej nasyconą, brunatną barwę. Zapach siarki jest wyczuwalny w piaskach na pobliskich skarpach. W tak niesprzyjających warunkach rosną sosny i drobne krzewinki. Niewiele roślin jest w stanie wytrzymać tak znaczne zakwaszenie. W dalszych obszarach spotkaliśmy sporo kwitnących wrzosów.

Właściwie z każdego miejsca można było zrobić unikatową fotografię. Nie rozstawialiśmy jednak sprzętu, woleliśmy luz i wypoczynek. Towarzyszyła mi jednak myśl, że było by to wyjątkowe miejsce na sesję ślubną…

Nie tylko barwa lustra wody zdawała się być fenomenem, ale również skały wprawiały nas w zachwyt. Tunele, niecki, skarpy…Z ciekawością zaglądaliśmy w każdy otwór czy szczelinę, z której nieśmiało przedzierały się promienie słońca. W innych miejscach było tak ciemno, że ciężko było objąć wzrokiem sklepienie dawnej sztolni. Raj dla nietoperzy.

Za którymś kolejnym tworem skalnym, natrafiliśmy na te przepiękne łupki łyszczykowe. Lśniły niczym wnętrze tropikalnej muszli. Co ciekawe, pojedynczy okruch nie wyglądał zachwycająco, za to cała ściana…Cudo!

Żal było iść dalej. Ale czekało na nas jezioro turkusowe o głębokości dwudziestu metrów, powstałe w miejscu dawnego wyrobiska Nowe Szczęście. Woda jest tu czysta, przesycona związkami miedzi, a nie siarki. Feria barw! Błękitne niebo, odbijające się w wodzie o odciecniu szlachetnego klejnotu – niezapomniany widok.

Ostatnie jezioro – Zielone – wypełnia się wodą jedynie po wiosennych roztopach. Spacer był bardzo przyjemny, ale dość krótki. Namówiłam Męża, byśmy weszli na Wielka Kopę – szczyt o wysokości 871 metrów nad poziomem morza. Przed rokiem 1945 znajdowała się tam 15-metrowa, drewniana wieża. Wycieczka była dość spontaniczna i nie wiedzieliśmy, co nas czeka. No właśnie…”Wielka Kopa – wielka kupa” – zrzędziliśmy z Jackiem zgodnie, gdy dotarliśmy na miejsce. Znaleźliśmy fundamenty po dawnym punkcie widokowym. Szczyt był jednak tak obrośnięty roślinnością, że nie dało się zobaczyć absolutnie nic u podnóża wzniesienia. Tylko chaszcze, wszędzie krzaczory!

Tę trasę warto jest przejść, jeśli lubimy widok starych lasów świerkowych. Pod drzewami znajdowała się bardzo gruba – niczym dywan – warstwa igliwia, a na niej stały sobie smukłe podgrzybki. Mówiły do mnie…”Zjedz mnie, zjedz mnie!”. Grzyby z parku krajobrazowego? Nie, dziękuję. Ha ha ha. Zgubiliśmy za to jakieś półtorej godziny. „Jedziemy do Szwajcarki. Wejdziemy na tamte dwa szczyty, o których Ci mówiłem” – orzekł Jacek, a ja średnio pokornie się zgodziłam. Byłam zmęczona. „Tylko, żeby to nie było znowu jakieś piętnaście kilometrów” – nie chciało mi się szczegółowo studiować internetowe mapy.

Mąż dotrzymał słowa (jak to ma w zwyczaju, jeśli chodzi o długość tras) i w sumie zrobiliśmy nie piętnaście, lecz…szesnaście kilometrów. „Uduszę kiedyś gada” – podśmiewałam się w duchu. Ale dla takiego spaceru warto było zdobyć się na kolejny wysiłek. Najpierw dotarliśmy w okolice schroniska w Rudawach Janowickich. Zaparkowaliśmy auto i po chwili marszu, mijając szlaban na utwardzonej drodze, dotarliśmy na miejsce. Ponoć można podjechać pod sam budynek, ale nie wiemy jak. Przez ten szlaban właśnie? Trzeba by podpytać rodzimych mieszkańców wsi.

Wilhelm von Hohenzollern, brat ówczesnego króla Prus, właściciel zamku w Karpnikach, nakazał – z myślą o swojej żonie pochodzącej z Wyżyny Berneńskiej w Szwajcarii – budowę domku myśliwskiego na zboczu Krzyżnej Góry. Tak w 1823 roku powstała willa w stylu tyrolskim z nietypowym balkonem, okalającym budynek wokół. Obecnie mieści się tu schronisko: można skorzystać z noclegu, zrobić ognisko, a nawet pojeździć na koniu. Niegdyś dokonano tu co najmniej dwóch zbrodni, przez co w miejscu tym często wspomina się o duchach.

Michał podbił pieczątkę w swojej książeczce ze szlakami i poszliśmy w stronę szczytów.

Niedaleko znaleźliśmy potrójne oznaczenie…

…które doprowadziło nas do Husyckich Skał. Jan Hus, profesor praskiego uniwersytetu, potępiał bogactwo kleru i chciał umożliwić wiernym samodzielne studiowanie pisma świętego. Czeski teolog został spalony na stosie w 1411 roku, mimo posiadania żelaznego listu od władcy Węgier i króla rzymskiego, gwarantującego mu bezpieczeństwo. Ruch popierający ideologię Husa przerodził się w organizację polityczną, odpierającą cztery krucjaty krzyżowców. Nazwa skały ponoć zaczerpnięta została ze zdarzeń z 1434 roku, kiedy to po zdobyciu zamku Sokolec, uciekający z niego Husyci zmylili drogę i spadli w przepaść. Sam zamek nie zachował się do czasów dzisiejszych, zobaczyć można jedynie drobne fragmenty murów przy samej ziemi.

Potem udaliśmy się w stronę najwyższego szczytu Gór Sokolich – Krzyżnej Góry (czarnym szlakiem). Metalowy krzyż na wierzchołku granitu karkonoskiego, ufundowała wspomniana wcześniej księżna Maria Anna Amalie von Hessen – Homburg dla swojego hojnego męża. Niegdyś widniał tam jeszcze napis w języku niemieckim „Krzyża Błogosławieństwo dla Wilhelma, jego potomnym i całej doliny”. Na szczyt prowadzą wykute w skale schody.

Poszli na spacer i patrzyli sobie na świat ze szczytu…

…a potem wrócili do Husyckich Skał i powędrowali czerwonym szlakiem na Sokolik Duży.

Droga wiła się niczym zaskroniec, ale wysiłek opłacił się: zobaczyliśmy masyw Karkonoszy ze Śnieżką. Po lewej góry Kaczawskie, po prawej Izery…

Spontaniczny, jednodniowy wyjazd dostarczył nam wiele wrażeń. Udana wyprawa. Choć byłam stęskniona za „nicnierobieniem”, to jednak cieszyłam się, że znalazłam motywację, by zasznurować buty trekkingowe. Czasem warto posłuchać Męża…

***

6 thoughts on “Kolorowe Jeziorka, Krzyżna Góra 654 m. n.p.m., Sokolik Duży 620 m. n.p.m.

Skomentuj ~MARTA Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *