Bez kategorii

Rozpieszczeni.

   Doszłam do wniosku, że moi najbliżsi wchodzą mi na głowę, oczywiście (pomijając Nelkę) w sensie metaforycznym. Narzeczony wpada przed dziesiątą w nocy do domu po pracy i pyta co mam dobrego do jedzenia (a dzień wcześniej zaklinał się, że po 18stej nic nie je). Syn każe mi po raz trzeci naprawiać tę samą zabawkę, bo wyciąganie baterii jest megafrajdą, gorzej z jej wkładaniem. Z psem biję się o miejsce w łóżku a jak chcę się przytulić do Ukochanego, muszę być od czworonoga szybsza. I teraz doszedł Szymon (albo Weronika?) i męczył mnie o tartę z owocami tak długo, aż stanęłam przy tym piekarniku i ciasto upiekłam. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że te zachcianki domowników sprawiają mi…radość. Czuję się potrzebna i usatysfakcjonowana tym, że mam patent na wszystko. Najlepsze jest to, że Oni zrewanżują się czymś miłym dla mnie. Michał powie „dzięęęękuję”, choć jeszcze tydzień temu mówił „kukuje”. Jacek mnie wychwali, a za jakiś czas kupi mi puszkę Sprite (bo Coli pić nie mogę). A ten rozkoszny Nibyjork wlepi we mnie gały typu „jelonek Bambi” i będzie lizał po rękach. No i jeszcze Szymonek jak zje coś dobrego to kopie, ku ogromnej radości mamusi. O tej samej sytuacji można myśleć bardzo różnie. Wszystko zależy od nastawienia do życia a radość i zadowolenie iluminuje ze mnie na odległość.

   Babeczkami pochwaliłam się koleżankom, a One rewanżują się czasami zdjęciami swoich wypieków według mojego przepisu. Najwspanialsze w tym jest to, że często ich wypieki są ładniejsze od moich. I to jest już ogrom mojej satysfakcji.

   Tartę z owocami pierwszy raz jadłam w Paryżu. Było to z 12- 13 lat temu. Dokładnie nie pamiętam. Kruche neutralne w smaku ciasto było przykryte budyniem i obsypane owocami. Na tym wszystkim jak lustrzana powłoka połyskiwała galaretka. Smak? Niebiański.

   Ela wyszperała mi fajny przepis. Zwiększyłam tylko ilość cukru pudru, żeby ciasto było lekko słodkawe (ale nie słodkie). W każdym razie składników potrzebowałam niewiele:
1 i 1/3 szklanki przesianej mąki
0,5 kostki masła (100g)
1 jajko
3 kopiate łyżki cukru pudru.

   Zrobienie ciasta jest banalnie proste. Trzeba zimne masło pokroić na mniejsze kostki i wrzucić do misy miksera. Wrzucamy resztę składników i miksujemy na najwolniejszych obrotach, żeby masło się rozbiło na malutkie kawałeczki. Jeśli „dymi” nam się mąką, możemy przykryć misę woreczkiem. Ciasto przypomina kruszonkę. Wtedy bardzo szybko zagniatamy je, żeby ciepłe ręce nie topiły nam masła i odkładamy na godzinę do lodówki. Sekret tarty polega na tym, że masło jest w postaci niewielkich grudeczek w mące. Jeśli zacznie nam topnieć pod palcami, to będziemy mieć za przeproszeniem kluskę a nie tartę.

   Po godzinie twarde ciasto wałkujemy na 3 milimetry. Musi być to większy krążek, niż potrzebny jest do wyłożenia foremki, gdyż ciasto podczas pieczenia nieco się skurczy. Pieczenie powinno trwać 12-15 minut i w trakcie tego czasu babeczki nakrywamy papierem do robienia wypieków. Potem odkrywamy i pieczemy kolejne 3-5 minut. Nie ma sensu czekać aż babeczki się zarumienią. Przypieczone ciasto będzie skrzypieć pod zębami jak sucha bułka. A ciasto ma być po upieczeniu zwarte (żeby utrzymało ciężar babeczki), ale też trochę wilgotne (żeby nie przypominało sucharka).

   Ciasto praktycznie samo wypadło z foremek, wystarczyło potrząsnąć. Po przestygnięciu nałożyłam do babeczek budyniu waniliowego (z połowy opakowania i bardzo uszczuplonej porcji mleka, żeby był gęsty). Potem zawijałam pokrojone w bardzo cienkie plastry brzoskwinie z puszki i wetknęłam je w budyń, żeby tam ugrzęzły.

   Na koniec zrobiłam galaretkę brzoskwiniową, do której również dałam mniej wody, niż nakazuje przepis. Czekałam, aż zacznie tężeć. Musiała być lejąca, ale już mocno zagęszczona. Trzeba pilnować tego momentu, bo chwilę później galaretka zaczyna zbijać się w takie bryłki (nie wiem jak to inaczej nazwać) i dużo trudniej ją na gładko nanieść na owoce.

  

   Potem ciasteczka trafiły jeszcze na chwilę do lodówki i…tarta z brzoskwiniami gotowa. Przecudnej urody, przepyszne babeczki.

   Następnym razem zrobię z truskawkami, a jak przyjdą maliny z krzaka…mmmmm…będę miała namiastkę Paryża w domu.

Smacznego!

***

  
  

  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *