KREATYWNIE

Poduchy

To, że nie piszę nie oznacza, że: zdechłam marnie, przeobraziłam się w śmierdzącego lenia, porzuciłam moich Czytelników, uderzyło w nas tsunami. Ha ha ha! Co to to nie. Jeśli nie piszę, to z dużym prawdopodobieństwem: dowaliłam sobie tyle zajęć, że nie mam już siły siedzieć po nocy przy komputerze, tudzież walczę z czwartym z kolei wirusem w tym roku. Na trzech chorobach pod rząd zamknęłam etap szpitala na peryferiach, a podprowadzony synowi Nasonex wyleczył mi zatoki. Ufff. Jeszcze nie wyglądam jak człowiek szczęśliwy, bo gębę mam otartą, a włosy przypominają strzechę, ale najgorsze za mną. Nawet oddycham nozdrzami. Wiecie jaki to komfort? Doceniam ten luksus, oj tak!

Parę rzeczy przez ostatnie dni zrobiłam. Czapeczkę pokazałam, ale o poduchach nie wspomniałam. Czterdzieści godzin dziergania. Kolega posądził mnie o nerwice natręctw, bo powiedział, że zawsze muszę znaleźć sobie jakąś robotę. Otóż drogi Andrzeju – nie. Nie muszę. Ja chcę, a to ogromna różnica. Chcę, bo lubię ludziom sprawiać radość. Lubię czuć zmęczenie po dobrze wykonanej pracy.

Wyobraźcie sobie taką Jolę…Bardzo elegancka, inteligentna i oczytana kobieta o gołębim sercu. Jako jedyna istota na świecie pyta mnie, czy mam jedzenie w lodówce. Jakie to cudowne uczucie być otoczonym matczyną wręcz troską. Tyle energii wkładamy w wychowanie dzieci, ale rzadko opisujemy, ile kosztuje to wyrzeczeń. Nie narzekamy, nauczyłam się gotować przysłowiową zupę z gwoździa. Jola to widzi, a ja ją kocham za to, że dostrzega mnie w tym całym wcześniaczym młynie.

Znalazłam więc w starych wiadomościach zdjęcie obrazu, wiszącego w pokoju Przyjaciółki i przez kilka dni, słupek po słupku, dziergałam poszewki na jaśki w odpowiednich barwach. Nie dlatego, że musiałam. Dlatego, że chciałam. Bo człowiek tyle jest wart, ile jest w stanie dać z siebie drugiemu.

Wzór jest bardzo prosty, już go kiedyś pokazywałam przy okazji moich poduch. Trzy słupki wbijane w jedną dziurkę i łańcuszek – cała filozofia. Nadłubałam się jednak przy tym, ale serce wypełniało mi się radością przy każdym nowym rzędzie. Bywało, że szłam spać pod wieczór, a po godzinie drzemki wracałam do szydełkowania. Takie ze mnie uparte i niecierpliwe babsko. Jak coś sobie wymyślę, muszę mieć już. Ha ha ha!

Wzór się jeszcze musi ułożyć, bo nowe – pękate poduchy – mocno naciągały splot. Z czasem wypełnienie się zgniecie, to i rządki będą luźniejsze. Obie poduszeczki są dokładnie takie same. Dałam drogiej Przyjaciółce wybór, który wzór jest bliższy jej gustowi: w barwach trawiastych czy w bardziej w popielu. Oba pasują do malowidła, wystarczy położyć jaśka na mniej pożądanej stronie.

Wiedziałam, że tak obyta ze sztuką osoba doceni precyzyjnie wykonane rękodzieło. Ale reakcja Joli mnie wręcz zawstydziła. Przesyłka doszła niedługo potem, gdy kobieta dowiedziała się o kłopotach zdrowotnych. Zamiast martwić się wynikiem badania, Jola promieniała z radości, ciesząc się z przesyłki ode mnie. Czasami jeden drobny gest jest w stanie odmienić człowieka…

Pamiętam, gdy urodził się Michałek. Tak strasznie bolało mnie, że wszystkie sklepowe ciuszki oraz zabawki były dla niego za duże. Biegałam po centrach handlowych w Bydgoszczy i rozpaczliwie szukałam czegoś, co mogłabym dać synkowi. Przecież byłam świeżo upieczoną mamą…Chciałam wybierać śpioszki i grzechotki, łóżeczko i pościel. Chciałam normalnie, jak każda kobieta, cieszyć się z narodzin syna. Ale na dzieci w rozmiarze 38 centymetrów nie było nic. A moja rozpacz była wielka jak wszechświat.

Niespodziewanie – od siostry właściciela wynajmowanego przeze mnie pokoju – dostałam maleńką, białą czapeczkę. Kobieta była krawcową i ofiarowała mi ten drobiazg jako dobrą wróżbę na przyszłość. Mój Gospodarz był pięćdziesięcioletnim, postawnym mężczyzną, wraz z czapeczką dostałam też w prezencie historię jego narodzin. Tak, to był skrajny wcześniak, który przetrwał cudem…

Nawet nie wiecie, jak mnie to wtedy uskrzydliło!!! Widziałam przystojnego, przemiłego mężczyznę, który przetrwał skrajnie wczesny poród. Stał przede mną wraz z siostrą i upominał, żebym się nie poddawała, bo wcześniaki mają niezwykłą wolę życia. Co ja wtedy wiedziałam o niedonoszonych ciążach? Nic. Miałam miniaturowe dziecko i pierwsze ubranko, a potem w bardzo dramatycznych okolicznościach – wypłakując oczy w Urzędzie Stanu Cywilnego – załatwiłam akt urodzenia Michała. Wszystkie te materialne przedmioty miały utrzymać dziecko w świecie żyjących. Ja go zwyczajnie, sukcesywnie zasiedlałam na ziemi i nie oddałam! Iskrę do walki dostałam dzięki życzliwości obcych mi ludzi.

Mała czapeczka, czy wydziergana poduszka mogą stać się bezcenne, gdy zostaną ofiarowane z wielkim sercem w odpowiedniej chwili…

***

16 thoughts on “Poduchy

  1. Z tym zasiedlaniem na ziemi to troszke i moja historia 🙂 w 2013 byłam w ciąży, i jak to przykazane, nikomu nic do 3 miesiąca, ale już w 9 tc się posypało i nie dane mi było donosić, poroniłam, W zeszłym roku, prawie na rocznice poronienia okazało się, że jestem w ciąży 🙂 rozpowiedziałam każdemu kto chciał słuchać 🙂 Stwierdziłam, że jak się każdy dowie, to maleństwo będzie musiało się urodzić, żeby głupio nie było, że tu mama mów, że ja jestem a tu mnie nagle nie ma 🙂 16 tydzień…powoli sama w to wierze, że tym razem się uda…

  2. Historia z czapeczką jest bardzo wzruszająca! 🙂 a takie same poduchy robi babcia mojego męża. Mam w domu dwie i za każdym razem gdy ich dotykam czuję babcine poświęcenie, miłość i czas, który upłynął na ich stworzenie! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *