Bez kategorii

Po prostu tak jest…Latawiec

   Ostatnio koleżanka zapytała mnie czy Jacek ma jakiekolwiek wady, bo przedstawiam Go wyłącznie w dobrym świetle. Chwilę pomyślałam, sapnęłam, po czym odparłam…”Nie lubię, gdy codziennie rano wyłudza każdą minutę leżenia w łóżku a potem wszędzie się spieszymy…” Nic innego na szybko nie przyszło mi do głowy, jesteśmy zgranym duetem. Czasami mamy spięcia, po których dąsamy się na siebie parę godzin. Potem, gdy opadną emocje,  rozmawiamy i staramy poprawić uchybienia. Ja zazwyczaj szybciej jestem gotowa do rozmowy niż On – potrzebujący więcej czasu by ochłonąć.

   Ostatnio wylałam swoje żale potęgowane  hormonami ciążowymi, co zaowocowało dużą falą czułości i rozumienia dla mnie. Sama też postanowiłam być bardziej dyplomatyczna, żywiołowy charakter utrudnia mi obiektywną ocenę sytuacji. Gorsze dni miewamy również, gdy nagromadzi się zmęczenie, stres i frustracja pogodą, która zatrzymuje nas w czterech ścianach. Ale to zawsze mija. Bo rozmawiamy i chcemy, żeby było coraz lepiej.

   Z każdym przeżytym dniem obdarzam mojego partnera coraz większym uczuciem i szacunkiem. Jest to dla mnie fenomenalne zjawisko. Zawsze doświadczałam euforycznego stanu zakochania a z czasem emocje wygasały i w związek wkradała się pustka i rutyna. Tym razem jednak pokochałam najlepszego przyjaciela i to uczucie z każdą spędzoną razem chwilą jest coraz większe. Po prostu tak jest…i dziękuję za to losowi.

   Wczoraj Jacek zapytał, czy jeśli wybierze nadgodziny, pójdziemy na spacer. Chętnie – odparłam z entuzjazmem. W taki sposób wylądowaliśmy na polu z dzieckiem, psem i latawcem.

   Latawiec został zakupiony przez Tatę podczas ostatniego wypadu na targowisko. Do tej pory trafialiśmy na same nieloty i zabawy nie było. Tym razem zdobyliśmy totalnie kiczowaty, kolorowy egzemplarz asa przestworzy. Zachowywałam swój sceptycyzm, jednak latawiec na to miano ewidentnie zasłużył: fruwał jak zaklęty ku wielkiej radości syna. I całkiem fajnie wyglądał na burym niebie.

   

   Spacer w popołudniowym chłodzie ostro nas dotlenił. Nela wybiegała się na polu a ja cieszyłam, że mam takiego mężczyznę, który każdą wolną chwilę chce spędzić z nami.

   Podczas wyjścia w plener dokonałam kolejnych przemyśleń względem postępów mojego syna. Gdy próbowaliśmy puścić latawca po raz pierwszy, podbiegła do nas grupka dzieci. Ich mamy szły daleko i były bardzo zajęte rozmową. W tym czasie dzieci goniły naszego psa. Bez pozwolenia, na siłę próbowały brać go na ręce, Nela się szamotała. Jedna dziewczynka wyrywała mi z rąk szpulę ze sznurkiem od latawca. Mamy nie reagowały. Mało tego, zatrzymały się i dzieci z jeszcze większą ochotą szarpały Nelą i biegały mi po sznurku, który próbowałam równo zawinąć (a zeszłam z drogi, żeby nikomu nie przeszkadzać i żeby nikt nie przeszkadzał mnie). Skończyło się wielkimi supłami i chwilowym pogorszeniem mojego nastroju.

   Wtedy przypomniałam sobie słowa wychowawczyni Michała, która entuzjastycznie pochwaliła moje dziecko: syn pyta o pozwolenie, gdy coś chce wziąć z półki lub zrobić. Uczę Michała, że jeśli sięga po cudzą rzecz, powinien zapytać o zgodę. Tym bardziej, jeśli chce pobawić się z obcym zwierzęciem, którego intencji przecież nie znamy. Nie jestem bierna, gdy syn próbuje komuś zabrać jakąś rzecz albo wyciąga ręce do obcego psa, nie pytając o zgodę właściciela. Mi się wydaje to takie oczywiste…Po prostu tak u nas jest. I tyle.

   Naprawdę jestem zadowolona z mojego dziecka. Rośnie z niego rozsądny, uczuciowy chłopiec. Widzę, że coraz częściej wyróżnia się na tle dzieci swoją…ogładą. Zaskakujące jest to, że przecież jest to chłopiec nadpobudliwy. Nauczył się jednak funkcjonowania ze swoją przypadłością i rozczula mnie mówiąc przy kasie „Paaaniii, dziękuję bardzio, do widzenia”. Albo gdy jakiś pirat drogowy przemknie przez szosę: „Ojjj, nieładnie, bzidko. Będzie bum, nie będzie nagłody”.

   Tak zawsze wyobrażałam sobie moją rodzinę. Nie omijają nas smutki i kłopoty, nie zawsze też postępujemy słusznie. Ale nasza rodzina jest sprawnie funkcjonującą, pełną miłości jednostką. I nie będę zaprzeczać, że jest inaczej. Po prostu tak jest…

  

***

  

  
  

  

1 thought on “Po prostu tak jest…Latawiec

  1. Ja też uwielbiam spędzać czas z moją rodznką na spacerach, wycieczkach, czy poprostu u nas w ogrodzie. Mój mąż nie zawsze ma na to ochotę, często to ja organizuję nam czas, a kiedy przychodzi niedziela, to niestety on często wybiera raczej bierny odpoczynek przed TV, choć nie raz dołącza do nas, bo jednak mu żal, kiedy bawimy sie w ogrodzie, czy idziemy na spacer. Dlatego trochę Ci zazdroszczę, że Twój partner, każdą wolną chwilę chce spędzać z Wami. Jesteś wspaniałą mamą, dlatego Twój synek jest taki zaradny, mądry i uczuciowy. Napewno wyrośnie na wspaniałego człowieka, a Ty nie raz jeszcze będziesz z niego dumna. Dla każdej mamy jest cenne to, jak jej dziecko pokazuje innym w swoim zachowaniu, czego je nauczono i jest dumna, że jej nauki nie poszły na marne. Nie raz nie potrzeba wiele wysiłu, by dziecko nauczyć dobrych rzeczy, ale taże i tych złych (ale to oczywiście nas nie dotyczy).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *