ZWIEDZAMY

Piknik Rycerski w Leśnicy

Często słyszymy wyrazy uznania od osób, które poznały naszego Michała. Że „nic po nim nie widać”, że „uczuciowy”, „mądry”…Ogrom pracy musieliśmy włożyć w to dziecko, by wyrównało deficyty spowodowane przedwczesnymi narodzinami. Sądzę, że nie te godziny logopedii, malowania szlaczków czy ćwiczeń fizycznych zaważyły o sukcesie Michała. Nasi synowie chłoną wiedzę  i doświadczenia wszystkimi zmysłami, a my jesteśmy NARRATORAMI OTACZAJĄCEGO ICH ŚWIATA. Budujemy więź żyjąc razem, a nie obok siebie.

Moja Mama twierdzi, że mnie kocha. Ale skąd mam to wiedzieć, jeśli w moim życiu była i jest jedynie głosem w słuchawce? Nie da się wychować dziecka online, nie da się kochać dziecka online. Żadne słowa nie zastąpią przytulenia, gdy mnożą się troski, czułego pogłaskania po głowie, czy spojrzenia pełnego miłości. Nie da się kwiecistymi monologami zastąpić obecności w życiu swoich dzieci i wnuków – przecież to takie oczywiste. Przyszedł już moment krytyczny, kiedy przestałam już zabiegać o jej uwagę. Swoje uczucia znalazły ujście w zbudowanej wraz z Jackiem rodzinie.

I dbamy o tę naszą gromadkę jak tylko umiemy. Szukamy sposobów na umacnianie relacji, na wspólne spędzanie wolnego czasu. Tym razem wyszperaliśmy w necie informację o Pikniku Rycerskim w Leśnicy. To taka część Wrocławia, w której w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych były ciekawe sklepy wzdłuż głównej ulicy. Na te peryferie miasta Mama jeździła tramwajem. Przywiozła mi kiedyś plastikowe laleczki ze sklepu z zabawkami, każda miała inne ubranko i włosy. Po latach pamiętam tyle, że loczki te wyłaziły podczas czesania i lalki z czasem miały łyse placki na głowie.  Ale wtedy…w czasach mojego dzieciństwa…dostanie czegokolwiek graniczyło z cudem. I z takim właśnie cudem zawsze kojarzyła mi się Leśnica…

Za alejką wypełnioną wielkimi, szklanymi witrynami, znajduje się piękny pałac, a wokół niego zadbany park. I choć to dokładnie przeciwległa część miasta, wsiedliśmy w wana i zabraliśmy dzieciaki na spotkanie z rycerzami i damami dworu.

Na samym początku zdefiniowaliśmy zasadę „przyjechaliśmy tu nauczyć się historii, a nie skakać po dmuchańcach”. Tu nastąpił zgrzyt na łączach rodzice – dziecko, ale wspólna zabawa przy pisaniu piórem, przywróciła synowi entuzjazm. Kiedy Michał naskrobał swoje imię, Mąż również sięgnął po tusz i zaczął kaligrafować. Tym sposobem dostałam miły upominek: kartkę z napisem „Iga”. Chłopcy zostali nagrodzeni czekoladową monetą, ubraną w złotą folię i moim uśmiechem.

Spróbowałam i ja…

Na kolejnym stanowisku Michał pracował przy kole garncarskim. Nikt nas nie poganiał. Koła były dwa i można było nacieszyć się atrakcją wedle uznania. Z przerażeniem odkryłam, że woda w misce do mycia rąk już była wysycona gliną i potem przez resztę pikniku chodziliśmy z Michałem upiornie zabrudzeni. Może dlatego właśnie przy stanowisku nie było tłumu chętnych? Ha ha ha. Ja uważam, że dziecko brudne, to dziecko aktywne i szczęśliwe. Jest pralka, są proszki – nie ma problemu. Mój Mąż nie dał się jednak przytulić.

Wokół pałacu rozstawiono kramy z ekologiczną żywnością. Wiele z produktów było bardzo atrakcyjnych: domowe wędliny, kozie sery, nalewki. Kupiliśmy alkoholowy wyciąg z owoców czarnego bzu. Rozgrzał nas wieczorem, gdy popijaliśmy likier po płytkim łyczku z gwinta. Kosztowałam też alkoholi z sosny, kwiatów, malin… Wyglądem kusiły też soki i przetwory. Po przeczytaniu składu doszłam do wniosku, że dwadzieścia trzy procent soku w butelce, to żaden produkt eko. Michał wypił tylko duszkiem sok z pomidorów, w którym pływały jeszcze fragmenty tych owoców wysyconych potasem i magnezem. W upalny dzień warto doładować dziecku elektrolity.

Zachęcona smakiem lokalnych produktów, postanowiłam w przyszłości zrobić jakieś mocne nalewki na chłodne wieczory. Może miodową? Brakuje mi jednak ku temu wiedzy. Może w przyszłym roku…Kiedy tak oczarowywał mnie asortyment rycerskich kramów, spotkałam koleżankę z internetu. Zajmuje się ona rękodzielnictwem, próbując pogodzić pracę z samotnym wychowywaniem syna . Na stoisku wpadła mi w oko ładna zakładka do książki, w większości mamy jednak z Magdą inne upodobania estetyczne. Każda z nas znalazła charakterystyczny dla siebie styl. A ja tylko żałuję, że brakuje doby by zrobić wszystko to, co maluje mi w głowie wyobraźnia.

Kiedy plotkowałyśmy, moi chłopcy poszli na pokaz walki. Michał mógł na chwilę pobawić się w rycerza i uchronić królestwo przed atakiem wrogiej armii. Początkowo bał się konfrontacji z rycerzami, ale potem już machał mieczem i nie cofał się.

Prawdziwe akcesoria do walki były ciężkie. Michał zdziwił się jednak, że jest w stanie podnieść miecz. Długi,masywny kawał żelaza…

Na dużej scenie odbyły się też pokazy sztuk walki, które rozpoczęły się wystrzałem z armaty. Oj parę dzieci się rozbeczało przy okazji, a Szymcio tylko wlepiał oczy w kolorowy tłum. Chłonął bodźce. Wśród rycerzy była jedna kobieta. Ależ musiała się świetnie bawić! Chętnie bym się zamieniła choć na chwilę i spróbować swoich sił w pojedynku na miecze.

Dla ukojenia emocji po walkach rycerzy, publiczności przygrywali muzykanci ubrani w stroje stylizowane na stare. Ich instrumenty również przykuwały uwagę, czegoś takiego w życiu nie widzieliśmy. Muzyka płynąca z spod strun była spokojna, bardzo rytmiczna. Takie „fiju, fiju, dylu, dylu” – Szymon był w swoim żywiole.

Pokaz tańca dam dworu nie zainteresował nas wcale, woleliśmy pilnować kolejki do faszerowanych kapustą placków. Twarde, niewdzięczne do gryzienia jadło. Ale za to nasyciło nas i długo leżało na żołądku, ograniczając kolejne wydatki na żywność. Poszliśmy jeszcze na spacer w stronę stawu.

Michał nie potrafił poskromić swojego temperamentu, więc ominęło go strzelanie z łuku. Wsiedliśmy do auta i zabraliśmy małego pyskacza do domu. Robiło się późno, więc mogliśmy bez żalu opuścić imprezę. Kiedy nasze dziecko przyjmuje postawę roszczeniową, kończą się dla niego atrakcje. Tłumaczymy synom, że każdy jest tak samo ważny i każdy z nas ma prawo znaleźć rozrywkę dla siebie. Pozostali muszą to uszanować, co jednak Michałowi z trudem przychodzi. Pępek kosmosu…

***

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *