Z ŻYCIA WZIĘTE

Ogród przed domem

Zawirowanie z odbiorem nieruchomości sprawiły, że urządzanie pokoi oraz prace w ogrodzie musieliśmy rozłożyć w czasie. W kwietniu minęły dwa lata, odkąd pierwszy raz spaliśmy w naszym domu. Dziś zakończyliśmy prace przed szeregówką.

Niegdyś sąsiad z naprzeciwka podarował nam kawałki trawy, które – niczym puzzle – ułożyliśmy pod oknami w stronę drogi. Niestety nadmierne nasłonecznienie oraz brak wyprowadzenia wody sprawiły, że rośliny przypominały bardziej siano, niż zielony trawnik. Noszenie węża ogrodowego oraz kosiarki przez pół domu zawsze wiązało się z myciem podłóg na parterze. Piasku i wody na panelach zawsze ścierałam sporo.

Choć nie jestem wielbicielką ogrodów wyłożonym kamieniem, to poddaliśmy się wizji sąsiada i naszą część podwórka urządziliśmy w tym samym stylu: mało wymagające rośliny i zaokrąglony czerwony granit. Cała powierzchnia wyłożona jest włókniną, zabezpieczającą przed przyrostem trawy i chwastów. Kamyki, jeśli są mniejszej frakcji, można po prostu wysypać. Nasze miały od sześciu do dziesięciu centymetrów. Michałek pakował je do koszy, a ja rozkładałam, aby wyglądały naturalnie. Jacek wykopał sporo dziur pod nowe nasadzenia w bardzo zbitej ziemi. Dosypywaliśmy korzeniom żyznego humusu, zmieszanego z suszonym obornikiem.

W centralnym punkcie stoi mój ukochany czerwony Klon Palmowy. Zakupiliśmy go z Jackiem w Arboretum w Wojsławicach. Wszyscy wróżyli roślinie niebyt, bo jest kapryśna. Tymczasem drzewko ma bardzo zwarty, gęsty pokrój i przyciąga spojrzenia spacerowiczów. Rośnie u nas jak zaklęta. Kieruję się jedną zasadą: przycinam wszystkie szybko-pędy niezależnie od pory roku. Jeśli widzę, że jakaś gałązka ucieka z kulistej kompozycji, traktuję ją nożyczkami. Klon chyba wie, że go wielbię. Teraz został podkarmiony, oczywiście poza moją miłością, jeszcze suszonym krowiakiem. Nawóz, wraz z opadami deszczu, puszcza w stronę korzeni składniki odżywcze naturalnego pochodzenia.

Pod oknem jest rząd cisów, których młode pączki są seledynowo zielone, następnie zielono-żółte berberysy. Nie lubię roślin z kolcami, niewdzięczna jest ich pielęgnacja. Teraz jednak okna kuchenne sąsiada i nasze mają tę samą oprawę. Czarek wypełnił swoją część ogródka głównie roślinami zimozielonymi. My pobawiliśmy się kolorami, a jedynie  bukszpanami i szczepioną brzozą nawiązaliśmy do pobliskiej kompozycji.

Teraz widać głównie tysiąc osiemset kilogramów kamieni. O ogrodzie nie myśli się jednak w kategorii „tu i teraz”. Ważne jest tempo wzrostu roślin oraz ich pokrój. Wszystko dokładnie z Mężem przemyśleliśmy. Trzmielina i wiciokrzew zarośną niezbyt ładny płot.

Choć podwórko jest w stylu amerykańskim (wyznaczona granica posesji, ale bez furtek i bram), to jednak ostatni zakup – przednie przęsło – pomogło nam zabezpieczyć rośliny przed odchodami zwierząt. Zakątek nabierze bardziej sielskiego charakteru, potrzebny jednak jest czas.

Ogród w donicy – laureat trzeciego miejsca w dolnośląskim konkursie na najpiękniejszy ogród wiosenny – stoi pod skrzynką na listy. Z każdym dniem jest coraz piękniejszy, gdyż zaczynają kwitnąć kolejne rośliny. To życzliwe głosy pozwoliły mi zdobyć wyróżnienie. Nagrody rzeczowe: cztery książki, zostały już przekierowanie do mamy niepełnosprawnego Oliwiera.

Pozostało jeszcze ogarnięcie chaosu przed płotem. Jacek podsypał taki…miał (nie mam pojęcia jak to się nazywa), na którym ułożyliśmy trzy, granitowe płyty ich szorstką stroną ku górze. Przestrzenie wokół wypełniliśmy drobnym grysem z szarego granitu. Chodnik do drzwi wejściowych oraz gabion przy koszach na śmieci  jest również w tej samej tonacji kolorystycznej. Będę mogła już stanąć suchą nogą, wkładając Szymka do auta. Do tej pory była wilgotna trawa, błoto i psie kupy. Kultura – towar deficytowy. Ukróciłam proceder zostawiania psom luźnej smyczy, by czworonogi mogły dotrzeć do naszego trawnika i tam się wypróżnić. Trawy już nie ma, jest za to schludna i równa przestrzeń do stąpania.

Grys zmieszał się z kamieniem, którym wysypana jest ulica. Nie mamy asfaltu, nie mamy też chodników. Spacer to system uników pomiędzy kałużami i większymi okruchami.

Popatrzyłam na to wszystko i tak mi się ciepło na sercu zrobiło. Będzie pięknie, Mąż też przyjął efekt naszej wspólnej pracy w ogrodzie z zadowoleniem. Teraz potrzebny jest tylko czas…

***

2 thoughts on “Ogród przed domem

    1. Rogatki Wrocławia. Tutaj akurat musiałam się dostosować do tego, co wymyślił architekt zieleni sąsiada. Ale wygląda to spójnie, z czego jestem zadowolona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *