Z ŻYCIA WZIĘTE

Na cmentarzu

Czasami tęsknota za Babcią tak silnie mną targa, że nie mogę znaleźć sobie miejsca…Jedyne, co mogę zrobić, to pojechać do Głubczyc: pospacerować po mieście, w którym Babcia wydreptała swoje ulubione ścieżki, zachwycić się wzrostem roślin, które pamiętam jako małe sadzonki, popatrzeć na okna na drugim piętrze, skąd wychylała się niegdyś siwa głowa staruszki, pójść na cmentarz…Zalewa mnie fala wspomnień, która ciepło otula moje osierocone serce. Głaszczę Babcię po porcelanowym policzku…

Zrobiło się późno, cmentarz wypełnił się mrokiem. Przy alejkach nie było latarni, a nielicznie palące się znicze, nie oświetlały nam drogi. Ani Jacek ani ja nie zauważyliśmy, kiedy na granitowym, zielonkawym pomniku położył się bury kot. Pojawił się znikąd. Bezszelestnie wskoczył na grób, niczym na kanapę w salonie. Wśród tylu pomników wybrał właśnie ten, dziwne uczucie…

Nie goniliśmy zwierzęcia, ale też nie zachęcaliśmy do bliższego kontaktu. Pożegnaliśmy się z Babunią, szklane znicze rozbłysły ciepłym światłem świecy. Udaliśmy w stronę głównej bramy, która – jak się okazało – owinięta była łańcuchem. Musieliśmy skierować się w kierunku wielkich drzwi przy kaplicy, do których prowadziła droga przez ceglany łuk. Klucząc pomiędzy grobami, kot odprowadził nas do samego wyjścia z cmentarza. Usiadł przed metalową bramą i śledził nas wzrokiem, aż zniknęliśmy na parkingu. Babcia tak zawsze robiła…Odprowadzała nas na podwórko pod blokiem i czekała, aż auto zniknie na końcu ulicy Niepodległości. Moja głowa wypełniła się przedziwnymi refleksjami: od tych generowanych przez zdrowy rozsądek, po skojarzenia podsuwane przez bogatą wyobraźnię.

Spotkanie z kotem wywarło na mnie duże wrażenie. Nigdy nic podobnego mi się nie przytrafiło. Spojrzałam jeszcze w stronę głubczyckiego cmentarza…zwierzę zniknęło. Nie kręciło się również pod nogami jakieś pary, która właśnie przechodziła przez ceglane sklepienie. Jacek nawrócił na parkingu, byliśmy gotowi odbyć długą podróż do domu. Spoglądnęłam ostatni raz…Kot wyszedł na chodnik i – walcząc ze strachem – spacerował wzdłuż muru, nawracał. Wyglądał, jakby domagał się pieszczot. Nikogo poza nami nie było, zwierzę wyraźnie nas sobie upatrzyło. Szarpały mną silne emocje…

„Pojedziemy po jakieś jedzenie dla niego?”. Mąż tylko jęknął, długa droga przed nami. Pewnie gderał w duchu, że zawsze coś wymyślam i nie dam mu spokojnie żyć. Kiedy skręcił wanem w prawo, zrozumiałam, że kocha mnie taką właśnie, jaka jestem…

***

2 thoughts on “Na cmentarzu

  1. Babcia- ta staruszka która kształtowała Twoje życie zawsze będzie żyć we wspomnieniach, we wszystkim co Cię otacza, a może kto wie? teraz jest Waszym Aniołem Stróżem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *