Bez kategorii

Morze łez…

   Wczoraj miałam bardzo ciężki dzień…Szymonek miał w nocy załamanie kondycji płuc, skoczyły znów parametry respiratora. A ja wyhodowałam w sobie taki żal, że nie mogłam przestać płakać…

   Nie mogę patrzeć na ludzi noszących noworodki, kobiety w ciąży. Nie rozumiem, dlaczego ja nie mogę mieć swojego dzidziusia? Przecież Szymonek był tak wyczekiwany, tak upragniony. Powinien siedzieć w moim brzuchu i zdrowo rosnąć. Powinnam mieć w końcu w życiu szansę nacieszyć się byciem w ciąży. Czuję się wybrakowana.

   Wczoraj mówiłam do Szymka… „Nie śpiesz się, będziemy czekać na Ciebie tak długo jak będzie trzeba. Ale nie rób Mamusi numerów, bo Mamusi serduszko pęknie. Tutaj dużo osób na Ciebie czeka, kocha Cię, masz do kogo wracać!”. Dostał transfuzję i zrobił się różowiutki. Mlaskał buzią, przeciągał się. Każdy Jego gest, każda minka to dla mnie wielka radość.

  

   Dziś w nocy było stabilnie. Jakoś nie miałam odwagi zadzwonić na oddział, więc Jacek mnie wyręczył. Zaraz jedzie do pracy, znów będę pół dnia sama…Najważniejsze, że Szymon od nas nie odszedł. Mam na kogo czekać. Wieczorem znów będziemy wszyscy razem…

***

3 thoughts on “Morze łez…

  1. Wszystko będzie dobrze, trzeba wierzyć. Dzisiejsze smutki kiedyś będą tylko złym wspomnieniemPozdrawiam i życzę dużo zdrowia dla Szymusia i buziaki dla Michałkaona-plus-oni.blogspot.com

  2. Szymuś jest silny – sama pisałaś, jak pięknie je. Wierzę, że to był tylko chwilowy kryzys i teraz już tylko będzie lepiej. Jestem myślami z Wami.

  3. Sama Pani wie jak to jest z wiadomościami z intensywnej trapii – za każdą dobrą czai się gorsza, ale i na odwrót. Najwazniejsze, że wciąż do przodu, każdy kolejny dzień to sukces tego dzielnego Małego Rycerza. A swoją drogą Szymuś jest cudny 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *