Bez kategorii

Miłosny test…

Jest taki program na TVN Style: „Miłosny test”. Para, znająca się wyłącznie z internetu, zostaje zamknięta na tydzień na bezludnej wyspie. Młodzi widzą się tam po raz pierwszy, spędzają ze sobą siedem dni i nocy bez telewizji internetu oraz możliwości opuszczania lokum na więcej niż godzinę dziennie. Bardzo ciekawy eksperyment socjologiczny, poważnie mówię! Jestem zafascynowana reakcjami ludzi, nic tam nie jest wyreżyserowane. Przeżyłam kiedyś coś podobnego, przy czym nie było bezludnej wyspy, lecz wynajęty dom  z dala od rodziny i jakichkolwiek znajomych, z garstką pieniędzy w portfelu i złamanym sercem, pragnącym miłości.

Czy można zakochać się przez internet? Na pewno można się bardzo zafascynować drugim człowiekiem. Czuć, jak wypełnia się endorfinami krwiobieg przy każdym nadchodzącym emailu, czy smsie. Można nie spać z emocji, tęsknić i szalenie pragnąć. A jeśli podczas spotkania na żywo dochodzi chemia i magnetyzm? ON był spokojny, opiekuńczy. Pokazałam mu aseksowną, różową piżamkę w owieczki, komunikując jasno: jak szukasz okazji, to pomyliłam adres. Był wyrozumiały, troskliwy i nie wywierał presji, do tego obłędnie pachniał. Zakochałam się, bez wątpienia. I zatraciłam w tej relacji. Przestałam przejmować się tym, co myślą o mnie inni, podejmowałam własne decyzje. Noooo, zdecydowanie własne, ha ha ha. Zaczęło liczyć się dla mnie to, co sama sądzę o sobie i czy jestem zadowolona z tego, kim jestem. W JEGO ramionach czułam się bezpiecznie.

Mimo wszystko zdrowy rozsądek nigdy nie zezwoliłby mi na zamieszkanie z człowiekiem, którego znałam raptem kwartał i to głównie przez internet. Ale życie pisze szalone scenariusze. Jemu wymówiono stancję i został bez dachu nad głową, ja miałam niewiele czasu, by znaleźć sobie i maleńkiemu dziecku własne miejsce na ziemi. Na dniach odcięto by mi prąd w dotychczasowym lokum, co wymusiło na mnie podjęcie życiowej decyzji. Wizja mieszkania z własną matką, dodatkowo potęgowała bezsenność…Miałam istne tsunami emocji. Troska o syna powstrzymywała mnie i pchała jednocześnie na przód. Nigdy wcześniej nie czułam tak wiele na raz. Z całym szacunkiem dla mojej rodzicielki, już wolałam skoczyć w głębię oceanu, niż przebywać z nią pod jednym dachem. Skoczyłam więc! „Przetrwam, albo zginę” – pomyślałam. Trudno.

Kierowana bardzo silną intuicją, wynajęłam busa i  zapakowałam wyłącznie swoje rzeczy (Pozostawiłam przedmioty wspólne, często wartościowe, ale zapewniłam sobie tym spokój). Zaczęłam nowy rozdział, zdana wyłącznie na siebie i człowieka, którego znałam od niedawna. Intuicja jednak wysyłała mi spójny komunikat: wiej, zacznij życie na własny rachunek i tak gorzej nie będzie. Czułam, że i tak umrę, jeśli nie zmienię czegoś w swoim życiu. Wtedy nie było Igi jaką znacie. Był infantylny, nieporadny, niekochany człowiek, w którym KTOŚ wskrzesił wiarę, że jednak do czegoś się nadaje. ON dodał mi energii, by pokazać na co mnie stać. I obdarzył uczuciem zarówno mnie, jak i ciężko niepełnosprawne wtedy, nieswoje dziecko.

Pierwszy tydzień był straszny…Pedant i bałaganiara zamieszkali w jednym lokalu. Pokoje pełne nierozpakowanych kartonów, malowanie całego mieszkania i do tego dziecko na ręku. Ogromny stres, fizyczne zmęczenie i te upominania „a czemu to, a czemu tamto”. Motyle wyfruwały z każdą pojawiającą się wątpliwością. W głowie zaczęła boleśnie kołatać myśl: „Co ja zrobiłam”? Miotałam się. Siódmego dnia rozpłakałam się, ON też. Poprosiłam o kilka tygodni czasu…”Sześć lat żyłam z człowiekiem innym niż Ty, totalnie innym! Pozwól, bym się Ciebie nauczyła. Będę się starać, odkładać buty na miejsce, zbierać porozrzucane zabawki. Wszystkiego się nauczę, tylko daj mi czas i nie wytykaj każdego mojego potknięcia”. Przytuliliśmy się z troską i czułością. To był przełom!

Minęło pięć lat…Nabrałam ogłady, a On już nie jest taki poukładany do bólu. Zdarza się, że to ja odkładam jego buty na stojak. Nawet teraz – pisząc ten wątek – widzę stojące na ziemi kapcie. JACEK okazał się wspaniałym człowiekiem. Owszem, nie pozbawionym wad, ale mimo wszystko mnie nie zawiódł. Wychowuje Michała, nie odszedł po narodzinach niepełnosprawnego Szymka. Znosi mój ciężki charakter i to, że nazywam go „starym gburem”. Ha ha ha! Żalę się na niego czasem, piekielnie mnie irytuje momentami. Ale nadal nakrywa mi w nocy plecy, kupuje Colę, gra z dzieckiem w „Zagadki smoka obiboka” i przewija obsranego pampersa Szymka. Nadal ma ciepłe spojrzenie w oczach, deklaruje wielką miłość i – co najważniejsze – okazuje ją w drobiazgach dnia codziennego. Mimo życiowego doświadczenia, nie zawsze potrafię to docenić. Przepraszam Cię Skarbie. Tak, Jacek jest moim największym skarbem: odmienił moje życie.

Uwierzył we mnie, a ja rozwinęłam skrzydła. Zaczęło się od odnowienia wynajętego mieszkania. Wszystko zrobiliśmy własnymi siłami. Potem otwierały mi się w głowie kolejne szufladki z cudownościami. Zaczęłam gotować, szyć, robić na szydełku, zdobywać, kreować. Udało mi się poznać samą siebie, swoje granice możliwości. Właściwie tych granic nie ma. Bo ścigam się sama ze sobą, co jeszcze mogłabym zrobić? Co jeszcze potrafię?

Powstała Kurlandia. Zbudowaliśmy ją z Jackiem – moim Mężem, z którym chcę się zestarzeć. Kiedyś zrobiłam szaloną rzecz i wygrałam swoje życie. Znajomy z internetu okazał się moim przeznaczeniem. Sięgając wstecz pamięcią zastanawiam się, skąd miałam odwagę, by wyjechać. Przeczucie, inaczej tego wyjaśnić nie potrafię. Jakiś Anioł Stróż nade mną czuwa i wypchnął mnie na spokojne wody…

***

Wzruszyłam się…

12 thoughts on “Miłosny test…

  1. Cudowna opowieść… Ja i mój mąż w tym roku będziemy obchodzić 20 rocznicę ślubu… Pomimo wcześniejszych, zupełnie innych planów, wyszłam bardzo wcześnie za mąż – mając 20 lat. I nie dlatego, że musiałam – po prostu poczułam, że to jest ten JEDYNY i że mogę mu powierzyć swój los. Jesteśmy razem już tyle czasu i podobnie u Was było raz lepiej raz gorzej, ale zawsze byliśmy razem, wspieraliśmy się nawzajem i nie zostawiliśmy się w potrzebie. I to jest chyba najważniejsze… Rozmowa, zaufanie i poczucie, że jest ktoś na kim zawsze można polegać. Pozdrawiam.

  2. Też poznałam swojego męża przez internet. I nie żałuję swojej decyzji! Mój mąż jest tak nieśmiały w stosunku do obcych a ja odwrotnie, w realnym świecie nie zwróciłabym na niego uwagi, wymiana listów pozwoliła mi go poznać zanim się spotkaliśmy. Miałyśmy obie szczęście, że nam się udało:)

  3. Może byś zaczęła pisać poradniki i podręczniki? U Ciebie to wszystko układa się tak prosto i pięknie i tak jak pisałaś w jednym z ostatnich postów, to nie zależy od tego, co los daje, ale od tego, jak umie się to przyjąć. Z miłością też tak jest, nie chodzi o to, że się z kimś doskonale dobrać, poznawać długo, ale ważne jest dążenie do wspólnych celów, kreowanie związku, bo miłość to sztuka a nie chwilowa chemia czy przekonanie. I to nieważne, że bałaganiara i pedant… bo pod tym względem, że wierzycie w szczęście i umiecie budować, dobraliście się idealnie. Nie wiem, czy masz pojęcie, jakie to rzadkie.

  4. zawsze się zastanawiałam jak Wy się odnaleźliście, z dwóch różnych końców Polski znaleźliście się w zupełnie jeszcze innym miejscu, z dala od rodziny, przyjaciół. Odważna jesteś można by rzec, lecz to nie odwaga to przeznaczenie 🙂
    pozdrawiam cieplutko

  5. Jesteś SZCZĘŚCIARĄ!!! Naprawdę:)
    Wczoraj wstawiłam na swoje fb zdjęcie z tytułem ‚optymizm’. Słoń na cyrkowej huśtawce skacze do małpki na drugiej huśtawce. Dzisiaj koleżanka skomentowała je ‚brawura to nie odwaga’. Hmm…jaka brawura? Dla mnie ten słoń jest właśnie odważny i nie ważne, co i jak to optymistycznie podchodzi akurat do tego zadania. Dlaczego czarno widzimy zakończenie? Nie wierzymy w tego słonia, że mu się uda?
    Często ze strachu nie podejmujemy nowych wyzwań, jakichś zadań. Zakładamy z góry, że to się źle skończy. A myślę, że samo nasze nastawienie psuje już szansę na powodzenie.

    Igo, cieszę się, że Wam się udało. Że zrobiłaś ten odważny krok. Test zaliczyliście na 6!!!

  6. Znałam mojego męża jakieś 7 lat, ale zawsze z daleka, zawsze się śmiałyśmy z niego z koleżankami, z jego przydługich włosów (farbowanych!), z jego polarów (z 10 sztuk). W ogóle nie był atrakcyjny 🙂 Później poszedł do wojska, i jak się śmieje, tam zrobili z niego mężczyznę 🙂 Zaręczyliśmy się po 2 miesiącach, pobraliśmy się po 8 🙂 Miałam 21 lat on 24. W tym roku będzie nasza 13 rocznica ślubu. Mamy dwie córki a trzecie cudo w drodze. Jesteśmy szczęśliwi. Nadal nie mogę się nadziwić jak to się wszystko poukładało. Tak musiało być, taki los i przeznaczenie. Po prostu wiedziałam , że szukać już nie ma po co 🙂

  7. To super że Wam się udało. Mam takie jedno niedyskretne pytanie. Czy Twój pierwszy mąż odszedł, bo nie umiał sobie poradzić z niepelnosprawnoscia Michalka czy po prostu miłość się wypalila? Jeśli to pierwszy powód to jakim cudem utrzymujecie tak dobre stosunki? Przecież miało być na dobre i złe?

    1. Wszystko po trochę. Jestem zbyt szczęśliwa z Jackiem, by rozpamiętywać dawne przykrości. Szkoda mojej energii. A Łukasz jako kumpel jest w porządku.

  8. Piękna historia, pięknie opisana… Jesteś szczęściarą, że masz tak wspaniałego męża:) Najważniejsze, że się kochacie, wspieracie w ciężkich sytuacjach i możecie na siebie polegać… A poza tym chyba nie ma par idealnych;)
    Pozdrawiam 🙂
    ps też oglądam ten program i podziwiam te pary, że decydują się na taki wspólny tydzień… Ale program bardzo fajny 🙂

  9. Iga, jesteś wspaniała! Podziwiam Cię i szanuję. Nigdy się nie poddajesz, jesteś cudowną matką i żoną. Poza tym umiesz wyczarować coś z niczego. Mało jest takich osób jak TY. Zdeterminowanych, odważnych, stanowczych, a jednocześnie tak wrażliwych i romantycznych. Pisz częściej, bo czytanie Twojego bloga to chyba już mój nałóg 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *