Bez kategorii

„Mikołaj jedzie chamochodem”…

6 grudnia 2012r. Założyłam czapkę Mikołaja…przynajmniej niespodziewany, poranny atak zimy nie był dla mnie dokuczliwy. Chodziłam więc w czerwonej czapie z białym futerkiem i pomponem. Plan dnia jak zwykle: Pies na dwór z opcją „szybkie siku”, Michał do przedszkola, Jacek na dworzec, Mama do Szymona…

„Maaamoo, jest zimaaaa?” – nie zliczę, ile razy w tym roku słyszałam to zdanie wypowiadane przez Michała. „Już dziś Mikołaj, może w końcu temat się urwie. Oby!” – pozrzędziłam w myślach.

– „Tak, jest zima.” – oznajmiłam tłumiąc znużenie.

– „Będzie Mikooołaaaaj???”- syn dociekał jak zwykle.

– „Tak!” – wycedziłam.

– „Taaak? Dobzie???” – Michał kontynuował. Myślałam, że eksploduję… „Byle do wieczora…” – pomyślałam.

– „Taaaak! Jest zima, będzie Mikołaj. Bądź cierpliwy!” – ucięłam temat. Oj nasłuchałam się tego prze ostatni rok, nasłuchałam…I jeszcze ta piosenka…”Mikolaj, Mikołaj jedzie chamochodem…”, przywleczona z przedszkola.

Do szpitala weszłam z wielkim koszem słodyczy. Dostaliśmy go od Tadeusza Gołębiewskiego wraz z Voucherem na licytację, który został sprzedany za tysiąc złotych: mamy już opłaconą hippoterapię na kwartał. Wspólnie z Jackiem uznaliśmy, że niczym nie zasłużyliśmy na taki prezent i przekażemy kosz tam, gdzie zasługi warte są wynagrodzenia. Będąc rodzicami Szymona działamy na rzecz naszego dziecka i nie widzimy w naszym postępowaniu nic szczególnego. Kieruje nami miłość, nie przyjmiemy żadnych nagród za naszą postawę.

Mikołaj wszedł na oddział intensywnej terapii… Pustka jakaś. Gdy zebrał się komplet Pielęgniarek (raptem tego dnia trzy), Mikołaj przystąpił do dzieła. „Czy Panie Pielęgniarki były grzeczne w tym roku???” – spytałam przekornie – „Oj tu widzę Panią, która Mikołaja wyganiała z sali przy odsysaniu Szymona”. Rozległ się śmiech. „No dobra, to było dawno, Mikołaj już prawie nie pamięta” – dodałam. I już normalnym głosem powiedziałam, że życzę Siostrom wszystkiego dobrego. Ten oddział ma na prawdę świetny Personel. Ludzie życzliwi, z pasją. Kosz trafił w dobre ręce. Stał w widocznym miejscu, podjadał kto chciał. A moje serce się radowało.

Szymon spał. „Szyyyyymoooon” – wołałam. A Szymon zaczął się wiercić i roześmiał szczerze: usłyszał Mamunię. Prezentu nie dostał, bo już wcześniej spustoszył portfel rodziców. Ha ha ha. Poza tym za te 4 koszmarne dni to powinien dostać rózgę z kokardą. Odchodziłam wtedy od zmysłów.

Michała odebrałam o 14stej, lecz ciężko go było dobudzić. Wrócili spóźnieni z placu zabaw z kulkami, gdzie spotkali przedszkolnego Świętego Mikołaja. Dziecko odsypiało harce. Jego biologiczny ojciec czekał już  na nas pod blokiem, choć raz w życiu to nie on się spóźnił. Łukasz przywiózł zgodnie z życzeniem dziecka klocki do zbudowania zamku. Wspólnie układali Lego w Michała pokoju. Po 16stej przerwałam zabawę, bo musieliśmy zdążyć na turniej taekwondo. Michał zdobył złoto, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Ale się cieszyłam! Podpytałam jeszcze w szatni o koleżankę. 32 tydzień ciąży na podtrzymaniu…”Michał jest z  26stego i dziś zdobył złoto na turnieju” – pocieszałam – „Będzie dobrze, to już rozwinięta ciąża”. Modlę się jednak o koleżankę, by donosiła jak najdłużej. Bardzo ją lubię, nie chcę, żeby przechodziła przez to co ja…

W tym czasie Tata Jacek wrócił wcześniej z pracy i przebrał się w strój Świętego Mikołaja. Zastałam klucz pod wycieraczką (podebrany ukradkiem ode mnie wraz z autem podczas turnieju) i chwile po naszym powrocie do domu rozległ się dzwonek.

Michał się ucieszył, natychmiast pobiegł po klocki, żeby się Mikołajowi pochwalić „trezentem” od „Jukasza”. Potem wtulił się w przybysza z Laponii. Pies był również wyraźnie uradowany. Zwykle to nasz Nibyjork zamienia się w krwiożerczą bestię, gdy ktoś stoi pod drzwiami. My mówimy żartobliwie, że jest to „transpiesek”: Rodwailer w ciele maleńkiego, dwukilowego czworonoga. Ha ha ha! Psa się nie da oszukać. Gość, mimo cudacznego przebrania, dla psa pachniał bardzo znajomo.

A Mikołaj wszedł do pokoju, zasiadł na taborecie i prowadził przesłuchanie:

– „Byłeś grzeczny?” – spytał Michała.

– „Taaaak!”.

– „Jaaaasne” – pomyślałam… „Na pewno Michałku?” – odparłam. Dziecko trochę się zlękło, że mama zniweczy plan wciskania Mikołajowi kitu, że było grzeczne i posłuszne w tym roku. Ha ha ha.

– „Taaaak” – dziecko uparcie broniło swojej wersji.

– „Powiedzmy” – dopowiedziałam w myślach.

Mikołaj wyciągnął śmieciarkę pełną cukierków w „zezebkim papelku” (niebieskim papierku) i nie tylko. Do wyboru do koloru. Michałek z  wrażenia aż złapał się za buzię. Oczy miał wielkości spodków. Bynajmniej nie zareagował tak na pojazd, Czekoladożerca jeden. Słodycze na co dzień mu wydzielamy, bo potęgują wysięk w uszach i głuchotę.

– „Michałku. Kto to jest?” – wskazałam na gościa sprawdzając świadomość dziecka…

– „Yyyyyy. Tatuś”…

– „No nieeeee. Przecież to Mikołaj!” – dziecko po moich słowach zwątpiło. „A gdzie Tata?” – spytałam Michałka.

– „Tata praci”. No, udało się w tym roku jeszcze syna przekonać. Mam nadzieję, że nie dorośnie zbyt szybko. Moja Babcia zwykła mówić. „Dziecko, nie spiesz się…Jak już dorośniesz, to zawsze będziesz dorosła…” Oj miała rację Babunia. Nie raz marzę, by wrócić do czasów, gdy byłam nieświadomym, beztroskim dzieckiem.

Potem Mikołaj posadził mnie na kolano. Fajny ten Mikołaj. Piękne oczy, cudowny, słodki zapach. Bardzo przystojny!

– „A powiedz Ty Mikołajowi…” – ciągnął nasz gość z Laponii – „Kochasz Ty Jacka???”.

– „Kocham!”.

– „A wyjdziesz za niego za mąż?””. – mówił Mikołaj z przedziwnym akcentem, dziecko dzięki temu miało się nie zorientować, a ja zrywałam boki.

– „No wyjdę”.

– „To dobrze…” – Wręczył mi małą paczuszkę, a dziecko robiło zdjęcia. W środku były śliczne kolczyki. A mi już przyszło do głowy po wywodzie Mikołaja, że obrączki…Te wybierzemy razem. Powoli czas o tym myśleć. Ślub za 7 miesięcy. Już nie możemy się doczekać.

Pożegnaliśmy Mikołaja, a syn wlepiał dalej ślepia w wielką hałdę cukierków czekoladowych. Pakował je jak śmieci do pojazdu. W te i z powrotem ładował i rozładowywał śmieciarkę. Mateuszkowi prezent wysłaliśmy pocztą. Chcieliśmy, żeby wiedział, że o nim pamiętamy, choć jesteśmy daleko. Wigilię spędzimy razem, chyba, że Szymon wyjdzie w tym czasie ze szpitala. Wtedy zostanę z Maleństwem w domu, a Jacek i Michałek pojadą do Matiego. Chcemy, żeby dzieci spędzały ze sobą jak najwięcej czasu. Ja mam szczęśliwą rodzinę przez cały rok, nie muszę czekać na Boże Narodzenie, by poczuć rodzinna atmosferę. Będę się cieszyć wiedząc, że pierwszy raz w życiu syn Jacka spędzi z nim Wigilię (dzięki łaskawości Sądu Okręgowego). A ja w tym roku marzę o wypoczynku. Jeśli będę musiała zostać w domu, wcale nie będę rozpaczać. Będziemy z Szymonem i Nelką relaksować się w ciszy. A wspólną kolację zjemy po powrocie chłopców do domu.

Dziwnym zbiegiem okoliczności, zaraz po wyjściu Mikołaja wrócił Tato z pracy. Michałka nie dało się oderwać od cukierków. Szybka kąpiel i rodzice mieli wieczór dla siebie. W końcu mogliśmy spokojnie porozmawiać, pooglądać telewizję, poprzytulać się. Mam taki ulubiony kącik na ramieniu Narzeczonego. Uwielbiam się w niego wtulać. Jest ciepło, skóra Jacka słodko pachnie. Uwielbiam! Czapka wróciła na moją głowę, choć Jacek swój  prezent – dosłownie drobiazg – dostał już dwa dni wcześniej.

I kiedy było tak fajnie: spokojnie i ciepło, sięgnęłam po paczuszkę, która leżała między stosem pustych kartoników do pakowania fantów. Położyłam paczkę Jackowi na brzuchu. To zawiniątko było dużym zaskoczeniem. Pierwszy raz udało mi się zmilczeć i wytrzymać do samego końca. Nie zdradził mnie uśmiech, nic. Milczałam.

W środku było mniejsze pudełeczko z narysowanym uśmiechem. Gdy Jacek zobaczył gabaryt ukrytego opakowania zorientował się, że spełniło się jego marzenie. Reakcja Ukochanego…bezcenna. Łezki w oczach i ogromne zaskoczenie, wzmocnione było kilkoma słowami, których tu nie zacytuję. Ha ha ha. W środku był upragniony przez niego od dawna zegarek. I nic, że sprzedałam ostatni swój złoty pierścionek na złom…Zmieniłam jedno wspomnienie na inne, dużo cenniejsze, bo związane z Miłością Mojego Życia.

Z tyłu był grawer „Czas z Tobą…bezcenny. Iga”. Co mogę więcej dodać…Mimo kłopotów z Szymonem nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne. Bo idę przez życie z wyjątkowym człowiekiem…

***

 

1 thought on “„Mikołaj jedzie chamochodem”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *