Bez kategorii

Mikołaj dzieci szczególnych

Wczoraj pojechaliśmy z chłopcami do kompleksu Starej Garbarni na imprezę Mikołajkową, zorganizowaną dla dzieci szczególnej troski. Szymek jest podopiecznym fundacji, lecz nie jest pacjentem hospicjum. Zdaniem lekarzy nie kwalifikuje się, gdyż jest dzieckiem „rokującym”. I to dość wyraźnie wczoraj dostrzegliśmy…

Porównanie z ludźmi, którzy mają zdrowe dzieci i dobrze płatne prace, faktycznie nie nastraja nas zbyt optymistycznie. Dostrzegamy bowiem, jak wiele los nam odebrał i jak ciężko pracujemy nad tym, co inni mają bez większego wysiłku w pakiecie od życzliwego losu. Wczoraj jednak spędziliśmy kilka godzin wśród dzieci, których stan zdrowia i sprawność nigdy nie ulegnie znaczącej poprawie. Skrajne ciężko postaci MPD, autyzmu…rozmaite zespoły genetyczne… W duchu czułam, jakbyśmy byli zwycięzcami na loterii: mimo mózgowego porażania, Szymon jest kontaktowym, wesołym chłopczykiem. Nam los odebrał wiele, ale nie odebrał nadziei na poprawę sprawności naszego synka. Teraz widzę, jak wielkim jest to dla nas motorem działań. Czasami trzeba popatrzeć na swoje problemy z innej perspektywy, by móc docenić to, czego przeznaczenie nam nie zabrało. Dziękuję chorym, cierpiącym dzieciom za lekcję pokory.

Posadziliśmy Szymka w nowym wózku. Pojazd prowadzi się jednym palcem, ma wszelkie możliwe wygody. Całość  obrazka uzupełniał Michał, który postrzegany jest jako cud medycyny oraz miłości i my – rodzice, którzy zebrali sporo pochwał za zaangażowanie na rzecz naszych dzieci. Spotkaliśmy wiele życzliwych osób począwszy od organizatorów imprezy, przez rodzinę Kuby, dzięki któremu Szymonowi udało się zawęzić tracheostomię, sympatyczną Czytelniczkę bloga oraz Darczyńców z ostatniej akcji charytatywnej. Świat jest mały. To takie miłe uczucie porozmawiać przy kawie z kimś, kogo dotychczas spotykało się tylko w internecie. Żadna ikona uśmiechu kliknięta na ekranie komputera, nie jest w stanie oddać uroku spojrzenia Iwonki, kiedy jest radosna. Poznaliśmy też Martynę, która ofiarowała mi niciak do odrestaurowania i jej młodszego brata. Świetna rodzina.

Była uroczysta msza i świąteczne występy. Na stołach czekał na gości domowy poczęstunek, na obrusach leżały stroiki, które można było zabrać do domu po zakończeniu zabawy. Stałam się więc posiadaczką pięknej ozdoby zrobionej z małych karteczek i dwóch wielkich szyszek, o których dawno już marzyłam. Pojawił się też sam Mikołaj, z solidnym nosem i pokaźną brodą. Najpierw obdarował Szymka…

…a potem „Michała Młynarczyka”, który wraz z innymi dziećmi narysował laurkę dla gościa z Laponii (oczywiście znalazła się tam Nocna Fulia). Nastąpiła całkiem sympatyczna pomyłka w nazwisku Michałka. Jednak przy Głodziku pozostaniemy, piekielny zestaw cech charakteru po ojcu zobowiązuje do noszenia rodowego nazwiska. Ha ha ha.

Gdy Jacek zobaczył ogromną paczkę ze słodyczami powiedział żartobliwie…”Wystarczy nam tego na rok”. Wtedy dodałam, że to prezent Szymka. Druga taka paka należała do Michała. Do tego dwie siaty zabawek. Michałowi świeciły się oczy z wrażenia. A my podziwialiśmy, ile pozytywnych emocji może zgromadzić sala wypełniona ludźmi szczególnej troski. To był dla nas największy prezent: dystans do naszych codziennych zmagań.

Zasiadłam Mikołajowi na kolanku, nawet mocno nie narzekał na moją wagę. Ha ha ha. Michał próbował się dowiedzieć, jakiego koloru są sanie Świętego, ale syn znów słabo słyszy i miał spore trudności z wysłowieniem się. Tę zagadkę rozstrzygniemy więc w przyszłym roku. Szymciowi nieszczególnie podobał się starzec w czerwonym wdzianku. Nie dość, że nie wyglądał jak rodzice i rehabilitanci, to jeszcze podał mu dłoń w kosmatej rękawiczce. Synek skrzywił się, gdy jego delikatna skóra została połaskotana. Potem Mikołajowi udało się nieco obłaskawić marudera, za to Michał najchętniej przywarł by do nogi Świętego jak miś koala do drzewa i z niej nie schodził.

Po imprezie udaliśmy się na pierwszy spacer z nowym wózkiem. Przed mżawką Szymona ochroniła sporych rozmiarów buda. Zwiedzanie Jarmarku Bożonarodzeniowego w weekend było sportem ekstremalnym. O dopchaniu się do stoisk można było pomarzyć, dziwnym trafem nikt nie zauważał też wielkiego wózka jakim jest Kimba, więc kilka razy uprzejmie kogoś trąciliśmy. Po zrobieniu rundki wokół ratusza byłam już chora na umyśle i błagałam Męża, żeby mnie stamtąd zabrał. Sam jarmark jest piękny, ale trzeba go zwiedzać w tygodniu.

Michał zachwycił się ogromną choinką, którą  musiał koniecznie dotknąć. Deszcz i tłum mocno nas jednak zniechęcił do dalszego zwiedzania. Niemniej jednak chrzest nowej fury zaliczyliśmy i jesteśmy szczęśliwi, że dzieciom nie brakuje tego, co jest im potrzebne do prawidłowego rozwoju.

Fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci dziękujemy za przemiłe popołudnie.

***

3 thoughts on “Mikołaj dzieci szczególnych

  1. Iga, piekne zdjecia, super Rodzinka. Tak patrze na Szymka w Kimbie i od razu sobie mysle ze mialabym dla niego super spiworek do tego wozka, kupiony tutaj w Norwegii, idealny na rozne warunki pogodowe, nawet te ekstremalne, bardzo dobry jakosciowo i wygodny dla dziecka. Nie musialabys juz go przykrywac kocykiem, ktory jak wiadomo moze sie zsuwac. Mozliwe ze potrzebne bylyby jakies dodatkowe otwory na pasy, ale co to wielkiego dla takiej sprytnej mamy. Spiworek jest jak nowy, moje dziecko uzywa teraz innego. Ot taki drobny prezent pod choinke? Potrzebuje tylko namiary na wysylke. Pozdrawiam cieplutko.

    1. Kochana. My mamy śpiwór do wózka, tylko jeszcze nożykiem nie rozcięliśmy dziurek. Ale śpiwór przydałby nam się do sanek. Oooo to by było super tai norweski mieć w saniach na śnieg 😀

      1. napisz na maila dane do wysylki, pewnie przed gwiazdka nie dojdzie z powodu zawirowan na poczcie, ale byc moze juz Nowy Rok Szymon powita w saniach i cieplutkim spiworze. Zaraz pakuje i wysylam:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *