Poranek.
Piszczą sobie psy…”Cicho! Na miejsce!” – syknęłam.
Miałczy kot…”Sansa, fe!”.
Śpimy dalej…
Nagle uporczywe „Miaaaał, miaaaaał, miaaaaaaaaał!!!”. Mąż zerwał się z łóżka. Oszołomiony, półprzytomny wycedził…”K…a, co to???”. A to kocur sobie przyszedł po dachu, wlazł oknem u Michała i darł ryja w drzwiach naszej sypialni. Ha ha ha.
Ale fajnie. Tłumy nas kochają! Nawet półdzikie burmany.
***
Ale jaki piękny ten intruz!