Bez kategorii

Karkonosze na pożegnanie wakacji

Skoro już spaliśmy bak benzyny, postanowiliśmy zostać w górach na dłużej. Zaopatrzyliśmy się w markecie w konserwy, napoje i chleb, stanowiące naszą dietę na kolejne dni. Spakowaliśmy też łóżeczko turystyczne dla Szymka. Znaleźliśmy ośrodek, który przyjął nas z Nelką. Albo z psem, albo wcale – taką mamy zasadę.

Pierwszego dnia udaliśmy się na Wodospad Szklarki. Strumień wody wodospadu ma ponad trzynaście metrów. Dojście do niego jest bardzo łagodne i krótkie, wiedzie przez mostek, następnie wzdłuż potoku.

Zdaje się, że i wózkiem można tam dojechać. Szymona nosiliśmy jednak w chuście. Ciężko nosić dwulatka, ale jakie jest inne wyjście, gdy on sam nie chodzi?

Nie nasyciliśmy się jeszcze widokami, więc obraliśmy kolejny cel wyprawy. Trasa do najwyższego w Karkonoszach Wodospadu Kamieńczyka nie była długa (25 minut marszu), lecz pod koniec forsowna. Dość ostro pod górę i te sztucznie wyłożone kamienie…Każdy z nich mały i wysoko sterczący, nie było jak postawić stopy.Widok jednak wynagrodził wszystko! Trzeba było tylko zejść po metalowej konstrukcji w dół wąwozu mającego długość stu metrów. Szymonek słodko się we mnie wtulał, a ja ochraniałam dłonią jego główkę. Zdarza się, że osuwają się odłamki skalne. Stąd konieczność zakładania kasków.

Otaczały nas bloki skalne, trójstopniowa kaskada wysokości 27 metrów wyglądała zjawiskowo!

Jeszcze poszliśmy na spacer po Szklarskiej Porębie. Żal było opuszczać tę górską miejscowość, choć kramy i ruch w centrum nieco nas nużyły. Drugiego dnia obudziliśmy się w Starej Kuźni w Sosnówce pod Karpaczem. Za oknem widok na bryczkę i dwa spokojne hucuły…

Konie to była wspaniała atrakcja dla chłopców. Głaskanie, przytulanie, karmienie na pobliskiej łące…A łasuchy tylko czekały na jabłko, czy kromkę chleba.

Dwa lata temu siedzieliśmy na pięknej polanie marząc, by móc kiedyś przyjechać tam razem z Szymonem…

Zapakowaliśmy Szymona w chustę i udaliśmy się pod Dziki Wodospad. Prowadził z niego szlak na młaki i torfowiska (trzeba iść jakieś 100 metrów szosą w dół i znaleźć szlak ukryty między drzewami). To tam właśnie było ukochane miejsce w Karkonoszach, zwane „Naszą Polaną”. Prowadziła do niej długa kładka, dzięki której można było przejść przez podmokłe tereny. Ostatnio kwitła tam wełnianka, tym razem jej nie znalazłam. Nie ta pora roku? Okazuje się, że kwitnie na wiosnę.

Skały po prawej stronie dawały nam sygnał, że jesteśmy już blisko.

Na górze wzniesienia szlak był znów kamienisty. Ledwo człapałam, obarczona ciężarem Szymona…

A potem już wielka radość, że nasze marzenie się spełniło!!! Zjedliśmy „obiad” we czwórkę, patrząc na Śnieżkę. Rwany chleb, a na nim kawałek konserwowej szynki. Jabłko,wafelek. Sycąca uczta. I niech mi ktoś powie, że mając niepełnosprawne dziecko, nie da się być szczęśliwym. Na szczęście trzeba sobie dać przyzwolenie, po prostu żyć!

Czułam się nieco zmęczona i perspektywa ściągnięcia ciężkich buciorów była dla mnie bardzo kusząca. Najedzona, dotleniona marzyłam tylko o jednym…spaaaaać. Mój Mąż miał jednak entuzjazm za nas dwoje i namówił mnie na wędrówkę do schroniska Samotnia. Nad nami wizja zbliżającego się deszczu, zerwał się lodowaty wiatr. Moje nogi snuły się po szlaku, ale czego nie robi się dla Męża… Jacek zabrał ode mnie Szymona i zamienił się w kangura. Ufff, odczułam te dziesięć kilo mniej.

Widoki były absolutnie cudowne! Trasa prowadziła kamienistą ścieżką nad jakimś wąwozem. Momentami było tak wąsko, że pod jedną pachę brałam Nel, a w drugiej ręce kurczowo trzymałam Michałka, żeby moje pociechy nie runęły ze skarpy.

Szymcio natomiast wtulał się w Tatusia zadowolony. Tylko radosne oczka wyłaniały się spod futrzanego kapturka.

Kiedy dotarliśmy do Małego Stawu, przy którym usytuowane jest jedno z najpiękniejszych schronisk w Karkonoszach. Zastanawiał mnie kolor wody, zwierciadło było ciemno grafitowe. Zbiornik polodowcowy głęboki jest na siedem metrów i w najcieplejszych miesiącach osiąga temperaturę czternastu stopni. Przepływa przez niego Łomnica, której źródła znajdują się na równi pod Śnieżką.

Piętnaście minut drogi w górę szlaku było kolejne schronisko – Strzecha Akademicka. Rozsądek podpowiadał jednak, by ochronić dzieci przed kaprysami pogody. Niebo nad nami przybrało stalowy odcień. Udaliśmy się w drogę powrotną. Michałek bawił się patykami, dłubał w pobliskich ciekach wodnych, a ja próbowałam sobie przypomnieć gatunki chronionych roślin. Wiele już zapomniałam z czasów studiów. Nigdy nie pracowałam w zawodzie.

Kolejny dzień przyniósł cudowne wspomnienia lasu, wyglądającym jak z dziecięcych baśni. „Ty jesteś jak Fantagiro” – niespodziewanie powiedział Jacek. „Ja??? Czemu?” – spytałam zdziwiona. „A co, nie? Jesteś silna, o wszystko walczysz”. „No to mi komplement strzeliłeś…” – skwitowałam rozbawiona. Zrobiło mi się bardzo miło, że Mąż ma o mnie takie zdanie.

Swoją wędrówkę zaczęliśmy w Borowej i udaliśmy się pieszo w stronę Wodospadu Podgórnej, cały czas kierując się na Przesiekę. Trasa była niezwykle malownicza. Stary drzewostan świerkowy, jaskrawo zielone mchy oraz grzyby rozmaitych gatunków. Wszystko to składało się na bajkowy pejzaż, który tak nas oczarował. Powietrze wypełniało płuca aromatyczną wilgocią i Szymonek szybko zasnął w objęciach Ojca.

Wody potoku Podgórna spadają z 10-metrowego progu skalnego dwiema kaskadami do kotła eworsyjnego. Kocioł stanowi wyżłobienie dna na skutek erozyjnego działania wody. Wykonaliśmy pamiątkową fotografię.

Duża część drogi wiodła wzdłuż cieku wodnego, a tam delektowaliśmy się widokiem piętrzącej się wody.

Michałek mógł bezpiecznie bawić się wodą. Jej głębokość nie przekraczała dwudziestu centymetrów, potok był jednak lodowaty. Syn wykonywał eksperymenty. Wrzucał patyczki i patrzył, jak uciekają wraz z nurtem.

Największa niespodzianka czekała nas nad wodospadem. Wdrapaliśmy się tam zgodnie z oznakowaniem i naszym oczom ukazał się magiczny zaułek. Krystalicznie przejrzysta woda wypełniała sporą nieckę. Zasiedliśmy na kamieniu i przekąsiliśmy posiłek.

Tymczasem Jacek skakał po kamieniach, szukając jak najlepszego ujęcia do zrobienia fotografii. Tak wyglądał nasz odpoczynek w cudownej oazie spokoju…

Absolutnie cudowny spacer! A po drodze udało się znaleźć spore skupisko chronionych dziewięćsiłów. Kwiatostan otwiera się tylko w słońcu, a zamyka się pod wpływem zwiększonej wilgotności powietrza, co postrzegane jest jako zwiastun nadchodzącego deszczu.W dawnych czasach przypisywano roślinie moc dziewięciu tajemnych mocy, dzięki którym posiadała wielokrotnie silniejsze właściwości lecznicze od jakiejkolwiek innej rośliny.

Po drodze mijaliśmy drzewa sączące się żywicą. Brałam odrobinę lepkiej cieczy na palce i delektowałam się zapachem aromatycznych olejków. Siła przetrwania roślin w górach była częstym tematem naszych rozmów. Zastanawialiśmy się, jak wielkie drzewa mogą rosnąć niemal bez ziemi. Jedno z nich zostało wyłamane z korzeniami, najprawdopodobniej przez wiatr. Widać było, jak świerk przystosował się do nieprzychylnych warunków środowiskowych. Korzenie były rozłożone poziomo, by zasilić roślinę z jak największego obszaru płytkiej ściółki.

W dniu wyjazdu mieliśmy jeszcze wjechać kolejką gondolową w Świeradowie. Pogoda jednak nie zachęciła nas do wyprawy. Na szczycie wzniesienia było osiem stopni i deszcz. Nie przygotowaliśmy się na takie warunki. Uciekliśmy z gór, poszukując po drodze ostatnich atrakcji. Odwiedziliśmy Hutę Julia, w której Michałek wziął udział w warsztatach dla dzieci. Uczył się dmuchać szkło w piecu hutniczym…

…znakował,”szlifował” i pakował własny kubeczek.

A na koniec dostał dyplom. Cała nasza czwórka zwiedziła hutę i miała okazję przekonać się, jak wygląda każdy z etapów wytwarzania kryształowych wyrobów. Jedynie – ze względów bezpieczeństwa – kąpiel w kwasie wykonywana jest z dala od turystów. W pewnym momencie jeden z hutników poprosił o podejście jednej, odważnej kobiety. Nikt się nie zgłosił, więc moje palce powędrowały do góry. A co tam, odwagi mi nie brakuje. Dzięki temu miałam jedyną w życiu okazję zrobić własny dzbanek ze szkła.

Nie pozwolili mi go zachować, trafił do skrzyni ze szklaną stłuczką. Gdzieś na trasie odwiedziliśmy Muzeum Legend Polskich. To znaczy Michał i Jacek odwiedzili, bo nam z Szymonkiem zebrało się na spanie. Patrząc po zdjęciach atrakcja była upiorna: same dziwadła i strachy. Ale panowie wrócili zadowoleni. Michałek mógł wtulać się w ojca, gdy się czegoś przestraszył. Taka integracja jest zalecana przez psychologów, gdyż dziecko nabiera zaufania do rodzica. Ja się natomiast wyspałam.

Wyjazd był absolutnie cudowny. Wróciliśmy pełni emocji, za to z pustym portfelem. Już do tego przywykliśmy. Tej wiedzy, którą przyswoiły dzieci poznając świat wszelkimi zmysłami, nikt nie jest w stanie wycenić. To posag, z którym synowie wejdą w dorosłe życie. Szymon po każdej wycieczce ma takie…bystre oczy. Widać to nawet na zdjęciach. Są to oczy myślącego, przeżywającego dziecka. Michał w górach mógł spożytkować nadmiar emocji i energii. A my z Jackiem budujemy w sobie takie przekonanie, że nasze życie nas nie frustruje, nie obciąża ponad siły. Taka rodzinna terapia w Karkonoszach…

***

15 thoughts on “Karkonosze na pożegnanie wakacji

  1. my naszego 86 cm i 11 kg kloca również nosimy w chuście na wycieczkach. tak jest najlepiej 🙂 z tym ze mamy trochę wygodniej bo on jednak trochę sam przejdzie

  2. hmmm ale widoczki, zatęskniłam za górami, ale widzę że dużo się zmieniło, którym szlakiem szliście na Dziki Wodospad a potem że wyszliście na torfowiska?? chyba w któryś ciepły weekend się tam wybiorę, jesień w górach jest piękna
    p.s. a wełnianka kwitnie wiosną teraz ma owoce tzn małe orzeszki z jednym nasionkiem ;P dlatego jej nie znalazłaś

      1. a którym szlakiem pamiętasz może jaki kolor czy tak w ciemno szliście czy są znaki z kierunkami? w Szkalrskiej byłam wieki temu ale tylko na Kamieńczyku i w centrum bardziej Karpacz znam na wylot i czeskie strony Karkonoszy a z Sosnówką też mam miłe wspomnienia 🙂

          1. no i byłam, znalazłam, wdrapaliśmy się po kamienistej drodze, po drodze widząc mnóstwo grzybów, skończył się las i wyłoniła droga, przecinka i wiedziałam że za wzniesieniem ujrzymy cudny widok na górskie polany, niestety zabrakło nam jakiś 100m, złapał nas deszcz, schroniliśmy się co prawda pod drzewami ale wpadliśmy w centrum burzy, musieliśmy wracać, niemalże z potokiem stoczyliśmy się w dół do parkingu, przemoczeni, nawet majtki mieliśmy mokre, zamokły również zapasowe ubrania z plecaku, prowiant, telefony (zupełnie są teraz bezużyteczne) pieniądze itp niestety nam się nie udała terapia rodzinna w Karkonoszach a wręcz przeciwnie chyba na długo mojej rodzinie odechce się wypadów, mimo że wyszliśmy na szlak w pełnym słońcu bez żadnej chmurki i zapowiadanych opadów wróciliśmy przemoknięci, bilans na minus w portfelu i przeziębienie całej rodziny 🙁 a miało być tak pięknie
            p.s. wrażenia też mamy bezcenne mimo że poranek obudził nas pięknym słońcem z przemoczonymi butami i ubraniami nie wyruszyliśmy ponownie w góry a udaliśmy się po prostu do domu 🙁

          2. O Boże!Armagedon. A płaszcze przeciwdeszczowe,my się bez nich nie ruszamy. Przykro mi, że Nasza Polana była taka niegościnna dla Was

          3. no niestety, widocznie jest Wasza ;P
            nawet płaszcze nic nie dały
            w upał 28°C w bezchmurne niebo nie spodziewaliśmy się aż takiej ulewy, dokładnie armagedon, wiem że pogoda w górach jest zdradliwa ale że aż tak to nie sądziłam
            następnym razem wpadniemy do was na ciacho i kawę zamiast eksplorować góry 😉

          4. po prostu ta burza nas wygoniła a właściwie przegoniła, jeszcze tak szybko z gór nie schodziłam, schronisko pełne przemoczonych ludzi że nawet wykałaczki wcisnąć się nie dało a stanie było gorsze niż schodzenie po kostki w wodzie w tym deszczu więc szliśmy dalej aż pod prysznic w pokoju ;P wykręcać można było wszystko, a pieruny waliły centralnie nad głowami, szkoda bo pogoda aż zachęcała na takie wspinaczki 🙁
            się napaliłam na góry a teraz wysłuchuje jakie mam głupie zachcianki ;P
            p.s. ja się i tak nie poddaje i jeszcze tam wrócę!

  3. po minie Szymona spoglądającego na konia widać jaki w nim drzemie potencjał :)))) niech tylko zacznie stawiać pierwsze kroczki już go nie dogonicie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *