Z ŻYCIA WZIĘTE

Jak to z jąkaniem było…

Michał przed feriami zaczął się zacinać. Owszem, zdarzały mu się wcześniej wypowiedzi, z powielanym „a”: „Mamo, Aaaa, aaa, aaa , a zrobimy dziś naleśniki?’. Potem jednak zacinanie zaczęło dotyczyć całych, początkowych sylab w zdaniu, a nawet sylab w środku wiersza. Zgłosiłam ten fakt na dwutygodniowym turnusie rehabilitacyjnym ach-ech-ą-ę, za który zapłaciłam majątek. Chcieliśmy poprawić synowi oś ciała i go wyciszyć. „Specjalistki” orzekły jednak, że zacinanie się ma podłoże emocjonalne, gdy Michał chce coś szybko powiedzieć, a nie do końca przemyślał swoją wypowiedź. Albo śpieszy się, by zachować skupioną na sobie uwagę i że ta przypadłość nie wymaga terapii. Ba! Usłyszałam wręcz, że terapia może zaszkodzić. No okej. W duszy czułam, że diagnoza jest nie do końca słuszna, ale próbowałam się nie wymądrzać (tym razem). Przez chwilę nawet dałam sobie wmówić, że problemu nie ma. Tak mi było po prostu wygodniej. Czas jednak mijał, a moje wątpliwości powróciły ze zdwojoną siłą. Intuicja zamęczała mnie uporczywymi myślami, ciężko było ją ignorować.

Po powrocie do szkoły, jakieś dwa tygodnie później, zostałam wezwana na rozmowę. Wychowawczyni i nauczycielka wspomagająca poinformowały mnie, że po feriach jąkanie syna nasiliło się do tego stopnia, że Michał nie jest w stanie złożyć zdania, choć są przekonane, że dziecko doskonale zna odpowiedź na pytanie. Koledzy i koleżanki z klasy zaczęli zauważać problem swojego kumpla i nie ułatwiały mu wysławiania się. Patologia utrwalała się w głowie, kodowała. Michał potrafił krzyczeć ze złości i spinać się, że nie może wydusić zdania. „Mamo, no co się ze mną dzieje!” – rozpaczał, a mi serce pękało.

Zaczęłam drążyć. Z przerażeniem odkryłam, że podczas turnusu syn dostał prawie trzykrotnie wyższą dawkę prądu tDCS oraz aplikowany on był w zbyt długich zakresach czasu. Oczywiście nie wywołało to samego jąkania się, ale przestymulowanie mózgu dziecka bodźcami na pewno nam nie pomogło. Zadzwoniłam więc do organizatorów i podzieliłam się wątpliwościami. Zaproponowano mi, że najlepsi logopedzi ach-ech-ą-ę zobaczą naszego syna i ponownie zdiagnozują. Pojechaliśmy więc. Kolejny raz napaliliśmy się na niezły PR (mistrzowie kreowania wizerunku!).

Zamiast obiecanych wszystkich logopedek, które troskliwie miały zająć się naszym dzieckiem i tej ach-ech z doktoratem, czekała na nas jedna jedyna. Diagnozę postawiła dziewczyna, którą – o zgrozo – kilka lat temu zwolniliśmy, bo absolutnie nie radziła sobie z pracą z Michałem. Owszem miła, owszem – chętna do pracy, ale nieudolna w terapii z dzieckiem tak trudnym jak nasz charakterny blondynek. I co się dowiedziałam? Że Michał ma mały zasób słów! Zaczął się bowiem jąkać na słowie „garnek: i „skarpeta”. Nosz k..a, to nawet Szymon rozumie! Wyszłam tak wściekła, że toczyłam pianę z ust. Mówiąc krótko: diagnozy dalej nie było. Jedyna rozsądna porada dotyczyła tego, że za szybko mówię. Staliśmy w punkcie wyjścia: problemu nie ma.

Ja, jak to ja, z nerwów musiałam się wyryczeć. Zadzwoniłam więc do zaprzyjaźnionej Fundacji 21 z Krosna z prośbą, nieeee…z błaganiem o pomoc. Fundacja skierowała nas do wrocławskiej specjalistki od jąkania – Iwony Podlasińskiej. Mają do niej zaufanie, a Pani Iwona pracuje metodą – Padovan – dzięki której Szymon kiedyś nabył odruch ssania po zaledwie czterech dniach terapii.

Diagnoza padła po dwóch godzinach testów: ewidentne jąkanie wymagające pracy na różnych płaszczyznach. Zasób słów Michała jest większy, niż u jego rówieśników. Michał używa sformułowań, których przeciętny ośmio – dziewięciolatek nie zna. (A nie mówiłam?). Do tego jest znacznie ponad przeciętną inteligentny. Tak to ponoć jest, jak się z dzieckiem dużo rozmawia i pokazuje cały świat. Mamy uzupełnić niedobory witaminy D3, zacząć pracę terapeutyczną, psychologiczną, aplikować relaks, wolniej mówić. Wczoraj odbyła się pierwsza godzina terapii. Michał został tak dostymulowany, ze zasypiał podczas ćwiczeń. Jego układ nerwowy zaznał  – tak potrzebnej – błogiej ulgi i poddał się nowemu, poprawnemu kodowaniu wzorców. Ćwiczenia mają na celu powrót do wzorców noworodkowych i przepracowanie ich od początku, w fizjologiczny dla dziecka sposób. Z czasem oś ciała powinna wrócić na miejsce, podobnie powróci płynność mówienia oraz poprawi się koncentracja. Michał nigdy nie raczkował i stąd wiele jego problemów: od nadpobudliwości, poprzez problemy z pisaniem (myli „b” i „d”), aż po zacinanie się.

Już pierwsze porady wyeliminowały większość momentów zacinania się Michała. Pomogły ćwiczenia oddechowe, zachęcanie syna do złapania tchu podczas mówienia, poddawanie pierwszego wyrazu w zdaniu, lub spowalnianie mowy, żeby dziecko nie spieszyło się ze złożeniem zdania i miało czas wyartykułować poprawnie wyrazy. Po dwóch spotkaniach jest już wyraźnie lepiej, co wszyscy przyjmujemy z ulgą. Szczególnie Michałek.

Pani Iwona i jej Mąż – fizjoterapeuta z trudem uwierzyli, że Michał jest skrajnie skrajnym wcześniakiem. Pochylają się nad efektami naszej wieloletniej pracy i z szacunkiem wyrażają się o naszym zaangażowaniu. Pokazałam zdjęcie syna podłączonego do aparatury, a przed nami stał ładny i bystry chłopczyk, który z charakteru jest zadaniowcem – po mamusi. Terapeuci pokazywali dziecku ćwiczenia, a to bardzo szybko poprawnie je naśladowało. Specjalnie modulowanym głosem Pani Iwona powiedziała…”Tyyy mooooo-żeeeeeesz  wwww żyyyyy-ciuuuuu naaa-uuu-czyyyyyć sięęęęę doooo-kłaaaaa-dniieeeee wszyyyyy-stkieeeeee-gooooo”. Przy tym wyraz twarzy kobiety był dla mnie bezcenny: podziw, szok, skrajne zaskoczenie. Zbieram w pamięci twarze specjalistów, którzy oglądają Michałka. Mam niezły fun! Ha ha ha. Spowolnieniu wypowiedzi towarzyszy ruch dłoni. Podobnie było kiedyś przy rytmogestach. Tyle, że tu nie śpiewamy wyrazów, lecz staramy się używać zaledwie dwóch, trzech nut do modelowania wypowiedzi.

Podobne zaskoczenie było przy Szymku, gdy Pani Iwona wdała się z naszym synem w „rozmowę”. Kobieta zadawała pytania, a dziecko odpowiadało mimiką twarzy i próbowało wyduszać z siebie przeróżne, niewyartykułowane jeszcze – w sposób sensowny – dźwięki. Samo to, że synek próbował mówić, to jest dobry początek. Czy jego mózg nauczy się składać wyrazy? Nie wiem. Ale jeśli Padovan nie pomoże, to już nie ma ratunku. Rozważamy jeszcze powrót do Vojty za jakieś dwa miesiące, by równoległe stymulować mózg do pracy. Kodujemy! Nie wypieramy problemów. Nigdy więcej nie dam sobie wmówić, że wszystko z dzieckiem jest dobrze, gdy ja – matka uważam inaczej. Najwyżej usłyszę, że jestem przemądrzała, mam to głęboko w okrężnicy. Stan Michała i Szymona jest najlepszą recenzją moich działań. Robię swoje.

Pani Iwona będzie prowadzić bezpłatne porady w Gminnym Ośrodku Kultury w Długołęce. Nie będą to wykłady, lecz praca na przyprowadzonych przez Państwa dzieciach. Polecam takie konsultacje. Informacje na stronach GOK Długołęka.

***

 

4 thoughts on “Jak to z jąkaniem było…

  1. Intuicja matki zawsze jest najlepsza. Jestem zdania, że lepiej coś sprawdzić trzy razy za dużo, niż żałować że coś się przeoczyło. Kieruję się tym samym w swoim życiu i tak samo podchodzę do wszelkich problemów moich dzieci. Iga, a tak z innej beczki, jeśli można rzecz jasna 🙂 Jak nazywa się ten pensjonat, w którym byliście chyba na własnym ślubie? W okolicach Karpacza o ile mnie pamięć nie myli. Szukam czegoś na wakacje i pamiętam Twoje zdjęcia z bloga, bardzo mi się podobały i chętnie odwiedziłabym to miejsce z moją gromadką 🙂 pozdrawiam gorąco Ciebie i Twoich chłopaków

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *