Bez kategorii

Intensywna terapia miłością

Pewnie wiele osób zadaje sobie teraz pytania „Co słychać u małego Szymonka, jak radzą sobie jego rodzice w domu”.

Radzą sobie bardzo dobrze, a Szymuś korzysta ze swoich przywilejów i odmawia leżenia w łóżeczku. Ha ha ha. Oczywiście wszystko wymusza niemym krzykiem (ze względu na tracheostomię) i tylko brew Iwana Groźnego zwiastuje nadejście wybuchu złości. Wtedy nasz aniołek nie wygląda już tak ślicznie: pręży się i wykrzywia twarz w krzywym przeraźliwym grymasie. Oczywiście zadowolenie przychodzi w pierwszej sekundzie, gdy dziecko ląduje na rączkach przodem do któregoś  z rodziców. Mały człowiek ma bowiem swoją ulubioną pozycję. A żeby któreś z nas próbowało polemizować…ze złości na ziemi ląduje paw (albo co gorzej na naszych ubraniach). Z terrorystą można negocjować, z Szymkiem nie. Jego żołądek wytrzymuje tylko chwilę prężenia. Potem „oddaje Tobie co kryje w sobie”.

Nam oddaje maksymalnie raz dziennie, co jest wielkim sukcesem (boję się zapeszyć…). Przed karmieniem sprawdzamy zalegania i opróżniamy żołądek z gazów. Gdy dziecko jest niespokojne pomagamy mu zrobić kupkę. Do tego musi być ładnie odessane i oklepane i jakoś się udaje uniknąć wymiotów. A kiedy już ta „przyjemność” nas spotka, podaję mleko po raz drugi (oszacowuję ile mogło zostać w brzuszku). Nie zdarzyło się, by syn zwymiotował kolejny raz. Efektem tego jest przyrost masy 110 g od wyjścia ze szpitala (ważone na pusty żołądek). Nareszcie!

Odsysanie, zmiana opatrunków to banał. Strach ustępuje a jego miejsce zajmuje spokój i satysfakcja. To powolny proces i każdy kolejny dzień pozwala nam oswoić się z wyzwaniem. Wczoraj rozmawialiśmy ze sobą, że ( z tym całym zapleczem medycznym w domu) możemy całkiem normalnie żyć. Bo normalne jest to, że niemowlę chce jeść, przytulać się i brać garściami miłość rodziców. A nasz Szymon niczym nie różni się w tym względzie od innych dzieci. A że ma dwie sterczące rurki i wisi nad nami widmo powrotu na intensywną terapię…Cóż. Jest to cena za to, że naszemu dziecku na szczęście dane było przeżyć. Wiemy, że wielu naszych znajomych, których  dzieci nie przetrwały…Że oni chętnie by się z nami zamienili. Nie mamy zatem śmiałości narzekać.

Wspominam więc Kubę, dla którego szyłam renifera i z którym został pochowany…wspominam Janka, który leżał tuż obok naszego syna, z ciąży tydzień dłużej donoszonej…Myślę o Filipku. Jego śmierć jest dla mnie niewyobrażalną złośliwością losu. Przez 16 miesięcy był zdrowym chłopcem, któregoś dnia zasłabł w parku. Te dzieci teraz czuwają nad Szymkiem, głęboko w to wierzę. Ich rodzice prosili o to dla nas, to tacy porządni, fajni ludzie…(Los jest podły!). Po raz kolejny w naszym życiu zdarzył się cud. Obaj nasi synowie przetrwali. I naprawdę nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego mieliśmy więcej szczęścia od innych. Zwykły przypadek, loteria chyba. Nie wiem…

Szymon właśnie zasiedlił moje łóżko. Wczoraj zabrakło dla mnie miejsca, bym mogła się na nim położyć. Mały człowieczek powoli przejmuje kolejne obszary domu. Tyle miesięcy czekaliśmy na tę chwilę.

Obiecałam sobie, że w święta będę pstrykać pilotem do telewizora, a w przerwach spać. Naprawdę, po tej całej traumie ostatnich miesięcy, to dla mnie wymarzony scenariusz spędzenia dni wolnych.

Jacek pojechał z Michałkiem na święta do Mateusza (6 lat musiał czekać, by móc spędzić z dzieckiem Wigilię). Wsparłam decyzję o wyjeździe (Narzeczony nie chciał mnie zostawić w święta), jest we mnie jednak bardzo dużo pokory. Mam szczęśliwy związek i wspaniałych synów. Nie potrzebuję Bożego Narodzenia, by czuć rodzinną atmosferę. Dla Mateuszka będzie to jednak nowe, niezwykłe przeżycie. Będzie miał Tatę i Dziadków w tak ważnym dniu dla siebie. Będzie mógł u nich nocować. Pomimo, że wyrok sądowy nie obliguje Jacka do tego, pozwoli on na chwilę spotkać się Mateuszkowi w Wigilię również z Mamą. Niech te święta  będą dla chłopca niezapomniane.

Moje życie jest niezwykłe przez cały rok, od kilku dobrych lat: odkąd poznałam Jacka…Wiem, że spotkałam Człowieka, z którym chcę przejść przez życie. Teraz prowadzimy intensywną terapię miłością dla naszych dzieci…

***

4 thoughts on “Intensywna terapia miłością

  1. Jak miło popatrzeć na Wasze szczęście… Sama pamiętam ogromną radość, gdy wracałam z moim wcześniaczkiem do domu. Życzę Wam przede wszystkim dużo zdrówka, wtedy reszta sama się ułoży, a Tobie Iga leniuchowania aż do znudzenia 🙂

  2. Ogromnie cieszymy sie razem z Wami ze spokojnych swiat w domu! Mamy nadzieje, ze Szymek da sobie swietnie rade z bakteriami i nie bedzie musial wracac do szpitala. Jako Rodzice jestescie wspaniali, bo po prostu bardzo kochacie swoich synow i robicie dla nich wszystko, co tylko mozna. Nie wszystkie dzieci maja tyle szczescia w nieszczesciu. Zawsze mocno trzymamy za Was kciuki!!! Wszystkiego dobrego! Wspanialego, ZROWEGO Nowego Roku!

  3. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia wszelkich marzeń, błogosławieństwa Bożego. Aby Boża dziecina narodziła się nie tylko w ubogiej stajence ale i w sercach każdego z nas oraz prawdziwie rodzinnych świąt życzy Karolina(Lolek)

Skomentuj ~Paulina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *