ZWIEDZAMY

Gospoda 8 Ryb

Ja już przywykłam, że scenarzysta naszego życia – chichoczący los – ma olbrzymią wyobraźnię i nie ma skrupułów przed wrzucaniem nas na głęboką i mętną wodę. Nigdy jednak nie spodziewałabym się, że w tak szczególnym momencie – kiedy odeszła moja Babcia – wygramy w konkursie Gazety Wyborczej zaproszenie dla dwóch osób na Sylwestra w czterogwiazdkowym lokalu. Burza myśli…Czy wypada jechać? Dwa dni przed Wigilią pochowałam najbliższego mi człowieka. A może to znak – „Iga, żyj dalej.”? Byłam już bliska oddania zaproszenia dobrej koleżance – Kasi, ale nie miała co zrobić  z podziębionymi dziećmi. Musiałam znów przepracować w sercu tę decyzję. Jechać, nie jechać?

I kiedy opadły emocje, doszłam do wniosku, że jedyna znacząca dla mnie opinia na ten temat, pochodziła by od Babci. Doskonale wiem, jak brzmiały by słowa Staruszki, gdyby tylko mogła przemówić…”Jedź dziecko. Tyle Twego, co się trochę wyrwiesz z domu. Gdybym miała więcej siły, popilnowałabym Michałka i Szymonka. Mogłabyś ich tu przywieźć na tydzień i odpocząć”. Tak Babcia mówiła jeszcze rok temu, gdy demencja nie odebrała jej zdolności rozpoznawania bliskich. „Baaaabciu…” – mówiłam z politowaniem – „Nie wiesz, co mówisz…Michał by Cię zamęczył, jest taki ruchliwy. Szymona trzeba karmić rurką. Krztusi się i wymiotuje, nie dałabyś rady się nimi zająć”. Serce Babci przepełnione było empatią. Reszta świata przyjmuje jako fakt, że dajemy radę. No bo kto, jak nie my – prawda? Babcia rozumiała trud, jaki musimy włożyć w opiekę nad dwójką dzieci szczególnej troski. I tak się w duchu śmiałam, że może podesłała mi tego Sylwestra, żebym wyrwała się z czterech ścian?

Mama powiedziała, że za ciężko było by jej przyjechać i popilnować chłopców przez te kilka godzin. Na co ja liczyłam? Powiedziałam nad trumną Babci, że zostałam sierotą. Tak właśnie się czuję. Jesteśmy bez pomocy na co dzień, cóż miało by się nagle zmienić? Tutaj potrzeba by cudu. Z pomocą nie przyszedł człowiek, lecz technologia. Położyliśmy chłopców spać w pokoju hotelowym jakieś 70 metrów od naszej uroczystej kolacji. Przez cały wieczór stał przed nami telefon z włączonym podglądem. Widziałam i słyszałam dzieci, a Jacek chodził doglądać Szymka, gdy zaczynał synek się kręcić. Bezcenny wynalazek – Skype.

Założyłam małą czarną, podmalowałam twarz…po czym stwierdziłam, że „Mamuśka nawet jeszcze jakoś wygląda”. Jedyną ekstrawagancją były czerwone paznokcie i to bardziej z przypadku, niż z wyboru. Miałam bardzo zniszczone ręce, a to był jedyny lakier, który nie zasechł w mojej kosmetyczce, czekając na odpowiedni moment do użycia. Ha ha ha. „Iga, weź się za siebie” – ganiłam w duchu swoje lenistwo, w właściwie jakieś zniechęcenie i zobojętnienie towarzyszące mi w ostatnich miesiącach. Długość moich blond włosów uświadomiła mi, jak wiele czasu minęło, odkąd ostatni raz pomyślałam o sobie…

Począwszy od dwudziestej, przez cztery godziny obsługa Gospody 8 Ryb donosiła wykwintne dania. Zaczęliśmy od carpaccio z suma z rukolą, popijanego lekkim, powitalnym drinkiem. Potem zaserwowano nam dania ciepłe i zimne: ryby smażone i w galaretach, pieczonego królika z kluseczkami i podgrzanymi burakami, do tego sałatki, półmiski wędlin, ciasta. Ogrom pysznego jedzenia! Szczęśliwie dosiadła się do nas przemiła para – Magda oraz Paweł – i nie było przy stole niezręcznej ciszy. Jacek, tego dnia, był do godziny szesnastej w pracy, więc zmęczenie – co zrozumiałe – powoli dawało o sobie znać. Mój Mąż z natury nie jest gadułą, postępuje wedle zasady: „Powiedziałem Ci 6 lat temu, że Cię kocham. Jak coś się zmieni, dam znać”. Ha ha ha. Za to naszych współbiesiadników można było nazwać „duszami towarzystwa” i mieli oni spory wpływ na to, jak ciepło i sympatycznie będziemy z Jackiem wspominać ten wieczór. Naładowali nas energią i entuzjazmem, pozwoliłam sobie zacząć się cieszyć z nagrody, którą tak niespodziewanie zesłał nam los.

Impreza odbywała się w otoczeniu Milickich Stawów. Można było wejść na molo i przyglądać się światłom latarni, rozpraszającym się na zamarzniętej tafli zbiorników. Bardzo romantycznie.

W oddali migotał jasny płomień ogniska. Uczestnicy zabawy mogli się przy nim ogrzać, podziwiając rozgwieżdżone  – tej nocy – niebo. Zabawne uczucie, od przodu podpiekał nas ognień, a na plecach czuć było spory przymrozek.

Spacerowałam z Mężem, dziękując w duchu, że w końcu mogliśmy pobyć tylko we dwoje, bez dzieci, psów i namolnego kota. To uczucie było tak rzadkie w naszym życiu, że aż zdawało się być większym luksusem, niż cały komfort zaoferowany przez gospodarzy wieczoru. Coś się musi zmienić w najbliższym czasie… Dojrzeliśmy do tego, by dwa razy w miesiącu wynajmować pielęgniarkę do opieki nad Szymonem i urywać się z domu na kilka godzin. Pójść, choćby na zwykły spacer po wsi, trzymając się z Jackiem za ręce. ‚Kino? Co to jest kino?” – spytał ostatnio rozżalony Mąż. „Aaaaa, to ta sala, do której chodzi się z dziećmi na bajki…” – dodałam zgryźliwie do tego ironicznego wywodu. Star Wars? Nie dla nas, wpuszczają od lat dziesięciu wzwyż. To jest nie do uwierzenia, że nasze wyjście na wygranego Sylwestra możliwe było dzięki wideoniani! Trzeba skończyć z tym absurdem: raz i skutecznie. Znużenie przerodziło się w bunt, a bunt przeobraził się w działanie. Wygrana w konkursie była dla nas impulsem do zmian.

O północy wznieśliśmy symboliczny toast wraz z naszymi nowym Znajomymi. Postanowiliśmy wejść na parkiet. A kiedy przełamaliśmy nieśmiałość i wewnętrzne bariery, zaczęliśmy wyrzucać z siebie nagromadzony stres i złość. Zdarłam szpile, ale oczyściłam duszę z drążącego mnie żalu. Byłam szczęśliwa, a Jacek okazał się  świetnym kompanem do zabawy. Potrafi być całkiem zabawny. Babcia była by zadowolona, widząc nas razem obejmujących się i wymieniających dyskretne czułości. „Dziecko, żałobę nosi się w sercu, a nie na pokaz przed ludźmi” – dźwięczą mi w uszach słowa Staruszki. To był taki mądry człowiek. „Był” – jak to dziwnie brzmi…

Sądziliśmy, że już nic nas nie zaskoczy, a tu pojawiały się kolejne pyszne dania. W bufecie zaserwowano gorące dania: gołąbki, flaczki i bigos. „Zasłużyliśmy na takie rozpieszczanie. Kto jak nie my?” – żartowaliśmy z Jackiem, cytując znaną nam formułę w zupełnie innym kontekście. Byliśmy szczęśliwi i bardzo wzruszeni, że ten trudny rok tak pięknie się dla nas zakończył. Kiedy Mąż doglądał chłopców, ja podchodziłam do gigantycznego akwarium, stojącego w centralnej części sali i obserwowałam z fascynacją pływające okonie, suma i uczepione korzenia raki. Nie wiem, ile tam weszło litrów wody, ale ryby miały spory komfort poruszania się. Ich ruchy hipnotyzowały mnie. Przyroda jest piękna.

Didżej nie miał nad nami litości. Puszczał same energetyczne utwory, przez co parkiet wyludniał się. To był jedyny słaby punkt wieczoru. „Kolejny szybki kawałek? Zastrzelę Cię!” – rzucałam w jego kierunku wymowne spojrzenia. W końcu ktoś odważył się zwrócić uwagę młodzikowi i można było poprzytulać się w tańcu, pobujać w wolnym rytmie i złapać oddech w płuca. O trzeciej stwierdziliśmy, że wystarczy nam wrażeń i wróciliśmy do domu. Zabrało nam funduszy, by wykupić nocleg dla całej naszej czwórki. Poza tym intuicja podpowiadała, żeby nie zostawiać domu i zwierząt samych na tak długo. W Nowy Rok przyszło nam się przekonać, że była to bardzo słuszna decyzja…Ale to już temat na odrębny wpis.

Dziękujemy właścicielom i personelowi Gospody 8 Ryb za naładowanie nam do pełna akumulatorów.  Tylko Bóg jeden wie, jak bardzo było nam to ostatnio potrzebne. Cieszę się, że mogłam nacieszyć się Mężem w tak romantycznych okolicznościach. I cieszę się, że nabraliśmy odwagi do wprowadzenia zmian w Nowym Roku. Czytelnikom Kurlandii życzę, by nie zabrakło Państwu sił i determinacji, by walczyć o swoje marzenia. Żeby ten 2016 rok zainicjował szczęśliwe wydarzenia w Państwa życiu i pomyślność towarzyszyła nadchodzącym dniom, tygodniom i miesiącom.

***

 

 

 

 

 

 

 

11 thoughts on “Gospoda 8 Ryb

  1. Igo jestes niesamowita, nigdy nie wpadlabym na taki genialny pomysl! Udalo Wam sie na chwile wyrwac z codziennosci majac jednoczesnie dzieci na „oku”. Pozdrawiam serdecznie i zycze pomyslnosci w Nowym Roku

  2. Witam. Czytałam kiedyś ze nauczyła Pani Michała czytać metoda składową. Nie potrafię tego wpisu teraz znaleść. Mam ogromne problemy z 6-letnim synem w pierwszej klasie. Jest również nadruchliwy nadpobudliwy i ma problemy z koncentracja. Prosze o info. Z góry dziękuję.

  3. Babcia na pewno by przyklasnęła pomysłowi oderwania się od codzienności! Szkoda, że mieszkam tak daleko, bo chętnie bym pomogła w opiece nad chłopcami, choćby na kilka godzin…

  4. Iga,doskonale Cię rozumiem,w listopadzie odeszła moja ukochana babcia-to ona mnie wychowywala i z nią byłam najmocniej związana emocjonalnie,niestety od wielu lat demencja postepowala i w ostatnich latach to ona wymagała opieki;gdyby była sprawna na pewno to ona byłaby ze mną gdy urodziłam córeczkę i pomoglaby mi gdy rozstalam się z jej ojcem i zostałam sama w mieszkaniu zakupionym na kredyt,we Wrocławiu, w którym zostałam po studiach bez żadnej rodziny…moja mama przez 6 lat życia mojej córeczki była u mnie maksymalnie 5 razy i nigdy z własnej inicjatywy, nie mogę na nią liczyć w tej kwestii zupełnie chociaż to 1,5H drogi pociągiem…gdy czytam Twojego bloga to widzę podobieństwa w relacji z mamą…czy Ty się pogodzilas z takim stanem rzeczy?mnie nadal jest przykro…
    Ps. Uważam że Twoja babcia w pełni poparła Wasze wyjście sylwestrowe:)
    Buziaki dla Waszej rodzinki
    Ania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *