Brakowało nam tych naszych rodzinnych wypadów. Są wentylem bezpieczeństwa w naszych głowach i sercach. Pozwalają spuścić nadmiar nagromadzonych emocji, zapobiec eksplozji lub wypaleniu. Inną sprawą jest, że Michał lepiej zapamiętuje to co zobaczy, niż informacje zasłyszane z opowieści. Do tego dochodzi mój wywrotowy stosunek do nauki… Zamiast malować enty szlaczek w tym tygodniu, wolę dzieciom pozwolić na doświadczanie świat wszystkimi zmysłami. Ze starszym synem jest jeszcze taki problem, że on potrafi udzielić kilka odpowiedzi w zależności od interpretacji zadania, a polska szkoła wymaga tego, by wszyscy myśleli tak samo. Nie ma też wystarczającej ilości miejsca, by zapisać odpowiedzi i się do nich ustosunkować. A Michał siedzi i płacze…”Jak mam to zrobić??? [Którym sposobem]. Raz już pieprznęłam książką i powiedziałam do syna, że idziemy na rower.
Tym razem byliśmy w komplecie, cała czwórka odwiedziła atrakcje na Dworcu Świebodzkim. Zoo-exotica, czyli czym różni się tradycyjne zoo od wystawy udomowionych (na tyle ile to możliwe) zwierząt egzotycznych. Ku olbrzymiej radości nas wszystkich dość szybko znaleźliśmy odpowiedź. Stało się to z chwilą, gdy właściciel wyciągnął z terrarium pierwszego węża…
…a potem kolejnego…
…i padalca, czyli beznogą jaszczurkę. Szymon prezentował cały wachlarz emocji, od strachu i obrzydzenie, po euforię i zachwyt. Zadowolenie pojawiało się po chwili „skanowania” zwierzęcia świdrującymi przez oczopląs źrenicami. W momentach koncentracji, a takich było tu wiele, oczy przestały uciekać i Szymonek kontrolował ruch gałek.
Jacka fascynowały jaszczurki, pokryte wypustkami i zrogowaciałymi kocami. Były niczym mityczne smoki, zjawiskowo piękne! Szymon podzielał opinię Tatusia tyle, że po chwili dopiero.
Dzieci mogły nasycić się obcowaniem ze zwierzętami, które znały dotąd jedynie z książek, albo zza grubego szkła terrarium w zoo. Właściciel nie poganiał gości, można było do woli nacieszyć się kontaktem z żywymi eksponatami wystawy. Z pewnością zwierzętom lepiej było by na wolności, ale skoro przyszło im spędzać życie w klatce, to przynajmniej po okiem człowieka, dla którego są życiową pasją i który otacza je niezwykłą troską – takie mieliśmy poczucie po ponad godzinnej wizycie na wystawie. Niewola, ale przy pełnym zaangażowaniu właściciela zwierząt i jego rodziny. Duże, schludne terraria i spora przestrzeń wokół.
Michał, ja to Michał, próbował trzykrotnie zwiększyć tempo zwiedzania. A my nie zamierzaliśmy się spieszyć. Po co, gdzie? Życie ucieka w tej ciągłej pogoni, a syn jest mistrzem w narzucaniu szybkiego rytmu dnia. Przyszliśmy odpocząć, w końcu. Kontakt z przyrodą daje coś, co ciężko jest zdefiniować, a jest bezcenne dla zmęczonego i znużonego trudami dnia człowieka.
Wielki, zmiennocieplny waran tak dobrze poczuł się na mojej gorącej skórze, że zaczął błogo przysypiać. Słodziak. Wachlowałam rzęsami, że chcę takiego. Ale tu już musiałabym w komplecie z gadem naszykować papiery rozwodowe. Ha ha ha. Mój Jacek z pokorą znosi kolejne pomysły małżonki, ale nie chciałabym naszemu związkowi zaserwować letalnej dawki żyjątek. I tak już potykamy się o yorki, a kocillę muszę nawoływać co wieczór, bo się włóczy po budowach. Mini zoo, maxi wyrozumiałość partnera – wiem. Ostatnio zgodził się, żebym pomogła Ekostraży odchować jeżątka, których mama została potrącona przez samochód.
Jeża też widzieliśmy, pigmejskiego. Ależ te kolce były nieprzyjemne w dotyku! Zastanawiałam się, jak mój owczarek niemiecki Raker mógł nosić dzikie jeże w pysku, skoro ja ledwo utrzymałam go na rękach, które to przecież mają naskórek zrogowaciały i twardy.
Zwierzęta mnie fascynują, poza szczurami i myszami kocham wszystkie. Nawet to coś, co szorowało mi dłoń niczym wycior do butelki. Piękny krocionóg. Czekał na kolejną rękę, by się przemieszczać, a twarde włoski ocierały się o moje ciało.
Pająki, wielkie jak dłoń, swobodnie przechadzały się po nas…
Skorpion, który w świetle UV świecił na turkusowo, też zachwycił zwiedzających wystawę. Szymka tym razem zachwyciła latarka…
Zwierząt było wiele więcej i warto się im było przyjrzeć z bliska. Możemy szczerze polecić. Z wystawy wyszliśmy zachwyceni i skierowaliśmy się w stronę pobliskiego Kolejkowa. A tam olbrzymia makieta, Michał był w swoim żywiole…
***