Bez kategorii

Druga strona medalu…

Napisałam, że moje dziecko jest dokuczliwe i…otworzyła się puszka Pandory. Ha ha ha. Normalnie oplułam się ze śmiechu czytając komentarz Pauliny:

„Nie wiem, czy to syndrom dzisiejszych dzieci, że one muszą być „na wierzchu”… Mój syn ma 8 lat, urodzony w 37tyg, ale w ciężkiej zamartwicy (0pkt.). Mam nadzieję, że jest właśnie w okresie kolejnego buntu i że to minie, bo inaczej zwariujemy!!!
Kiedyś, jak to moja mama mówi, dzieci „siedziały cicho”, gdy dorośli rozmawiali. Dzisiaj zaś dzieci „mają robaki w tyłku”, mają całe góry zabawek, 10 kanałów z bajkami, internet i… jest masakra. Kiedy słyszę standardowe „nudzi mi się”, mam ochotę… wyjść z siebie!!!
A podczas rozmów telefonicznych przeważnie ja idę w drugi koniec mieszkania, żeby słyszeć rozmówcę i własne myśli, a za sekundę mam ośmio i dwulatka przy sobie, tańczących, głośno śpiewających, przekrzykujących się i szarpiących, robiących to na moje-złośliwie :-/ Ja się opędzam i lecę w następny oddalony zakątek, ale oni, te wściekłe trutnie lecą znowu za mną…buuuuuuu!!!!! Toć można oszaleć!!! Nie wiem, dlaczego dzieci czasem bywają takie upierdliwe :-/Może za dużo chemii w żarciu, hahahahaha :-D„.

Żeby było śmieszniej, matek – składających reklamacje na zachowanie swoich dzieci – zgłosiło się sporo (część na prv). I wszystkie mówią to samo…nie da się pogadać, gdy dziecko jest przytomne. Ha ha ha. Więc pozostaje albo czekać na Miłosierdzie Boskie (czytaj: zaśnięcie), albo… jak w bajce „Zaplątani”…patelnią w łeb. Buuu ha ha ha! Paulina, dziękuję za wybitną poprawę mojego samopoczucia. Przyjmijmy, że wszystko przez tę chemię w żarciu.

No dobra…Trzeba by trochę ugryźć temat z innej strony. Bo nagle okazuje się, że hodujemy złośliwe gnomy, zamiast wychowywać dzieci. (Czasami ta granica jest bardzo płynna, każdy to przyzna) Ha ha ha. No ale teraz o tej dobrej stronie mocy…

Pisałam o Karpaczu i umknęła mi jedna scena. Niby nic, ale naprawdę rozpierała mnie duma…Michał biegał wraz z dziećmi wokół pobliskiej fontanny. Nagle pewien chłopiec wywrócił się. Był ze dwie głowy wyższy od Michała, obstawiam – dziesięciolatek. Wszyscy…dzieci i dorośli…patrzyli, jak chłopak nie może podnieść się z ziemi. I wtedy nasz Michał…On podbiegł do tego chłopczyka. Pogłaskał go po głowie, poklepał po ramieniu. Spytał „sistko pożontku?”. Tylko nasz Michał! Ten upierdliwy Mały Ludzik, doprowadzający mnie czasami do stanu wrzenia. Tylko On zatroszczył się o to dziecko. I takie sceny widziałam już nie jeden raz. Jak syn słyszy płacz, zaraz dopytuje, co się stało. Jest zatroskany. Michałek jest bardzo uczuciowy: Minimatka. Pewnie i to gadulstwo oraz niecierpliwość też ma po mnie. Ja jednak wolę zwalić wszelkie zaistniałe wady na biologicznego ojca. Ha ha ha.

I sytuacja z dziś…Rozmawiam z przyjaciółką. „(Michał) dziś to już w ogóle jest moim bohaterem!!! Mam już dość kąpania (Córki pięciolatki), nalewania wody, wkładania do wanny, mycia, wyciągania, noszenia, ubierania.. No i zapytałam, czy pamięta jak Michał sam wszedł do wanny, wyszedł, wytarł się, ubrał i poszedł spać. No pamietała. To jej powiedziałam, ze Michał ma tyle samo lat co Ona i sam potrafi wszystko zrobić i już prawie nie potrzebuje pomocy. No i wlazłam dziecku na ambicje. Nagle słyszę jakiś podejrzany szelest w łazience. Okazało się ze (Córka) właśnie kończy się myć. Potem naszykowała sobie ręcznik, wylazła sama z wanny, wytarła się, ubrała… i okazało się, że można. Wiedziałam, że ona to wszystko potrafi sama, tylko że nigdy jej się nie do końca podobało. A że było późno, to brałam i robiłam, głupia ja. Ale dzisiaj powiedziałam dość. No i kolejny raz Michał stał się moim małym bohaterem”.

No serce mi urosło, nie przeczę. Odpisałam…”Bo to jest tak…On miał być dzieckiem leżącym, więc mieliśmy parcie na to, by jednak nim nie był. A Ty parcia żadnego nie miałaś, więc byłaś dobra mama. Za dobra. W pewnym sensie odebrałaś jej część samodzielności. Ja wiem, że to z miłości, ale jednak tak się stało”.

I strasznie pokrzepiła mnie ta rozmowa, bo doceniłam swoje dziecko (dotąd uważałam jego samodzielność za normę). I doceniłam Przyjaciółkę, bo nie raz mi pomogła i postawiła do pionu, a teraz miała odwagę przyznać, że i my daliśmy jej do myślenia. Nawet nie sądziłam, że moje dziecko może być stawiane za wzór. Ale jakby tak racjonalnie pomyśleć…

Michał rozbiera się i ubiera sam (nie wiąże tylko sznurowadeł), nalewa sobie wody i kąpie się sam (pilnuję tylko, żeby temperatura w wannie nie była zbyt wysoka), myje zęby, sam wybiera sobie piżamę i inne ubrania, sam robi kanapki (również i dla nas) oraz wodę z sokiem, odstawia naczynia do zlewu, nastawia pralkę, karmi psa (czasami nawet przypomina mi, żeby Neli dać jedzenie). Wie jak zachować się na poczcie, w sklepie, w restauracji, w kinie, galerii handlowej. Jak na pięciolatka całkiem nieźle, prawda? Bo Michał biologicznie ma lat pięć właśnie.

Bijąc się w pierś przyznaję…”Synu, upierdliwy bywasz do bólu, ale kawał dobrej roboty wykonałeś przez te lata. Nie jeden raz daliśmy Ci sposobność uczyć się na błędach. Było i zdarte kolano i parę innych mało przyjemnych doświadczeń. Ale jesteś samodzielny. I to jest olbrzymi Twój sukces!”. Ech roztkliwiłam się…

A na nadmiar energii znalazła się metoda. Trampolina u sąsiadów . Ha ha ha!

***

5 thoughts on “Druga strona medalu…

  1. Bo trampolina to jest właśnie TO!!! Czasem, gdy pogoda nie dopisuje, a Mańka śmiga po ścianach zostawiając ślady małych stópek pół metra od sufitu, pakujemy naszą córkę (córka jest z napędem atomowym, zupełnie nie wiem po kim) i jedziemy do… Decathlona!!! Tam wpuszczamy kruszynę na trampolinę, rozsiadamy się mało wygodnie na jakiejś bieżni, czy innych paczkach i czekamy. Czekamy aż jej się znudzi, bo na to, że się zmęczy w ogóle nie ma co czekać. Standardowo zajmuje nam to od 1:45 do dwóch godzin. Czasem pęknie szybciej, ale taką łaskawość okazała nam raptem ze dwa razy. No i niestety czasem zdarza się, że tkwimy poskręcani w japońską literkę „haki” nawet trzy drobne godzinki. Ale jak już skończy… pakujemy w samochód, do domu, błyskawiczna kolacja, jeszcze szybka kąpiel i nie ma dziecka. Cisza, spokój, można na ścianach zamalować ślady stópek…
    Przymierzamy się do zakupu tego cudownego urządzenia. Nie wiem jeszcze jak, ale na wyjazd do dziadka musi już byc. Nerkę sprzedam, a kupię… 😀

  2. Muszę przyznać rację, ja tez wiecznie narzekam na moich chłopaków, bo przeszkadzają przy rozmowach telefonicznych, również biegam po wszystkich kątach mieszkania:):)jak mąż przyjdzie z pracy nie możemy spokojnie porozmawiać, bo przecież oni mają wiecznie cos do powiedzenia, chyba, że dostaną lody:):) wtedy moj mąż mówi wreszcie… jak wyjdą pod balkon, to co dwie minuty coś chcą…:)) ale…no wlasnie ale, bylismy ostatnio zaproszeni na urodziny do kolegi z przedszkola(zamkniety plac zabaw), mialam okazję, poobserwowac dzieci w wieku mojego mlodszego syna (4 lata) i co… byłam zaskoczona, bo moje dziecko na wszystko wchodzilo same, nie wołało mnie, nie przybiegało do mnie, w zasadzie to ja go szukałam wzrokiem:):) jednak myslenie mamuśki sie uruchomiło:):) w porownaniu do innych dzzieci w jego wieku czy nawet ciut starszych dawał sobie doskonale radę, nawet skomentowalam to mojemu męzowi, że ciągle narzekamy, a może nie do końca mamy do tego powody??? ostatnio przeczytalam takie slowa: „idziemy przez zycie ciągle zastanawiajac sie nad tym co stracilismy, dążac do tego czego jeszcze nie mamy, czesto nie zastanawiając sie nawet nad tym jak wartościowe jest tu i teraz” myślę, że do Naszych dzieci się równiez odnosi… ciągle chcemy od nich czegoś innego, nie widząc, że są one nie tylko upierdliwe, ale także i wyjątkowe… no tak teraz weszlam na wyzyny mojego intelektu hahaha, ale to tylko dlatego, że dopiero rano a dzieci patrzą na bajki…więc jest spokoj… przed burzą, ale i tak je kocham najbardziej na świecie…. pozdrawiam serdecznie

    1. Podejrzewam, że pod tym wpisem podpisała by się nie jedna z nas. Tyle, że trzeba trochę ostudzić emocje i popatrzeć na swoje dziecko bardziej obiektywnie. Dziękuję za wsparcie :*

  3. Oj tak, to prawda. Nasze dzieci mimo, że upierdliwe są niesamowite!!! Mój starszy (zamartwica) i młodszy (wcześniak-stan ciężki) są obłędni!!! Na maksa sprawni fizycznie-place zabaw, małpie gaje należą do nich, są rezolutni, obrotni, samodzielni, obyci z wszelkimi dobrodziejstwami naszych czasów. Zawsze podsumowuję ich zdaniem: „oni sobie w życiu poradzą”. My za to dzieci PRLu-nawet nie marzyliśmy o tym, co teraz jest dla naszych dzieci chlebem powszednim. W porównaniu z nimi byliśmy chyba wycofani :-D, toteż siedzieliśmy jak takie gapy, kiedy dorośli rozmawiali 😉
    Poza tym ja zawsze powtarzam, że wolę, by moje dzieci były „żywe” (czasem nad wyraz!), niż siedziały cicho w kątku obracając jakąś zabawką… Dla mnie to oznaka zdrowia. Martwiłabym się, gdyby były wyciszone po takich porodach jakie przeszły.
    A propos sznurowadeł- mój się nauczył dopiero w pierwszej klasie!!! Bo nie mogłam nigdzie znaleść trampek na w-f na rzepy no i życie-miał tydzień na naukę 😀 Także Michał-na prawdę rewelacja!!! Teraz większość dzieci nie posiada w ogóle tej umiejętności, rzepy skutecznie wypierają sznurówki.
    Pozdrawiam! Mama trutni 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *