KREATYWNIE

Dąb Szymon

Z założenia miał to być eksperyment Latimera. Sprzedawca nie przysłał jednak korka, a butla okazała się za mała, by przez pół wieku mogła w niej rosnąć trzykrotka (powinno być minimum 50 litrów). Powstał więc ogród w szklanym naczyniu, zielona ozdoba sypialni. Posadziłam w niej z Michałkiem dziką paproć, domową paproć, dałam kawałek kory z mchem (właśnie wyrósł z niej mały, rudawy grzybek) i jakiś maleńki bluszczyk. Z czasem dorzuciłam dwa kiełkujące żołędzie…

http://kurlandia.blog.onet.pl/2016/11/15/ogrod-w-butli-2/

Jeden wystrzelił błyskawicznie, formując się w wysokie drzewko z dość solidnym pniem i okrągłą koroną, wystającą obecnie znacznie poza rant naczynia. Nazwałam go imieniem pierworodnego syna.

Drugi ociągał się ze wzrostem, kiełkował dziwacznie i z olbrzymią fascynacją przyglądałam się jego rozwojowi. Dąb „Szymon” to trzy, ulistnione łodygi: dwie większe i jedna drobniejsza. Z jednego nasiona powstały trzy drzewka. Fenomen.

Szukałam wyjaśnienia tego zjawiska, jestem bowiem dość ciekawą świata osobą. Podejrzewałam, że w taki właśnie sposób powstają zroślaki, jak ten w Arboretum w Pawłowicach.

Nawiązałam kontakt z Uniwersytetem Przyrodniczym i dostałam następującą odpowiedź:

Pani Igo, rozmawiałam z prof. Henrykiem Bujakiem z Katedry Genetyki, Hodowli Roślin i Nasiennictwa i powiedział, że takie przypadki w przyrodzie się zdarzają. Są bardzo rzadkie, ale jednak do takich „ciąż bliźniaczych” dochodzi. Pani syn wyhodował całkiem ciekawy okaz 😉 W tym przypadku doszło do zapłodnienia potrójnego i powstały trzy zarodki, z których wyrosły trzy drzewka.„, a potem dotarła kolejna wiadomość…”Przy okazji mam jeszcze odpowiedź dendrologów na temat kiełkującego dębu – jest inna hipoteza. Takie zjawisko jest czasami spotykane podczas  kiełkowania żołędzi, są to nasiona bezpoczynkowe, które kiełkują praktycznie zaraz po zbiorze pod warunkiem, że mają odpowiednie warunki wilgotności . Podczas wychodzenia kiełka doszło do jego uszkodzenia. Wówczas merystem wzrostu rozgałęził się na trzy pędy. Kiełek to jest pęd miniatura, który ma węzły i międzywęźla”. 

Okazało się więc, że u nas nawet rośliny są niepełnosprawne. Ha ha ha. (Taki czarny humor). Faktycznie, nasze żołędzie wyglądały na przydeptane butem, a potem jeszcze mocno wytrzęsło je w siatce. Miałam je pokazać przedszkolakom, bo byliśmy wtedy na etapie opowiadań o lesie, drzewach i darach jesieni. Walały się po kuchni, więc wrzuciliśmy je do butli, gdzie wytworzył się wilgotny i ciepły mikroklimat. Wtedy też mogło dojść do uszkodzenia, bo solidnie wcisnęłam nasionko w podłoże.

Dąb Szymon będzie prowadzony w takiej właśnie postaci i zobaczymy, po jakim czasie łodygi zaczną się zrastać. Kiedyś przeniesiemy piękną sadzonkę do wielkiej donicy, wypełnionej żyznym humusem. Ale to jeszcze daleka droga przed nami. Michał przybiega do sypialni i ekscytuje się tym, jak szybko drzewka rosną w dobrych warunkach. Z czasem pojawił się tam też mały ślimak. Skąd? Nie mam pojęcia. Może w butwiejącej korze były małe jajeczka? Ekosystem zaczyna się zawiązywać: zeschłe liście paproci opadają, a roślina wypuszcza kolejne, owłosione pączki. Wilgoć zbiera się na ścianach butli i spływa z powrotem do gleby.

Zainteresowania – Michała i moje – przyrodą zostały docenione i dostaliśmy zaproszenie do Katedry Genetyki Roślin, które chętnie przyjęliśmy. Poprosiłam też o możliwość spotkania z profesorem Weberem z Katedry Geologii, byśmy mogli z synem pobuszować w zbiorach skał i minerałów. Michał przebiera nóżkami z ekscytacji, na samą myśl o takiej lekcji. Nudzi się trochę w szkole, nosi go strasznie…Jego interesuje geologia, kartografia, tornada, meteorologia, medycyna, fauna oceanów, kosmos, botanika. A w podręczniku ciągle napotyka na zadania typu…”pokoloruj”, „rozwiąż według wzoru”, „przepisz”. Ile można? Ile???…Szkoła ciosa dzieci na jeden, określony kształt. Podstawa programowa i podręczniki to – moim zdaniem – edukacyjna katastrofa. Uczniowie przyzwyczajani są bowiem do bardzo schematycznego myślenia, nie mają przestrzeni na własne refleksje (poruszaliśmy już ten temat podczas zebrania). Do tego polecenia są absolutnie banalne, niczym dla przedszkolaków i to z młodszej grupy. Na przykład:

„Grześ ma sanki z metalowymi płozami i oparciem. Jurek ma sanki plastikowe. Sanki Julki i Hani są drewniane i dwuosobowe. Napisz według wzoru do kogo należą dane sanki.”

Pod rysunkiem podana jest nawet podpowiedź: „To są sanki…” (jakby dziecko w drugiej klasie samo nie potrafiło odpowiedzieć pełnym zdaniem). Michał musi zatem podpisać obrazki: „To są sanki Grzesia. To są sanki Jurka. To są sanki Julki i Hani”. A gdzie…”Te sanki należą do…”, „Właścicielem tych sanek jest”, „Sanki ze zdjęcia są”. „Plastikowe sanki są własnością”. A potem jest kolejne polecenie: „W każdym szeregu zaznacz sanki identyczne jak we wzorze”. To zadanie jest tak „skomplikowane”, że zrobi je porażony, czteroletni Szymon. Ha ha ha. Nawet małe dziecko widzi oczywiste różnice w obrazkach. I takimi bzdetami musi zajmować się pięć lat starszy Michał oraz pełnosprawni ośmiolatkowie z jego klasy Ja się nie dziwię, że syn dostaje na lekcji szajby!!!

Pamiętam frustracje mojego syna, gdy miał kilka pomysłów na odpowiedź w domowniczku, a tylko jedną kratkę na wpisanie rozwiązania. A ono mogło być różne w zależności od przyjętego założenia. Nie było miejsca, by o tym szerzej opowiedzieć: Michał ma myśleć dokładnie tak, jak inni uczniowie. Po moim trupie! Robimy więc w domu eksperymenty, czytamy książki przygodowe, wędrujemy palcem po mapach i globusie, podróżujemy. Dotykamy świata. Zaciekawione dziecko potrafi godzinami siedzieć, pochylone nad danym zagadnieniem. I nadpobudliwość nie jest wtedy absolutnie żadną barierą dla Michała! Innym rodzicom radzę to samo: nie pozwólcie zabijać indywidualność waszego dziecka, rozwijajcie jego specyficzne predyspozycje.

Robię tak od lat, wbrew wszelkim schematom. Potem tylko dostaję uwagi w szkole, że biega po szkole za dziewczynami i udaje kanibala. Ha ha ha. Jesteśmy na etapie czytania „Przypadki Robinsona Cruzoe” – tłumaczyłam Wychowawczyni. Mam dziecku zabraniać korzystania z wyobraźni, czy nóg? Upomniałam jedynie syna, by nie przekraczał progu damskiej toalety, gdzie piszczące i rozentuzjazmowane dziewczynki chowają się. Też wariowałam na przerwach w jego wieku, do tego rozbijałam się z chłopakami (Pamiętam jak ganiałam po szkole i tłukłam po łbie Jacka B., bo nie chciał się uczyć, a jego matka prosiła mnie – klasową prymuskę, bym tego lenia mobilizowała do pracy). I wyrósł ze mnie całkiem porządny obywatel RP, ha ha ha. Na ostatniej wywiadówce poszły mi gile z nosa, jak zobaczyłam zeszyt syna.

Nasz Michał jest dociekliwy. Szpera. Wpisuje w tablet pożądaną frazę, a potem przychodzi do mnie z nowym pakietem wiedzy. Ostatnio znalazł policyjną notatkę o człowieku z Anglii, który dokonał makabrycznej zbrodni. „A mówiłaś, że już nie ma kanibali!” – strofował mnie oburzony syn. Wytłumaczyłam, że działanie mężczyzny było skutkiem zażywania narkotyków (tak zwanych dopalaczy), co tylko utwierdziło Michała, że tego świństwa nigdy nie tknie. Papierosy też go brzydzą, odkąd pokazałam mu – na wystawie „Body world” – płuca palacza, pokryte substancjami smolistymi (to ta wystawa z wypreparowanymi ludzkimi ciałami). Bardzo nalegał, żeby tam pójść i był zachwycony. „Nie chcę mieć takich czarnych płuc jak Babcia Ula!” – syn deklaruje stanowczo.

Już nie mogę się doczekać, gdy przyjdzie wiosna i będziemy mogli pobuszować w Katedrze Genetyki na wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym. Zdecydowanie lepsze to, niż kolorowanie po raz trzysetny obrazka w ćwiczeniach. I jesteśmy bardzo wdzięczni, że uczelnia da nam taką możliwość. Tymczasem dąb Szymon też dorasta do wlotu naczynia. Jest drobniejszy i ma węższe łodygi, ale nie poddaje się. Jak i nasz Szymonek…

***

7 thoughts on “Dąb Szymon

  1. W naszej szkole, ze względu na remont elewacji zewnętrznej i dachu, dzieci od 1 wrzesnia nie wychodzą na prezerwach na podwórko. Korytarz, który mają do dyspozycji skrócono o połowę wstawiając wielkie drzwi. Posypało sie od uwag za „bieganie na przerwach po korytarzu”. Do niedawna w-f był w szkolnych ławkach, bo sala sportowa tez w remoncie. Tragedia…

  2. Dlatego mój syn pójdzie w tym roku do szkoły jako sześciolatek, bo inaczej się w niej na smierć zanudzi. Niestety polska szkoła jest nudna i mało atrakcyjna dla dzieci. Zakuć, zdać, zapomnieć od najmłodszych lat 🙁 A myślałaś, żeby zapisać Michała na Uniwersytet Dziecięcy? Tam dzieciaki mają okazję posłuchać ciekawych wykładów i poeksperymentować pod okiem naukowców.

  3. W pełni się zgadzam, polska szkoła „wychowuje” niemyślących ludzi, pod linijkę, wg sztancy. Uczy „pod testy”, wg klucza. Jest nudna i zabija w dzieciach spontaniczną ciekawość świata. Ale póki co alternatywą jest tylko ED…A nie każdy ma takie możliwości…Popieram apel: ratujmy nasze dzieci przed nudą. Tyle, że często brakuje czasu i sił po południu, by po odrobieniu nudnych, odtwórczych lekcji, rozwijać dziecięce pasje…

    1. Z tymi siłami to słuszna uwaga. Moim zdaniem to szkoła powinna zapewniać naukę poprzez doświadczanie świata. A popołudnia powinny być do rodzinnego odpoczywania.

  4. Pani Igo jestem rocznik 91 i byłam takim zaszufladkowanym dzieckiem z ciaglymi uwagami. Nauczyłam się czytać pełnymi zdaniami mając nie całe 4 lata. Moja mama siedziała że mną w domu i nie marnowala czasu. W zabawie przemycala literki i cyferki. Zanim poszłam do klasy 0 umiałam czytać, pisać, liczyć do nieskończoności, znałam tabliczkę mnożenia, dzielilam, znałam przyrode. Byłam i jestem ciekawym świata człowiekiem. Moim nauczycielom nie podobało się to. Czytanki musiałam sylabizowac składać literki na głos bo tak… Bo tego są akurat uczone inne dzieci, kazano liczyć na patyczkach, zabraniano wykonywać działania w myślach. W polskiej szkole zbyt mądre, ciekawe swiata dziecko to problem, już lepsze jest te które nie chce się uczyć można je oblać i pozbyć się problemu. Ja przez 7 lat szkoły podstawowej byłam tym problemem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *