Z ŻYCIA WZIĘTE

Bal karnawałowy

Mój ulubiony sklep z odzieżą używaną mieści wiele modowych „perełek”. Tym razem znalazłam tam kostium karnawałowy dla Szymona. To pierwszy przedszkolny bal naszego młodszego syna w życiu, dlatego mocno postaraliśmy się z Mężem, by był to dzień niezapomniany. Szymon stał się radosnym diabełkiem w długiej, pokrytej płomieniami bluzie z kapturem, na którym wystawały opalizujące, szatańskie różki. Przez internet zamówiłam też jaskrawo czerwone, bawełniane rajstopki. Sama natomiast – do czarnych leginsów i bluzki – dokupiłam w Pepco czerwone rogi i ogon. To tak na wszelki wypadek, by nie było cienia wątpliwości, czyj jest ten nieznośny – na swój szczególny sposób – czort. Szarpie mnie za włosy i się rechocze z radości; uparcie kopie nogami, gdy próbuję zapiąć pieluchę; schodzi z moich kolan, bo koniecznie chce dreptać, choć jeszcze sam nie potrafi; ucieka – autorskim ruchem alternatywnym – z narożnika na dywan i przywołuje wszystkie zwierzęta, które z dziką radością skaczą po czterolatku i wylizują mu usta. I tak dalej…”Ty miałeś być tym grzeczniejszym dzieckiem!” – mówię czasem do syna z wyrzutem, gdy już nie mogę słuchać złośliwego rechotu małego diablęcia. A Szymon śmieje się do utraty tchu, bo doskonale wie, że broi. Tylko z politowaniem kiwam głową, bo zwrócenie uwagi kończy się fochem, a nawet aktorskim płaczem. Tak, wiem: rozpieszczony do bólu. On jest piekielnie słodki w tych swoich wybrykach. Wszystko mu z łatwością wybaczam, bo uśmiech tego dziecka jest absolutnie rozbrajający.

Syn był przeszczęśliwy wśród dużej gromady dzieci, migocących świateł i kolorowych balonów nad głową. W pewnym momencie gotowa byłam się poddać i wsadzić dziecko do wózka, bowiem tak prężyło się z radości, że ręce mi mdlały z wysiłku. Szymek wychylał się do przodu i sprytnie zjeżdżał chudą dupką z moich nóg. Jackowi udało się to nawet uchwycić na zdjęciu. „Do dzieci!” – syn wysyłał mi jasny komunikat.

Mąż zrobił sporo fotografii, dzięki czemu mamy wspaniałą pamiątkę. Byliśmy tam razem, całą rodziną, co jest absolutnym priorytetem w mojej hierarchii wartości. Nie ma nic cenniejszego, niż budowanie wspólnych wspomnień. Czasem ciężko jest wszystko logistycznie ogarnąć – przyznaję. Ale obecny kierownik Męża jest dość elastyczny, a i koledzy ze sklepu zamieniają się dyżurami w grafiku, gdy się ich poprosi o pomoc. Pomaga planowanie życia na kilka tygodni naprzód.

Tego dnia dowiedziałam się o sobie czegoś nowego: jestem w stanie tańczyć przez półtorej godziny, mając w ramionach trzynaście kilo – prężącego się niemiłosiernie – przedszkolaka. Jeśli się na coś czeka kilka lat… jeśli właśnie spełnia się czyjeś wielkie marzenie, to przypływa taka fala energii, że nie czuje się ani wkładanego wysiłku, ani zmęczenia. Człowieka ogarnia bezbrzeżna radość i szczęście. I tak właśnie się czułam, tańcząc z moim młodszym synem na balu i podskakując w rytm wszelkich radiowych hitów. Nie ma lepszego środka znieczulającego, niż szalona dawka endorfin. Czy umiałabym czerpać taką radość z życia, gdyby układało się ono zawsze pomyślnie?

Szymon był mocno zmęczony hałasem i gorącem, unoszącym się w niewielkiej sali gimnastycznej, przypominającej bardziej wybieg dla kurczaków, niż halę sportową dla dzieci. Dobra wiadomość jest taka, że – wraz z kilkoma innymi reprezentantami Komitetu Rozbudowy Szkoły – porozumieliśmy się z lokalnymi władzami i niedługo ruszy modernizacja jedynej placówki edukacyjnej terenie naszej wiejskiej gminy, która to zapewnia opiekę dzieciom niepełnosprawnym już od przedszkola. Dostaliśmy poparcie urzędników i budowa nowej sali gimnastycznej oraz kilku dodatkowych klas lekcyjnych, rozpocznie się w marcu bieżącego roku, a skończy na koniec przyszłego roku. Tym sposobem do ósmej klasy nie muszę się martwić o Michała, Szymon również nie będzie wożony do Wrocławia. W rozmowie z Panią Wójt oraz w składanych przeze mnie pismach urzędowych podkreślałam, że wysoko rozwinięta gmina – która aspiruje do prestiżowych, ogólnopolskich nagród – winna zapewnić dostęp do edukacji osobom niepełnosprawnym. Tak też się stanie, a nowe skrzydło szkoły będzie mi przypominać o tym, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych. Kolejne dzieci szczególnej troski będą mogły integrować się ze społeczeństwem, żyć aktywnie wśród swoich najbliższych sąsiadów.

Michała bal zaczął się po zakończeniu zabawy przedszkolaków. „To znowu ja!” – zażartowałam do – mocno zaskoczonych – prowadzących imprezę. Tak się składa, że jesteśmy również rodzicami „szkolniaka”. Ograniczyłam się jednak do robienia zdjęć, bo musiałam ochłonąć przed wyjściem na dwór. Udało mi się uchwycić romantyczny taniec starszego syna i jego wybranki serca – Szeherezady.

Mam wrażenie, że co roku stroje są ładniejsze. Dzieciaki wyglądały fantastycznie, ale w pamięci zapadło mi przebranie Minecraft zrobione z dużego pudła. Bardzo mnie to pozytywnie nastroiło, bo widziałam pracę i serce, włożone w przygotowanie tego kostiumu. Pewnie rodzice chłopca pomogli mu przebrać się za postać z ulubionej gry komputerowej i była przy tym niezła zabawa. Ja poszłam w tym roku na skróty (kupując gotowe stroje), ale kibicowałam innym. Swoją energię skierowałam w podróżowanie z synem palcem po mapie. Ale o tym już opowiem kolejnym razem…

***

 

 

 

9 thoughts on “Bal karnawałowy

  1. Pani Igo, czy Rodzice Przedszkolaków z balu Szymka wyrazili zgodę na publikację wizerunku swoich Dzieci? Albo np czy Mama Mateusza nie ma nic przeciwko temu że publikuje Pani Jego zdjęcia we wpisach z wakacji?

    1. Mateusz ma również Tatę! Tatę który też podejmuje decyzje a nie tylko mamę która pewnie po rozwodzie zawsze będzie anty nastawiona do nowej rodziny swojego ex
      a dzieci z przedszkola( w 99% odwrócone tyłem lub rozmazane na drugim planie) i tak swoje wizerunki udostępniają na zdjęciach internetowych placówki (pewnie tych samych zrobionych przez Igę i Jacka )

      p.s. nie mogłam się oprzeć 😛
      a gdzie dorwałaś stój dla Michałka?

  2. Może bez związku z wpisem, ale nie mogłem się oprzeć. Zaglądam na różne blogi rodziców niepełnosprawnych dzieci i naszła mnie refleksja, że tylko z twojego bloga wieje optymizmem, niezachwianą wiarą, że będzie lepiej i po prostu radością z życia- Twoją i chłopców, a Szymka w szczególności. W innych blogach tak wiele jest smutku, frustracji, braku nadziei i perspektyw. Bardzo podziwiam tych wszystkich rodziców, ich poświęcenie, wzorową opiekę nad dziećmi, determinację w rehabilitacji, tylko odnoszę wrażenie, że tak wielu nie pogodziło się z niepełnosprawnością, innością swojego dziecka, że odbiera to im całą radość z życia. Drażni ich widok zdrowych dzieci, ludzkie spojrzenia. Są smutni, zrozpaczeni i chyba to się przekłada na ich dzieci- z fotek patrzą smutne maluszki. U Ciebie jest inaczej, choć tak bardzo los ci dokopał, wstałaś, otrzepałaś kurz z kolan i czerpiesz z życia, autentycznie się nim cieszysz i dlatego Twoje dzieci też są takie radosne, a już Szymon to uosobienie radości. Twój blog powinien być lekturą obowiązkową dla wszystkich rodziców. Podziwiam

    1. Bo niestety – w wielu przypadkach – tak właśnie jest. Ludzie uginają się pod ciężarem tego wielkiego wyzwania, jakim jest wychowywanie niepełnosprawnego dziecka. Ciężko im się dziwić, to morderczy wysiłek. Mam nadzieję, że udaje nam się pokazać, że można żyć inaczej. Bywa ciężko, zdarza mi się płakać ze zmęczenia czy nadmiaru trosk. Ale wiem jedno: MOJE SZCZĘŚCIE ZALEŻY TYLKO ODE MNIE. Dlatego zawsze ocieram łzy, idę walczyć o moje marzenia, o moją radość życia. Jestem szczęśliwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *