GOTUJEMY, Z ŻYCIA WZIĘTE

Sushi

Nauczyłam już Michała wszystkich potraw, jakie potrafię zrobić. Syn przez rok uczęszczał też na warsztaty kulinarne. Trochę więc z okazji nadchodzących moich trzydziestych szóstych urodzin, trochę dla nauki nowych smaków, zabrałam go na sushi. Niech dziecko uczy się o świecie, doświadcza go wszystkimi zmysłami. Zamówiliśmy zestaw, w którym były maki i nigiri. Wkroczyliśmy w świat tradycyjnej kuchni japońskiej.

Michał posługiwał się pałeczkami tak, jakby robił to regularnie od lat. Wypychał policzki surową rybą i ryżem niczym chomik. Z radością patrzyłam, jak syn otwarty jest na nowe doznania kulinarne. Ja ostatni raz jadłam sushi z dziesięć lat temu, kojarzyło mi się ono jako danie ekskluzywne. Czy aby na pewno miałam rację?

Nazwa sushi pochodzi od ryżu zaprawianego octem, podawanego z  najróżniejszymi dodatkami: przeważnie surowymi owocami morza, wodorostami nori, warzywami, grzybami, tofu lub omletem japońskim. 

Ryż musi zostać zakupiony na stoisku z produktami orientalnymi. Przed ugotowaniem należy go bardzo dokładnie umyć, aż odsączana wodą będzie absolutnie klarowna. Kubek ryżu wystarcza na około 3-4 rolki. Dorosłą osobę nasyci jedna do półtorej rolki. Ryż moczymy przez pół godziny, a następnie nastawiamy palnik na pozycję „max” i gotujemy pod przykryciem. Zasada jest taka: na jeden pełny kubek ryżu potrzeba 1 i 1/5 kubka wody (najlepiej) mineralnej. Kiedy ryż zacznie się gotować, zmniejszamy palnik do pozycji „min” i gotujemy 13 minut. Ja – w momencie zagotowania wody – odchylam pokrywkę i mieszam, by ziarna zmieniły swoją pozycję. Potem już do garnka nie zaglądam. Po upływie zadanego czasu, odstawiam z palnika i trzymam 15 minut pod przykryciem. Następnie otwieram naczynie i mieszam ryż z zaprawą.

Zaprawa to ocet ryżowy z cukrem i solą, a zawartość buteleczki wystarczy na wiele posiłków. Na jeden kubek ryżu, trzeba 3-4 łyżki octu ryżowego, dwie łyżki cukru i płaska łyżeczka soli. Podgrzewamy mieszaninę aż się połączą składniki, ale nie wolno nam zagotować zaprawy. Ja preferuję dawać mniej octu do ryżu, bo wtedy nie przytłacza on swoim smakiem. Jest specyficzny i nie wolno go nadużywać. Ryż musi całkowicie ostygnąć, byśmy mogli kłaść go na glony zwane nori. Są to prostokątne płatki, które kładziemy na specjalnej macie (5zł) wielorazowego użytku. Za 1o płatków Nori zapłaciłam 8zł i wystarczyły na trzy obfite posiłki dla mojej rodziny. Glony zawsze kładziemy błyszczącą stroną do dołu.

Do wykonania sushi potrzebne są przyprawy: sos sojowy do maczania (opcjonalnie Teriyaki, który jest słodki-miodowy i pachnie imbirem) ok. 8zł, bardzo ostra pasta Wasabi z chrzanu japońskiego ok, 5zł, marynowany imbir różowy ok. 6zł, który spożywa się pomiędzy różnymi rodzajami potrawy w celu oczyszczenia kubków smakowych. Jest lekko ostry, pachnie oczywiście imbirem, ale też limonką. Dodatki te są bardzo wydajne i wystarczają na wiele posiłków, więc ich koszt w przeliczeniu na jedną porcję jest niewielki.

Pierwsze sushi zrobiłam w dniu urodzin, by zaskoczyć domowników. Było z podsmażonymi na maśle krewetkami. Co zrobić, jeśli na wsi ciężko dostać świeże, surowe owoce morza? Za 250 gramów blanszowanych krewetek koktajlowych zapłaciłam w Lidlu 10zł. Rozmroziłam je w ciepłej wodzie, a następnie oczyściłam z jelita pełnego odchodów, znajdującego się na zewnętrznej części łuku, w który zwinięte jest zwierzątko. Trzeba delikatnie rozchylić skórkę nożykiem (lub zwyczajnie paznokciem) i pociągnąć jelito. Smażyłam nie więcej, niż 5 minut. Na koniec dodałam starty ząbek czosnku i siekaną pietruszkę, posoliłam i dodałam pieprzu. Zostawiłam do ostygnięcia. Krewetkom – w moim sushi – towarzyszył ogórek zielony, awokado i papryka czerwona.

Mąż i syn byli zachwyceni, a ja zaskoczona, że to tak prosta do wykonania potrawa. Sporządziłam olbrzymią porcję za nieduże pieniądze. Po oszacowaniu kosztów doszłam do wniosku, że ceny w restauracjach napędzane są siłą medialnego przekazu, że sushi to danie dla ludzi zamożnych. A to – bądźmy szczerzy – po prostu ryż z octem i dodatkami, żaden z nich nie ma wpływu na tak wysoką cenę dania. Nawet wędzony łosoś warty 30zł za porcję dla trzech osób. Smak jest obłędny – przyznaję. Cena to wytwór wybujałej wyobraźni.

Mąż i syn byli zachwyceni! „Poprosimy częściej” – zachęcali mnie do dalszego zgłębiania kuchni japońskiej.

Nauczyłam się przygotowywać maki, potem jeszcze eksperymentowałam ze smażonym dorszem i wędzonym, surowym łososiem. Musimy pamiętać, że zdrowa ryba to ta, która jest dzika. Ryby hodowlane to straszny syf (przepraszam za dosadność), kumulują metale ciężkie i wszelkie toksyny z paszy. Wszystkie wersje mojego dania były równie pyszne. Ciekawi mnie smak marynowanej rzodkwi – ściśle powiązanej z tą potrawą, może kiedyś kupię na próbę. Ważne, by składniki kroić w wąskie, równe pasy i wkładać do rolki to, co najbardziej lubimy. Świeże warzywa dodają soczystości daniu. Awokado dla mnie nie ma smaku w ogóle, możecie śmiało nazwać mnie prostaczką. Ha ha ha. Po prostu ble, szkoda sześciu zeta.

Tata Jacek był szczęśliwy, że jego święto obchodziliśmy tak wesoło i pysznie.

(Tata Jacek dostał maki, a tata Łukasz słoik Nutelli – zgodnie z upodobaniami).

Ryż układany na glonach, zostawiając na górze pusty pasek około 2-3 centymetrów. Moczymy ręce w wodzie, by ziarna nie przyklejały się nam do skóry (ale nie moczymy glonów!). Ryżu dajemy tylko tyle, by zakryć Nori. Nie polecam grubej warstwy, bo sushi będzie mdłe i za duże, by wsadzić je potem do buzi. U dołu kładziemy owoce morza, następnie owoce i warzywa, a następnie zwijamy matę. Zawsze lekko dociskam ją dłońmi, a palcami podsuwam składniki do środka rolki. Warto chwilę po-rolować, żeby uzyskać idealny walec. Zwinięty rulon kroimy ostrym, mokrym nożem. Po każdym przekrojeniu wycieramy go z przyklejonego ryżu i znów moczymy. To ważne, bo danie będzie schludnie wyglądało i się nie rozwali.

Dobrze to widać na tym filmie:

https://www.youtube.com/watch?v=gM7wp3kzSRw

Nigiri to wałeczek z ryżu, na którym leży kawałek ryby, albo omleta. My jesteśmy zakochani w plastrach sushi-maki, ale na pewno jeszcze nie raz trafię na coś pysznego w kuchni japońskiej. Czeka mnie wertowanie książek kucharskich. Jesteśmy zachwyceni naszą kulinarną wędrówką po mapie.

***

20 thoughts on “Sushi

  1. Ja do sushi podejscie robiłam trzykrotnie. No ewidentnie potrawa nie dla mnie. Ryby to tez nie mój smak, a kiedy rok temu kupiłam filety świeżego dorsza z pasożytami – odpuściłam sobie ryby na zawsze (pani z sanepidu powiedziała ze to się często zdarza, ale po obróbce termicznej nie sa groźne – dziękuję, wolę nie próbować).
    Za to avocado uwielbiam I staram sie kupować przynajmniej raz w tygodniu. Tak wiec każdy lubi to co lubi. Smacznego

          1. Spróbuj w formie pasty czekoladowej- 1 zblendowane awokado,2łyżki kakao,łyżka miodu. Guacamole też super.

  2. Uwielbiamy sushi i czesto przygotowuje, ale tylko z wedzonymi rybami.Surowe do mnie nie przemawiaja ze wzgledu na ryzyko pasozytow (tatara tez nie przelkne). Lubimy ostro wiec krawedz wodorostow przed sklejeniem smaruje wasabi.

  3. Iga, ja uwielbiam krem czekoladowy z awokado 🙂 Przepyszny! I do salatek daję, rozsmarowuje na grzankach. Samego też zjadam 😉 Dla mnie w sushi nie do przełkniecia są te glony – bleee 😉

  4. Od dawna się przymierzam, żeby samej zrobić, bo na wersję restauracyjną mnie nie stać. Twój post mnie ostatecznie zmobilizował, jutro idę po składniki. Jedyne czego się obawiam, to rolowanie, żeby mi się to wszystko nie rozsypało.

  5. Najchętniej kroję avocado na kanapki. Jeśli ma konsystencję masła, stosuję zamiast masła. no i do wszystkich sałatek dodaję, pokrojone w kostkę. Doprawiam zwykle tylko solą. Czasami delikatnie czosnkiem.

  6. awokado jem na chlebie pokrojone w plasterki posolone i posypane pieprzem, pycha 😀 a co do sushi taką porcją jak ma Pani na zdjęciach to mój mąż sam by się nie najadł, w dwójkę potrafimy zjeść na jeden posiłek 6 rolek 😀 jesteśmy sushimaniakami 😀

      1. Bez problemu, czasem tylko trzeba robić przerwy na złapanie głębszego oddechu 😀 ja też robię trochę chudsze rolki, ale mimo wszystko mój żarłok taką porcję miałby tylko dla siebie 😀

  7. Avokado jest pyszne. Po prostu potrzebuje do towarzystwa limonk soli. No i czosnku, ale ja to bym czosnek waliła wszędzie, więc sie nie liczy ;-)) A pózniej to juz kwestia smaku, pomysłu, guacamole, pasty….. Ja uwielbiam tez dodać do zeilonego koktailu 🙂 Pamiętam z dawnych lat, ze nie potrafiłam przełknąć oliwki. Mydło. A miałam okazje u źródła, w gajach oliwnych. Dziś zjadam na potęgę, uwielbiam. :)To jest jeden z tych smaków, do których trzeba dorosnąć.

Skomentuj Iga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *